Dzień siódmy,
ale ten czas szybko leci

Wstaje się baaaardzo ciężko. Ale po nocy pełnej deszczy i burzy, wstaje naprawdę ładny dzień. Śmiejemy się z "namiotu" holenderskich komandosów i zastanawiamy jak szybko wyleczyć kacora. Sytuację ratuje obfite śniadanie w miejscowym Barze.
W końcu żegnamy Novego, ileż to razy już się z nim żegnaliśmy? Ileż to razy chłopak podejmował próby dojechania nad morze? Może w końcu dziś się uda
Ja, Czarek i Calgon kontynuujemy jazdę TET-em i utrzymujemy prosty plan: jedziemy tyle ile damy radę, trzymając się dokładnie śladu.
Trasy nie ma sensu opisywać, była opisana nie raz. Im dalej na południe i bliżej białoruskiej granicy - tym fajniej. Coraz więcej fajnych leśnych dróg. Z ciekawostek - przed Supraślem spotykamy na drodze... czołg. Najprawdziwszy czołg typu Leopard jedzie spokojnie asfaltem

Zdjęć nie mam, bo mi się telefon zaciął, Calgon chyba ma. Od jakichś kolesi dowiadujemy się że czołg jedzie na zlot fanów militariów. No ale on jedzie na własnych kołach, znaczy gąsienicach, a za nim ogromna kolejka samochodów. Kto się odważy wyprzedzić czołg?
W Supraślu przerwa i pyszny obiad w małej niepozornej knajpce. Zajebiste pierogi z mięsem, doskonały chłodnik... A zaparkowaliśmy obok dziwnego zjawiska. Otoż dwa BMW GS 1200 wyglądają jakby wyjechały z salonu. Nie, one wyglądają jakby w tym salonie ciągle stały. Nie mają nawet śladów kurzu na podnóżkach, oponach, nic, absolutnie przygotowane do zdjęć reklamowych. My po tygodniu pojeżdzawki wyglądamy jakby trochę gorzej
Lecimy dalej po szlaku. Zaliczamy każdą atrakcję po drodze. Dojeżdzamy nad Zalew Ozierany i Czarek zgłasza brak paliwa. No KTM lubi wypić, a Czarek lubi odkręcić. To się zgadza. I tu czas zadać znowu to krępujące pytanie Calogonowi: dlaczego ty w rotopaxie nie masz paliwa

Czarek jedzie zatankować a my z Calgonem odpoczywamy nad wodą prowadząc leniwą pogadanke z wędkarzami. Wraca zatankowany Czarek i dzida dalej. W Jałówce, tam, gdzie są słynne ruiny kościoła, a których chłopaki oglądać nie chcą, robimy zakupy i mały postój na poszukiwanie noclegu.
Znajdujemy agroturystykę we wsi Stoczek za Zalewem Siemianówka i dojeżdżamy tam akurat wieczorem.
To był rekordowy dzień. Zrobiliśmy ponad 300 km, wyłącznie śladem TET. Jechało się doskonale, zgraliśmy się. A przed nami ostatni wspólny wieczór. Czujemy się "jak u siebie" bo telefony łapią tylko białoruską sieć
Jeszcze tylko kolacja mistrzów, parę piwek i można iść spać.