Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18.01.2020, 09:22   #6
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,171
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 14 godz 13 min 0
Domyślnie

To już ostatni dzionek naszej podróży. Zgodnie z planem lecimy rano na stację, tankujemy, hot dog w łapę i jedziemy. Jedzie się dość sprawnie dopóki nie zaczęło wiać. Nasze DRki są mało wrażliwe na podmuchy wiatru. Nawet jak zacina z boku czy od frontu jest w miarę stabilnie. Jurek niestety miał gorzej. Zgodnie z planem mieliśmy ciąć około stówki bez napinki. Jest tam trochę pagórków i otwartej przestrzeni. Juras nie mógł sobie poradzić z tym jak go rzucało na CRF.
Zatrzymałem się bo zamulał okropnie i nie bardzo było wiadomo o co chodzi. Jurek rzadko się unosi i irytuje. Jak zsiadł z moto to był jednak mocno wkurwiony. Rzucał chooyami i innym mięchem. Na moje uwagi że wiatr to wiatr, trzeba się przyzwyczaić rzucił że on pier..oli taką robotę. Daj mi DR i sobie pojedź CRF, rzuca. Z nerwowym gościem kiepsko się jedzie to mówię ok. Bierz moją a ja pojadę do następnego tankowania na Hondzie.
Po kilku kilometrach muszę mu przyznać rację. Rzuca tym na wszystkie strony i jak ktoś nie ma praktyki to może czuć się niepewnie. Jednak po kolejnych kilku kilosach przywykłem i cisnę ile fabryka dała. A że dała niewiele to pod wiatr ciężko pociąć setką, wrzucenie szóstki daje taki efekt, że motocykl zwalnia do 90. Cisnę więc na piątce. Na odcinku 141 km zużyłem całe paliwo. Na stację zjechałem już na totalnych oparach. Znów się zamieniamy bo wiatr ucichł. Juras wlewa 7,5 litra. Nie pamiętam ile się tam mieści w baniaku ale poprzednim razem na Łotwie jak lecieliśmy TET Juras przejechał równo dwie stówy od tankowania jak moto zgasło z braku wahy. No to ciut go przebiłem.
Droga przez Ukrainę idzie nam jakoś opornie ale jedzie się. No ale to jeszcze nie koniec. Na horyzoncie pojawia się to co lubimy najbardziej.

Idzie burza. Zatrzymujemy się bo zasiane po horyzont w obie strony. Chłopaki zakładają przeciwdeszczówki. Czas idealny. Ledwo się ubrali i lunęło. Znam już takie burze, idą w poprzek. Nie ma innej opcji. Trzeba je przeciąć. Kilka kilometrów w ulewie i będzie OK. Wjeżdżamy w oko cyklonu. Deszcz napiera z niesamowitą siłą ale już po kilku kilosach czuję że zelżało a za kolejnych kilka mamy już tylko mokrą drogę. Po burzy.
Wpadamy na granicę i strona ukraińska idzie sprawnie. Gorzej u naszych. Mamy pas dla UE ale wszyscy stoją a nasi olewają swoich tylko trzepią Ukraińców na pasie obok. Trwa to w ciul czasu. Naprawdę tak długo na wjazd do PL nie czekałem nawet jak wiozłem z UA kontrabandę i wzięli mnie na kontrolę auta.
Wreszcie wjeżdżamy do Polski i zaraz za granicą zatrzymujemy się na szamę. Od razu uderza mnie zaściankowość naszego kraju. Szlag mnie trafia.

Na największym ruskim zadupiu nie spotkałem się z taką sytuacją. Zjadamy z niesmakiem to goowno co zamówiliśmy. Lecimy dalej. Oczywiście jakimś dziwnym trafem udało nam się już w PL popieprzyć drogę do bólu i zamiast w kierunku bazy lecimy dwupasmówką na Lublin zamiast w Piaskach odbić na Bychawę.
Wracamy ale z paliwem lipa. Lecimy na oparach. Tam gdzie miała być stacja jest prywatna posesja, następna za naście kilosów. Jedziemy, może się uda.
Udało się. Tankujemy i lecimy do domu. Późnym popołudniem dolatujemy przed Kielce. Tutaj rozstajemy się z Jurkiem bo on mieszka z drugiej strony miasta.
Franz tymczasem dociera do Rzeszowa i garuje u Motomaxa.

A my z Michałem wreszcie docieramy do mnie, gdzie Marta wita nas zimnym browarkiem przytarganym z Bieszczad.
Walimy więc Bukowe Berdo.

Po 28 dniach podróży znów jestem w domu. Michał jutro po śniadanku rusza w kierunku Poznania.
To już koniec wyprawy. Było zajebiście ale miło też znów być w domu.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem