Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.08.2017, 08:28   #3
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
Domyślnie



13.Sargiukh-Jil 03.07
111614-111873/259


Ranek budzi nas lekką mżawką i jakimś hałasem. To znów samochód. Tym razem przywiózł właściciela łąki do pracy. Niczego sobie nie robiąc z naszej obecności wziął się do koszenia. Wychynąwszy z namiotu w geście pojednania podnoszę rękę krzycząc zwyczajowe dzień dobry! Człowiek z kosą odpowiada tym samym, tylko unosi rękę z kosą. Dość to dwuznaczne. Widać jednak uśmiech na twarzy, więc będziemy żyć.
Uspokojeni zbieramy obóz i ruszamy w drogę.
Zatrzymujemy się w miasteczku po owoce i coś do picia.





Przy drodze sprzedają tu przepyszną kukurydzę soloną.



Materiał szkoleniowy: Syn pomaga ojcu.



W miejscu zupełnie przypadkowym zatrzymujemy się na śniadanie. Tu odnajdujemy piekarnię a w niej dwóch Gruzinów, braci, piekących w tradycyjnym tu piecu placki chlebowe.



Kupujemy chleb i bierzemy się do jedzenia a na to wychodzi Gruzin z piekarni i proponuje kawę. Sahara? %$(*&@%$^? (drugie słowo bardzo trudne do wypowiedzenia) Wybieram Sahara. No i kawa jest taka jak na ten region przystało. Mała, drobno zmielona, wręcz na pył, zmieszana z taką samą ilością cukru, zalana wrzątkiem.

Delektujemy się nią zagryzając świeżym, gorącym chlebem stojąc przy obładowanym motocyklu, obserwując mijający tu wolno czas i psa szwędającego się po poboczu. Do szczęścia brakuje tylko… no niczego nie brakuje.

Chleb się skończył, kawa wypita. Trzeba ruszać. Po drodze zatrzymując się jeszcze na przesłodką mimo tony soli na niej kukurydzę gotowaną, dojeżdżamy do Jeziora Sevan.





Gdzieś przeczytałem, że Jezioro Sevan zajmuje 5% powierzchni kraju. Jest największym jeziorem Kaukazu i jednym z najwyżej położonych jezior na świecie. Patrzymy właśnie z perspektywy drogi na lustro wody na 1916m n.p.m. a przed nami 78X56km linii brzegowej do objechania.





Jedziemy główną drogą pomiędzy trakcją nieczynnej kolei a brzegiem jeziora. Na brzegu stoją opuszczone dawno ośrodki wczasowe, zapomniane bungalowy, niedokończone inwestycje, budynki gospodarcze i betonowe szkielety. Po drugiej stronie drogi, za torami łagodnie piętrzą się szczyty wzniesień szczelnie przykryte chmurami.





Tak wygląda wschodnie wybrzeże. Po kilkunastu kilometrach, opuszczone albo pozamykane budowle ustępują miejsca przyrodzie. Jest rześko mimo słońca a małe zaludnienie w tej części Armenii, pozwala myśleć o zastanych widokach, jako o pustkowiu, mimo z rzadka mijanych wiosek.



















Niedługo zabraknie benzyny. Jedziemy w kierunku Vardenis. Jest to zupełnie łatwe do momentu, kiedy droga zamienia się w dziury poprzedzielane kawałkami starej nawierzchni a motocykl wznosi się i opada jak na falach sztormu. Wkoło nie widać żadnych zabudowań. Zwalniamy do 20 km/h. Miejscami droga poprawia się i przez kilkaset metrów można cieszyć się nierozdygotanym obrazem. Potem już tylko przyroda. W pobliskim miasteczku chcemy kupić coś na ognisko. W naszym mniemaniu nie było. W następnym sklepie też aż w końcu dotarliśmy do Vardenis z jego archaiczną architekturą i drogami nieremontowanymi od lat.













Na jednej z ulic, ze starego dystrybutora tankujemy za pomocą dwóch panów z obsługi i jednego ucznia.



