Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.08.2017, 09:08   #42
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
Domyślnie



30.Kalamitsi-Anatolikos Olimpos 18.07
116657-116919/392



Pobudka o 8:00. Nocą, umęczone głośnymi rozmowami panie z przyczepy kempingowej naprzeciwko, dają świszczący koncert na trzy glosy. Chrapanie kończy się zapewne długo po naszym odjeździe.
Wyruszamy, kiedy jeszcze jest w miarę „chłodno”, przedtem jednak fotografia na pamiątkę.



To plaża z daleka.



Cały półwysep Halcydycki jest bardzo zróżnicowany i warto jechać tędy albo wieczorem albo o świcie.



Słońce w tym czasie dodaje swoje wyjątkowe malowanie do każdego zakątka skały i do każdej fali na morzu przykleja jeden skrzący brylant.
Pomarańczowe promienie z jednej strony rozświetlają ścianę skały przeciętej szosą, z drugiej zacieniając ją.















W Armenii wbił się w oponę mały otoczak. Sprawdzam co jakiś czas co z oponą. Jest OK.



Droga robi się mniej egzotyczna po opuszczeniu półwyspu w kierunku Thessaloniki. Płatne odcinki autostrady, gorąc bijący zewsząd, Małe i duże samochody.







Miastu Thessaloniki należy się kilka oddzielnych słów. Nie warto go omijać.



Położone jakby na skraju całego regionu Chalcydyckiego jest drugim co do wielkości miastem w Grecji. Jest i portem i miastem tranzytowym. Grecy nazywają je współstolicą i jest zatłoczone bardziej niż Warszawa.







To po pierwsze. Po drugie, za każdym razem kiedy tu się jest, można odnieść wrażenie że jedzie się przez piekarnik z popcornem a popcorn to skutery i motocykle. Można tu zobaczyć najszybsze jednoślady świata, najdroższe, najnowsze i inne naj. Nie jest nadzwyczajnym widokiem skuter obładowany czterema butlami z gazem spawalniczym, stojącymi na specjalnej platformie. Nie uwidzi się tu też pojazdu bez przeróbek. Wydech, koła, malowanie, mocowania do przeróżnych gabarytów bagażu. Wszystkie te cuda jeżdżą po asfalcie o minimalnym współczynniku tarcia a obsługują je kierowcy ubrani jak na plażę, czasem w kasku.





Są tam też pasy dla autobusów, taksówek i …jednośladów...



...a na każdym kroku sklep, diler albo serwis motocyklowy. Raj, mimo że ruch jakby ktoś w ul kopnął. Po odstaniu swojego w korkach, wyciśnięci jak cytryny, wyjeżdżamy za miasto.



Niespiesznie przemieszczając się po niemal pustej autostradzie, zatrzymując się tylko po owoce albo wodę, dojeżdżamy do Anatolikos Olimpos. Nie żeby było już późno, czy żebyśmy byli zmęczeni. Po prostu motocykl i czas w takim zestawieniu daje swobodę i wolność wyboru. Ze znalezieniem kempingu nie ma kłopotu. Kłopot jest z miejscem na nim. Za drugim podejściem trafiliśmy jednak na wolną działkę, która pomieści mały namiot dla dwojga i motocykl.





Ledwo zdążyłem wejść na teren kempingu, zaczepia mnie wytatuowany chudzielec. Zagajony po grecku odpowiadam migowym a ten na wszystko kiwa ze zrozumieniem. Po chwili obaj dywagujemy dzielnie po angielsku na poziomie advanced wspomagając się rękoma i kartką papieru. Wyszło na 10 Euro za dobę a chudy okazał się właścicielem tego miejsca.

Główna arteria tego miejsca prowadzi na plażę.





Namiot rozbity a my na plażę! Wprawdzie kamienista, ale za to widoki i woda nie pozwalają podnieść się szczęce, jak to nad Egejskim.





Wiadomo że woda morska zawsze zostawi na człowieku więcej niż by się chciało. Sól zazwyczaj trzeba spłukać. Sęk w tym że można to zrobić po przeparadowaniu przez cały kemping a potem domyśleć się miejsca gdzie kąpiel pod prysznicem jest możliwa. Wprawdzie budynek odpowiedni stoi, ale pomieszczenia nie mają już tak oczywistego przeznaczenia.



Ja wykorzystuję miejsce zamykane deskami na skobel gdzie w ścianie widnieją dwa metalicznie połyskujące przedmioty. Jeden czerwony, służy do odkręcania strumienia wody ochładzającej się w miarę korzystania z jej dobroczynnego działania a drugi służy do regulacji mocy tegoż strumienia.



Podłogę zwieńcza otwór mogący pochłonąć na zawsze nawet sporej wielkości mydło, otoczony tutejszą fauną i florą. Nawet klapki w tym żywym bądź co bądź miejscu, jakby same ledwo dotykają gruntu w obawie przed dziką sforą drobnoustrojów uganiających się wśród egzogennych grzybów.

Po zabawnej kąpieli wybieramy się po coś na kolację. Oczywiście jak to w miejscowości wypoczynkowej, nie ma tym kłopotu. Trzeba jednak wybierać duże samoobsługowe sklepy żeby ceny nie były „turystyczne” i żeby był pełen asortyment.



Wieczór zawsze przynosi ukojenie po nieco męczącym upale. Pachnący mydłem, pastą do zębów, jakimś antyperspirantem i Muggą przeciw komarom, zasiadamy do kolacji.



Świeże bułki, soczyste i słodkie pomidory, małe masło, różne rodzaje miejscowego sera, trochę winogron, arbuz wielkości końskiego łba i herbata z rozkładanych kubków pachnących gumą. To wszystko przy akompaniamencie cykad, ptactwa, rozmów w obcym języku dochodzących z wielkich przyczep kempingowych wypełnionych Grekami, Włochami i Niemcami.
Słońce rzuca cień drzew na cały kemping. To oznacza koniec upału.
Po takiej kolacji do szczęścia wystarczy już tylko cywilizowane Coffe Frappe i ekspresso na plaży z parasolkami z trzciny, zachód słońca, cicha muzyka fal spokojnego teraz morza.





Kicz? Może. Ale mamy to na żywo...
Wydaje się że właśnie w poszukiwaniu takich chwil jedzie się gdzieś w nieznane, tysiące kilometrów od domu…

Dla dociekliwych: N39.98693 E022.63160
http://goo.gl/maps/GSwBZ
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem