No dobra czas kończyć, bo gorąca Mauretania czeka
W Szczuczynie dopada nas kolejny deszcz, nie mamy ochoty znów zmoknąć do majtek.
Próbujemy więc uciec, mamy już popołudnie, i tak trzeba myśleć, gdzie się przespać .
Rzut oko na mapę, na północy jakieś jezioro i nawet zaznaczona turbaza.
Turbaza Chimik? Jezioro Białe? Czy to nie o tym właśnie wspominał Atomek?
Dobra nasza, kurs na „Chimika”!
No i będzie dla Chemika jak znalazł. O ile on sam się znajdzie
Jedziemy cały czas w lekkim deszczyku, ale da się przeżyć.
Ośrodek też da się przeżyć, podróż w czasie do lat 80tych w cenie

Z zewnątrz całkiem ładnie:
Nieco gorzej w środku:
Dostajemy pokoik w takim oto domku:
Pozostałe pokoje zamknięte na głucho, w kuchni czysto i pusto, oprócz kawałka kiełbasy i dwóch pomidorów w lodówce.
Niechybnie ktoś zostawił.
Robi się pogoda, robimy kolację, w roli głównej okropna sałatka ziemniaczana ze sklepu.
A skoro ktoś zostawił w lodówce pomidora, to może z pomidorem będzie bardziej jadalna
Dajemy znać braciom i Ance, gdzie się zabunkrowaliśmy, ale oni postanawiają zostać w Szczuczynie.
No cóż, trzeba to jasno powiedzieć.
Zostało nas dwoje murzynków
Na wieczór robimy mały spacer po ośrodku podziwiając infrastrukturę:
wspomnienie radzieckiego programu kosmicznego?
Nie prościej byłoby przesunąć się metr w lewo?
Wracając widzimy ludzi kręcących się po naszym domku. Jakaś pani niezbyt miło pyta, czy przyjechaliśmy na długo i ile nas jest.
No i po chwili uświadamiam sobie, że zjedzony przeze mnie pomidor mógł mieć właściciela
Nie mija 5 minut, kiedy ta sama pani wpada do naszego pokoju krzycząc coś o pomidorze. Mój rosyjski jest mizerny, na pytanie „English? Deutsch?” pani tylko prychnęła, oj łatwo nie będzie.
W końcu po polsku przepraszam za pomyłkę, usiłuję się tłumaczyć, mogę zapłacić, ale pani nie może przeżyć straty pomidora i koniec.
Na moje słowa, że byłam pewna, że ktoś po prostu to zostawił pani znów prycha: „no jak ktoś miałby zostawić jedzenie!”
No cóż, znów mamy różnice cywilizacyjne… (2 tyg. temu w domku nad polskim jeziorem zastaliśmy kawę, herbatę, ciastka i sto różnych rzeczy po poprzednikach).
Na szczęście mąż prychającej pani zaczyna ją ciągnąć za łokieć w stronę drzwi i mamy koniec polsko – białoruskiej wojny o pomidora
[cdn]