Dystrybutor lichy, ale benzyna dobra. Kupujemy coś na kolację w miejscowym, samoobsługowym sklepie przy wielkim placu w kształcie ronda. Wracamy na drogę nad jeziorem i jedziemy na zachodnią stronę jeziora Sevan. Tu jednak nieprzerwany ciąg chaszczy, błotnistych płycizn albo zabudowań, zniechęca nas do szukania miejsca na obóz.
Zawracamy w Yeranos i oczom naszym ukazuje się groźnie zwisająca w oddali chmura burzowa.



Wygląda jakby ogonem zaczepiła o szczyt góry. Rzuca błyskawicami i kłębi się na naszych oczach, zalewając niezbyt odległą okolicę smagającym deszczem i próbując wyrwać swój groźny ogon górom. Podobno tutejsze zjawiska atmosferyczne są jedne z najgroźniejszych dla ludzi. Często można dostać piorunem, wicher łamie drzewa a fale na jeziorze osiągają nawet do 2etrów! Nic dziwnego, jesteśmy przecież dwa kilometry bliżej nieba.
Na domiar złego, po drugiej stronie miasta, od którego się oddalamy, tworzy się podobne monstrum, zalewające wszystko szarym strumieniem siekącej wody pomrukując w rytm częstych błyskawic. Mamy szczęście, bo do nas dociera tylko wiatr próbując przewrócić motocykl i trochę siekącego deszczu. Kiedy wiatr nieco słabnie, zauroczeni tym niesamowitym pokazem sił natury, wracamy do miejsca, w którym mamy rozbić obóz. Żeby urozmaicić sobie drogę, jedziemy najbliżej jak się da linii brzegowej.



Całe jezioro to park narodowy. Można jednak jeździć tam wszystkim a linia brzegowa w miejscach przebywania licznego tu ptactwa jest zabezpieczona przed ingerencją ludzi dodatkowym, wyglądającym na naturalny nasypem, co tworzy coś w rodzaju fosy i zniechęca do biwakowania w tym miejscu. Mniej więcej w odległości 100 do 300m od jeziora ciągnie się alternatywna do asfaltowej, droga szutrowa. Jest niezłej jakości i tylko wielkie kałuże po niedawnej nawałnicy czasem ją przerywają. Miejsca na biwak pełno aż trudno się zdecydować.









Przez około 40km tej drogi, zbaczając co jakiś czas nad brzeg i wracając na szlak, mijając pasterzy na koniach, trafiamy na świetne miejsce na nocleg. Rozbijamy namiot, rozpalamy małe ognisko, gotujemy wodę z jeziora na herbatę. Wera robi kolację z pieczywa i czegoś w rodzaju serka topionego.











Wchodzimy do lodowatej wody żeby opłukać kurz z drogi. Jest tak zimna, że żyły kurczą się do grubości włosa, serce wali jak oszalałe i wszystko w człowieku mówi uciekaj!
Nurkowanie powoduje natychmiastowy, przeszywający ból głowy jakby była ściskana imadłem i niezależną od woli chęć wyskoczenia na brzeg. Mimo to da się tu wytrzymać 15 minut.





Po tej namiastce krioterapii gramy w karty w towarzystwie roju jaskółek mieszkających po sąsiedzku.







Tylko szalejące w oddali burze przypominają, że nie zawsze jest tu tak sielsko. Chowające się na noc słońce po przeciwnej stronie jeziora, wydłuża cienie aż do zmroku. Jaskółki zamieniają się miejscem z nietoperzami, owady przestają grać, ciężkie chmury wiszą nieruchomo, zmęczone koncertem z piorunów, tafla wody jakby zastyga w bezruchu i noc wpuszcza na niebo drogę mleczną. Koniec dnia zagania nas do namiotu.
Tu jest wszystko a na dodatek nikogo nie ma.

Dla dociekliwych: N40.44612 E045.42601
http://goo.gl/maps/wfemK
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem