Czekamy na chłopaków i podziwiamy resztki bazy:
To pewnie była mapa pochodu na Berlin, bo jest i Warszawa, i Kostrzyn:
W końcu słyszymy i widzimy Janinę, który idzie po betonowej drodze. Tylko dlaczego idzie, a nie jedzie?
„Pomożecie podnieść XTka?”
Janusz tak szczęśliwie ześlizgnął się z betonowej płyty, że motek leżał prawie kołami do góry w pokrzywach…
We trójkę podnosimy , na co nadjeżdża Raf. Z kompletnie innej strony niż wyjechał.
„Ścieżki nie ma, ale są hangary”
No dobra. Ale i tak wolę bunkry
Bracia twierdzą, że wyjechali z bazy trackiem i trzeba było „tylko kilkanaście metrów przedrzeć się przez krzaki”. Nie wiem, nie widziałam

I zdaje się, że kolejna grupa też odbiła gdzieś w bok
My wybraliśmy piękny szuter równoległy do tracka:
Za to las był pełen poziomek i każde zatrzymanie się na siku kończyło się co najmniej 15 minutami zbieractwa
Szutry, szutry…
Ale w końcu szutrów koniec, zjeżdżamy w las.
Na wjeździe do lasu jakaś rozpadająca się budka i resztki napisu „….strielat’ ”.
Ale co? Nie strzelać? Czy będą strzelać? Trudno, jedziemy
Nooo, takich kałuż to jeszcze nie było na tym wyjeździe
O tym, jak było fajnie, świadczy kompletny brak zdjęć. Ktoś ma?
Dziwi nas brak śladów, ale ewidentnie jesteśmy na tracku. Ciekawe.
Wjeżdżamy w mega kałużę – i Raf pięknie wkleja, źle obrał trajektorię. Ja, choć dramatycznie boję się jeździć wąskimi „groblami’ pomiędzy kałużami czy koleinami, wybieram tę drogę i suchą stopą docieram na drugi brzeg, a Marysia i Janina idą w moje ślady.
Raf też w końcu się wygrzebuje i w tym momencie nadjeżdżają Bracia Przy Kasie, którzy byli na obiadku.
Tym razem naprawdę przez moment byliśmy pierwsi
Kolejnych kilka km to prawdziwa droga czołgowa, góra, dół, góra, dół. Doły pełne błota, podjazdy piaszczyste i strome.
W pewnym momencie widzę coś podłużnego na drodze, wygląda na snopek trawy czy siana. Ale jak na to wjeżdżam, na szczęście całkiem szybko, to widzę, że to grubaśna kłoda.
O mamusiu, na żadnym szkoleniu nie zmusiliby mnie do przejechania czegoś takiego!
A potem słyszę „Jezu, Jagna, widziałaś tę kłodę

”
Zjechaliśmy z tracka, ale nie z drogi i widzimy, że bracia też tędy jechali, jedziemy dalej tą czołgówką.
W końcu widzimy koniec drogi oraz zjazd na asfalt. Oraz szlaban i napis „poligon”…
Uff, musimy trochę odpocząć.
Zjeżdżamy z tracku do miasta (Słonim) po zaopatrzenie. Janina marudzi, że mały wybór piwa, a ja że wina.
Wszystkie są słodkie

Jednak zupełnie ostatnie na półce nosi napis „pol-suche”.
Ha, jesteśmy uratowani! Nieważne, że w kartoniku!
Oglądając ostatnio serial „Czarnobyl” byłam pod dużym wrażeniem autentyczności rekwizytów użytych w filmie.
Patrząc na stację pogotowia w Słonimie już wiem, że zdobycie karetek nie było zbyt trudne
No dobra, wracamy na tracka. Trochę późno się zrobiło, pewnie wszyscy już nas wyprzedzili i czekają na nas nad Świtezią.
Końcówkę tracka zamieniamy więc na szutry i dobijamy nad jezioro, gdzie mamy zaplanowany nocleg.
Okazuje się, że cała ekipa zjechała się w ciągu 5 minut! Cóż za timing
Niestety milicja stanowczo oznajmia, że biwakowanie nad jeziorem jest zabronione, rezerwat itp., Chemik wyszukuje więc jakiś pensjonat po drugiej stronie jeziora.
Jedziemy.
Ale nie dojeżdżamy, bo wcześniej widzimy pole namiotowe.
Najważniejsze pytanie – można zrobić ognisko (ależ z nas już ludzie Zachodu – zakładamy, że może to być zabronione…).
Można!
Jest nawet prysznic!
Czarek z Calgonem coś knują:
… a pół godziny później podchodzi do mnie Czarek i mówi: „Jagna, schowaliśmy Człowiekowi bez Butów jego buty, będzie śmiesznie.
Jakby co, to powiem, że to Ty, na ciebie tak się nie wkurzy”
No jasne!
Wino w kartoniku okazało się bardzo znośne, a chłopaki zaczęli dzielić się męskimi doświadczeniami, o których lepiej pisać publicznie nie będę
Do tego trochę historii rodzinnych, ogólnoświatowych, polityki oraz dowcipów Calgona. Oraz oczywiście wyśmiewania się z jego BMW

I o dziwo, żadnych rozmów motocyklowo – technicznych!
Czyli piękny wieczór przy ognisku z ciekawymi ludźmi
[cdn.]