22/23. Goreme-Goreme 12.07
114998-115036/38
Rano budzi nas muezzin i budzik jednocześnie. Tylko pobudka około piątej gwarantuje widok po jaki tu przyjechaliśmy.
Żeby nie obudzić sąsiadów wydechem z R1 adoptowanym do naszej TDM`ki, motocykl wypycham z kempingu na główną drogę.
Teraz jedziemy na wybrane wczoraj wieczorem miejsce.
A tam… wschód słońca.
W dolinie widok ten jest codziennością...
Trochę bajeru...
Unoszą się wszędzie. Jest ich coraz więcej i więcej.
Statyczne i wielce dostojne kule wypełnione ciepłym powietrzem prócz niesamowitych doznań wzrokowych, wypełniają całą dolinę złowrogim sykiem zapalanego gazu.
Beztrosko piloci pływają w powietrzu między skałami.
Nawet Wera łapie jeden na chwilę.
Balony latają albo wysoko żeby pokazać pasażerom rozległą panoramę okolicy…
…albo wręcz nurkują w doliny między skały niemal ocierając się o porowatą fakturę kamieni.
To chyba jedyne miejsce na świecie gdzie dzień w dzień można zobaczyć kilkadziesiąt balonów startujących jednocześnie z jednego miejsca.
Po sesji wracamy odstawić motocykl i idziemy na spacer.
Chodząc po Goreme zdałem sobie sprawę że WSZYSCY żyją z tych balonów. Począwszy od pilotów balonów, przez kierowców Toyot Landcruiser które ciągną przyczepy z balonami, kierowców busików dowożących turystów do tychże balonów, przez naganiaczy i zachęcaczy mających prowizję od nagonionego, biura wyspecjalizowane w wycieczkach balonem, obsługę naziemną balonu, podawaczy herbaty przed i po locie balonem, „profesjonalnych” fotografów i operatorów kamer filmujących balony z pasażerami, obsługę stacji napełniających butle gazem do balonów, serwis Toyot ciągających przyczepki z balonami, serwis samych balonów i ich butli i jeszcze nie wiem kogo.
W tym miasteczku wszystko jest podporządkowane balonom w którym lot kosztuje 150 Euro za godzinę albo jak się trafi „okazję” i majfrienda co potrafi wszystko załatwić to 120 Euro.
Dodam tylko że do jednego kosza wchodzi kilkunastu turystów a balonów startuje codziennie kilkadziesiąt.
Zważywszy na ilość osób zatrudnionych w tej działalności, odlotowa cena staje się zupełnie zrozumiała.
My poprzestajemy na krzewieniu wizerunku TDM na tle tych latających świnek-skarbonek.
Jeszcze po powrocie z „miejscówki”, na kempingu z bliska możemy przyglądać się tym żaglowcom powietrznym.
Wczoraj wieczorem dobiła para Francuzów na nocleg. Sporą część trasy ze swojego kraju przejechali… na rowerach.
Zaprzyjaźniamy się, opowiadamy o trudach podróży, my podziwiamy ich zapał a oni nasze przygody. Oglądamy mapy i trasy przejazdu. Wszystko to przy cieście, herbacie i innych frykasach.
Fotografia pamiątkowa:
Bardzo to piękne, ekscytujące i inspirujące kiedy ludzie około 50-tki myślę, z pasją opowiadają o przygodach i miejscach które widzieli, czuli i poznali z perspektywy pojazdu którym większość jeździ dookoła domu.
Dla pełnego obrazu Goreme i okolicy, po śniadaniu ruszyliśmy z motocyklem sprawdzić co jeszcze zaskoczy nas swoim pięknem.
Oczywiście wszystko co UNESCO jest bardzo "turystyczne" i dość drogie w kasie biletowej. Czy i gdzie warto wejść, trzeba na miejscu ocenić samodzielnie.
Oto widziany wcześniej z daleka zamek w Uchisar
To jego strażniczka ze swoimi owocami na sprzedaż.
widok z zamku.
Błyskotki zawsze przyciągają.
Jedziemy w następne miejsce.
Jesteśmy przy kościele Cavusin.
I dalej.
Sporo tu smoków małych.
Teraz dolina mnichów czyli Pasa Bagi.
Niesamowite formy skalne przywodzą na myśl wiele skojarzeń.
W wielkiej hali można kupić pamiątkę.Są i kiczowate kolorowe kulki ale też ręczne wyroby tureckivh rzemieślników.
A to tańczący Derwisze z metalu.
I husty ręcznie tkane.
Upał doskwiera wszystkim. Jest około południa. Idziemy do cienia.
Pali czy sprząta?
Kręcimy się po okolicy, robimy zakupy na obiadokolację i wracamy do Goreme wcale nie najkrótszą drogą.
Ani nawet nie główną.
W końcu muszę użyć GPS żeby wrócić do namiotu.
W okolicy jest kilka zasadniczo „obowiązkowych” i „kultowych” miejsc które należy zobaczyć ale przekornie omijamy je nasyciwszy się poprzednimi widokami.
Chcemy Werze wynająć skuter ale na wszystkie potrzebne jest odpowiednie prawo jazdy.
Skoro tak, idziemy pieszo.
I tak oto, trochę motocyklem, trochę pieszo, dochodzimy upalną drogą dnia, do zachodu słońca.
Dla dociekliwych: N38.64436 E034.83455
Mapy dziś nie będzie. Po prostu trochę pokręciliśmy się tu i tam po tej dziwnej i pięknej krainie.