Obudzony w srodku nocy nie bardzo kojarze, wypytuja ile wart jest motocykl i ile zarabiam w Polsce. Mam wrazenie, ze porwano mnie dla okupu. Nawet motocykl schowany do chalupy! Mam wszysko w dupie, wkladam wszystko co cenniejsze pod posuszke i klade sie dalej spac. Rano okazalo sie, ze jestem otoczony milymi ludzmi ciekawymi wszystkiego o polsce. Czy sa barany, ile jest trawy, jak mowi sie "ajlafju".
Zjadam conieco i na kon. Po drodze z naprzeciwka jedzie piec motocykli. Jada grzecznie, gesiego, wszyscu na stojaco, powolutku, na beemkach, jak na reklamowce. Na ich machania z dzika radoscia odpowiadam kamieniami i blotem. W Olgi dowiedzialem sie, ze to grupa czechow.
Slyszlem opowiesci, ze po przejechaniu Mongolii marzy sie o asfalcie. Bzdura! 40 km przed Olgi jade wzdluz asfaltu i nie mam ochoty na niego wskoczyc, szuterek rowniutki, powyzej stowki, po co ten asfalt?
Jutro pozegnanie z Mongolia, do granicy jakies 100 km bo dzis sie cofalem.
Do domu dluga nudna droga. Ale wracac sie chce......
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..."
|