Nieutuleni w żalu za kabanosami i pasztetami (tfu, za Marysią i Janiną oczywiście!!!!), jedziemy dalej trackiem.
A kończy się on, jak to ostatnio prawie zawsze, zamkiem.
Ale wjeżdżając do Krewy w oczy rzuca nam się o wiele ciekawsza rzecz: bar, a pod nim 3 motocykle.
Dobrze znane motocykle
Wchodzimy do knajpy, witamy się i czekamy, aż ktoś zauważy, że znów nas ubyło.
W barze zebrał się bowiem cały skład wycieczki:
całych sześć murzyniątek...
Ale przynajmniej w końcu porządne, miejscowe wiejskie jedzenie!
Pyszny chłodnik z gęstą śmietaną oraz pierogi/racuchy/pampuchy, jak zwał, tak zwał, były świetne
Na szczęście Bracia i Szynszyla nie zjedli wszystkich
Raf i Apex zamawiają mięsne, ja z powidłami. Wiejski bar wiejskim barem , podgrzane w mikrofali
Ekipa szybsza rusza szybciej, my rzucamy okiem na zamek w Krewie:
a w zasadzie resztki resztek, które się ostałyâŚ
choć ciut jakby odbudowane...
Zamek w Krewie jest dość istotny w naszej historii, bo tu 14 sierpnia 1385 Jagiełło podpisał umowę unii polsko - litewskiej.
Podobno trwa zbiórka kamieni na odbudowę zamku, więc jeśli coś wam zalega w ogródku, to wiecie, gdzie słać
Dzień szutrów, albo inaczej autostrad szutrowych.
Apex w końcu stwierdza: "Mówili o was grupa emerycka, a po szutrach jedziecie szybciej niż oni ".
Niech ja się w końcu dowiem, kto to powiedział
W pewnym momencie koniec polnej ścieżki, ktoś zaorał, rosną sobie kartoszki. No nie, kartoszek rozjeżdżać nie będziemy, omijamy jakoś bokiem, po czym lądujemy na środku łąki.
Grrr.
No ale łące wielkich szkód nie narobimy, jedziemy na azymut do tracka, choć widzimy, że Bracia pojechali jakoś inaczej
Tracki lecą dziś jak szalone, ładujemy już chyba trzeci, a na jego końcu - no cóż by innego - zamek.
Zamek (czytaj: ruiny) Sapiehów w Holszanach:
Robiąc zdjęcia tych wszystkich zamków i ruin miałam nieodparte wrażenie, że słupy elektryczne montowano specjalnie tak, aby były na KAŻDYM UJĘCIU.
Chłopakom nawet się zejść z motocykla do tych ruin nie chciało
Wbijamy następnego tracka.
No końcu, no niemożliwe - zamek.
Ale najpierw trzeba zatankować. Zjeżdżamy w bok na najbliższą stację, gdzie widząc szybko nadchodzące czarne chmury postanawiamy zostać na kawę.
Stacja jakaś taka bardziej markowa, wszędzie plakaty z European Games (dzięki którym mamy bezwizowy wjazd) oraz foldery o Białorusi. Nawet po arabsku.
Najbardziej podobał mi się folder "Białoruś -kraina zamków i pałaców
Kawa wypita, zatankowane, popadało, można jechać dalej.
Trafiamy na fajny mostek, Raf twierdzi uparcie, że to był Niemen, ALE TO NIE BYŁ NIEMEN.
Zamek w Lubczu jest nieco lepiej zachowaną ruiną:
w dodatku cały czas odnawianą.
Niestety nie było nam dane przyjrzeć się dokładniej, bo goniła nas ogromna czarna chmura i grzmiało.
Zdołaliśmy schować się do sklepu, kiedy lunęło.
A niestety odzież przeciwdeszczowa nie była priorytetem na tym wyjeździe...
Mieliśmy nadzieję, że się rozejdzie po kwadransie, ale nic z tego. Po 1,5 godziny zero zmian.
Krótki wywiad u miejscowych - pensjonatów tu niet.
No nic trzeba jechać tam, gdzie się umówiliśmy, czyli do Nowogródka.
Ale już nie do Adasia M., tylko do pierwszego lepszego hotelu/hostelu czy co się tam trafi.
Garminy widzą hotel "Krokus" na wlocie, 21 km, jakoś przeżyjemy.
Raf i Apex maja przeciwdeszcze (Raf także dżinsy

), ja naciągam dodatkowo kurtkę, jedziemy.
Ale nie ma lekko, offem

Jeszcze nigdy nie jechałam szutrem w czasie ulewy, no cóż, da się
Po 5 km mam wodę w butach (skórzanych), po 10 już wszędzie
Wpadamy do recepcji , leje dalej, pani strasznie smutna mówi: mamy tylko jeden trzyosobowy pokój, w dodatku za 70 rubli.
Alleluja!!
Oczywiście pani chce najpierw paszporty. Wszystkie. Tłumaczę, że mamy na samym dnie, a wszystko mokre, nic to, porządek musi być.
Po jakiś 3 minutach, kiedy kałuża dokoła moich butów w pięknej recepcji osiąga jakiś metr średnicy, a dookoła leżą: kask, cieknące rękawiczki, mokry namiot, mokre sakwy, a ja nadal nie dokopałam się do paszportów, panienka wydusza z siebie:
"to może jednak później pani przyniesie..."
Chwilę później wpadają Bracia z Szynszylą, równie przemoczeni (czyli gdzieś musieliśmy ich wyprzedzić...).
Niestety, to był naprawdę ostatni pokój.
Na szczęście dostają namiary na jakiś inny ośrodek i nawet nawiązujemy łączność via wifi.
A to już po godzinie oraz gorącej kąpieli
Trzy pary mokrych buciorów zostawiamy na hotelowym korytarzu, może się ludzie nie potrują
[cdn.]
PS. Włączyliśmy TV, bo chcieliśmy zobaczyć te słynne zawody, co to na nie przecież jedziemy. Ale wszędzie były tylko wywiady z Putinem