X dzień
Dzisiaj planujemy dojechać do Tidijkji. Mamy luz, bo lecimy kawałek asfalto - pustynią.
"Odśnieżanie" pełną parą.
[IMG]
G2512211 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
[IMG]
G2512214 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Po drodze mamy do zobaczenia wrak z dawnego Dakaru. Niby 5 km od głównej drogi, ale teren sprawia, że jesteśmy tam dopiero po pół godzinie. Wrak jak wrak ogołocony z wszystkiego co można było zdemontować. Zostały jakieś słabe ślady po naklejkach mocy.

Wrażenia nie zrobił.
Między czasie ktoś musi zmniejszyć ciśnienie jelitowe, więc chowam się w "cieniu"
Wracamy do głównej drogi i ciśniemy do miasta.
[IMG]
G2712296 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
[IMG]
G2582247 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Między czasie orientuję się, że gdzieś znikła wieżyczka od amortyzatora skrętu. Ciekawe kiedy, bo jak jechaliśmy po piachu to nic nie czułem, żeby jechało się inaczej. Może już taki dobry jestem.
W drodze powrotnej od wraku miałem glebę, więc może wtedy poległa.
W jakimś przydrożnym miasteczku jest checkpoint na którym Andrzej i Witek nie zatrzymują się, a reszta dla poszanowania władzy staje przed znakiem STOP.
[IMG]
G2752322 by
Ryszard Nieczypor, on Flickr[/IMG]
Czekamy chwilę i wychodzi gość. Coś się rzuca do mnie po francusku o to, że dwóch pojechało. Udaję, że nie wiem o co chodzi i mówię mu po angielsku, że ich nie znam. Teraz on nie rozumie. W końcu zabiera od nas fiszki i odpuszcza temat.
Jeszcze zdarza nam się olać znak STOP, bo nie chcemy czekać i gotować się na słońcu. Potem dostajemy opierdol na kolejnym checkpoincie.
Po drodze zatrzymują nas lokalesi i chcą sprzedać suweniry. Kupujemy drobiazgi. Bierzemy też znalezioną oponę ..... a nuż się przyda.
Na bardzo zaśmieconych obrzeżach miasta nagle DRka krztusi się i staje. Widzę, że wężyk od podciśnienia płaski jak naleśnik ( pewnie od temperatury ), więc myślę, że zaworek się zamknął, bo podciśnienie znikło. Trochę go formuję palcami, ale nie wiele to daje. Przerzucam zawór na PRI i jadę dalej. Doganiamy chłopaków na stacji benzynowej. Większość się tankuje a, że mam duży bak i âzapewneâ full paliwa to odpuszczam (błąd!!!!!).
Lecimy kawałek w stronę wschodu do Tichit. DRka znowu gaśnie i zapala kilka razy. O âŚuj chodzi? Podczas przerwy na obiad wymieniam filtr paliwa, bo stary już mocno zasyfiony i może to on nie puszcza już wystarczającą ilość paliwa.
Wszystko chodzi tip top. Jedziemy dalej i po 2 km znowu gaśnie. Jest już późne popołudnie, więc mówię Neno, że muszę się dokładnie przyglądnąć, co jest nie tak. Znajdujemy miejsce na nocleg i rozpoczynam rozbiórkę.
Odkręcam bak i podnoszę. Zaparłem się, bo myślałem, że będzie ciężki, a on frunie do góry, bo ku.....wa pusty. Przyczyna postojów znaleziona.

Jak stawiałem na nóżkę to przelewało się z jednej komory baku do drugiej i na chwilę miałem paliwo.


Postanawiam odtworzyć wieżyczkę amorka skrętu. Jako, że robiłem ją sam w garażu to zastosowałem prosty patent. Trochę było rozbierania, bo trzeba było zdemontować, kierownicę i amorek.
Andrzej robił za imadło.
Z wszystkomającej skrzynki Neno wziąłem śrubę twardości 10.8, uciąłem łepek, górę z okrągłego zrobiłem w prostokąt, tak, aby weszło w ramię amorka i gotowe.
Planujemy kolejny dzień i chcemy pojechać kawałek w na wschód w stronę Tichit. Początkowo w planie było dojechanie do Nemy (800 km), ale musielibyśmy wziąć kolejne auto z przewodnikiem i dodatkowym paliwem. Liczymy dni i ewidentnie zabraknie kilku, żeby zdążyć na samolot. Poza tym to przydałoby się wcześniej parę dni odpoczynku ....... najlepiej w szczelnej zamrażarce.
Kolacja, rotoś i w kimę
Film wkrótce.
A tak poza tym to ktoś jeszcze czyta?

