Dzień XIII
Śniadanie, pakowanie i ruszamy dalej pustynią w stronę Kiffy.
Dzisiaj rozpoczynamy tranzyt do granicy i dla zyskania czasu głównie asfaltem z wyskokami w ciekawsze miejsca na pustyni.
W sumie po paru kilometrach jesteśmy już na asfalcie i widzimy w oddali miasto. Obrzeża jak zwykle to jeden wielki śmietnik ciągnący się kilometrami.
G4012967.jpg
Miasto jedne z większych w Mauretanii, ale cywilizacyjnie stanęło gdzieś w zeszłym milenium. Zabudowa w większości parterowa. Dużo sklepików, straganów, rzemieślników. Istny MerolLand. Większość samochodów to Mercedesy. Potem Toyoty i trochę Peougotów.
G3522708.jpg
Umówiliśmy się z Neno, że spotkamy się w mieście na stacji, która leży na traku (czekaliśmy na niewłaściwej

).
G3542726.jpg
Te superhiper nowoczesne dystrybutory stanowczo nie pasują do reszty.
Długo czekamy, więc jeden jedzie szukać benzyny, bo na tej co czekamy brak. Znalazł i żeby się nie pogubić z Nenem jedziemy grupami tankować.
G3592772.jpg
Jadąc na stację spotykamy Neno i ustalamy punkt, gdzie się spotkamy na trasie. Wracamy po chłopaków i jedziemy wszyscy tankować. Jak zwykle Wojtka tankowanie jest najciekawsze przez filtry siatkowe. Zwykle pierwszy litr ląduje na ziemi zanim operator bańki lub pistoletu nie nauczy się wolnego lania.
Jedziemy na zachód. Po drodze wiele miasteczek.
G3662798.jpg
Czekamy przy drodze na Neno, żeby zrobić jakiś popas. Jazda po rozgrzanym asfalcie nie daje za dużo ulgi. Mam wrażenie, jest goręcej niż na piasku. W umówionym punkcie jest parę małych drzewek, które nie dają za dużo cienia, a jest makabrycznie gorąco.

Lobbuję, za zmianą miejsca na co niechętnie reszta przystaje, bo się już porozbierała. Neno dobija do nas i parę kilometrów dalej znajduję potężną akację, gdzie mógłbym przesiedzieć w cieniu parę dni.
Po obiedzie Neno odpala swój pojazd i okrutnie kopci na czarno. Pewnie znowu wtryski. Ledwo co wyjeżdża pod lekką górkę na drogę. Szczęście w nieszczęściu, że to dopiero teraz na asfalcie, a nie wcześniej na pustyni.
Czuć, że to główna droga, bo dużo miasteczek, wiosek i samochodów. Miasteczka niczym nie różnią się od siebie. Główna droga i przy niej sklepy i manufaktury. Zatrzymujemy się co jakiś czas przy sklepach i stacjach benzynowych, gdzie są lodówki.
Zaraz przy drodze widzę z kilkanaście sztuk padniętych krów w różnym stanie rozkładu. Już tak długo leżą i tak są wysuszone, że nawet nie śmierdzą (minuta 7.30).
Dojeżdżamy do Sangrave i odbijamy w boczną drogę. Szukamy miejscówki na namioty.
20190328_075831.jpg
Przy próbie zrzucenia balastu odkrywam, że niedaleko mamy sąsiadkę. Może będzie Łaciate.
20190328_081538.jpg
Jak zwykle nie rozkładam tropiku, bo i po co na Saharze. Zrobiłem to jednak w nocy jak zaczęło mi kapać na pyszczek.
Kolacja, rotoś i do śpiwora.