Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.07.2017, 22:24   #7
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
Domyślnie



9-ty dzień.
Dzień serwisowy. Ani jednego kilometra na kołach. Nicnierobienie przeplatane z przeglądem motocykla, praniem najbardziej zewnętrznych powłok motocyklisty i obchodem okolicy.



Nie ma wody. Kawę robię z resztek zapasu. Pranie też oddala się w czasie. Właściciel kempingu mówi że w wykopie robotnicy znaleźli bombę, uszkodziła się pompa i coś tam jeszcze. Starą bombę, zardzewiałą.
Skoro tak, jest okazja żeby przyjrzeć się motocyklowi. Od chlapania się w Rumunii minęło kilka dni i przez ten czas glina zdążyła się rozpuścić w strugach codziennego deszczu. Motocykl znów przypomina motocykl. Zostało trochę na felgach i w zakamarkach silnika. Sprawdzam stan oleju, gmeram przy łańcuchu ale niepotrzebnie.



Jest kilka rys od permanentnego wywracania się. Wyciągam kamień który utkwił między lagą a plastikową osłoną zawieszenia. Koniec przeglądu.
Po południu woda wraca do rur. Idę do sklepu prowadzonego przez właściciela kempingu. Chcę kupić proszek do prania. Ten zniecierpliwiony chyba moim angielskim, swoimi grubymi paluchami bezpardonowo wyrywa mi 5 Euro miętoszone w dłoni i w zamian za to woła swojego pracownika. Pracownik wygląda na około 30-tkę. Długie, kruczoczarne i poskręcane włosy spływają na opalone ramiona sięgając aż do pełnych, gigantycznych piersi. Im niżej, tym sylwetka zwęża się aż do obszernych bioder zakończonych nogami schowanymi pod sukienką obnażającą tylko łydki. Łydki zakończone stopami obutymi w klapki. Stopami z piętą jak kora drzewa oliwnego pamiętającego czasy Chrystusa. Chyba nawet Cejrowski takich nie ma. Nie zważając na to, sunę posłusznie za pracownikiem starając się nie opuszczać wzroku aż do miejsca gdzie obok wielkiego zlewu stoi przemysłowa pralka. Pracownik podłącza do ściany zabraną ze sobą wtyczkę przenośną na 400V i łączy z białym pudłem.
Wrzucam do pralki pozbawione ochraniaczy kurtkę i spodnie. Pracownik sypie ogromną ilość proszku, włącza urządzenie i odchodzi do swoich zajęć pozostawiając mnie z warczącym urządzeniem sam na sam. Syk zaciąganej wody i odliczający wyświetlacz mówią że przede mną ponad godzina czuwania. No to czuwam. A to obiad zrobię, to znów ptaka znajdę. Notatki porobię, popatrzę, poczytam, pomyślę. Jak to praczka.
No właśnie. Ptak. Skamieniałość albo integralna część drzewa, sęk jakiś przykuł przypadkowo moją uwagę. Podchodzę bliżej a tu coś jak wróbli korpus z żółtym dziobem z drzewa wyrasta. Całość wpatrzona wybałuszonymi gałami gdzieś w odległe nic, udaje że tej całości ja nie widzę. Skamieniałość ta mała, swój ogromny strach zdradza tylko wyfajdolonym w pośpiechu odchodem kiedy tylko za bardzo się zbliżyłem. Wszystko oczywiście w bezruchu, jakby z rurki wypadł groszek. No i pat. Ja gapię się na to zjawisko a zjawisko gapi się gdzieś udając że go tu nie ma. Zbliżam się z obiektywem aparatu bliżej i bliżej aż tu nagle jak rozdziawi żółtą paszczę ptaszysko! Aż mną wstrząsnęło. No głód wygrał najwyraźniej...






Pranie wisi na sznurku. Jest późne popołudnie ale temperatura obiecuje szybkie schnięcie.



Idę na plażę. Położona jest w małej zatoczce. Jej brzeg jest piaszczysty co wcale nie jest w Grecji takie oczywiste. Zimnawe o tej porze roku wody morza Egejskiego leniwie rozmywają swoje małe fale o brzeg. W pewnym oddaleniu cumują łódki, motorówki, małe jachty i łodzie miejscowych rybaków. Porośnięte śródziemnomorską, niską roślinnością okoliczne wzgórza pilnują dostępu do rajskiego zakątka. Całość sprawia wrażenie zapomnianej przez cywilizację.




Idę na jedno ze wzgórz. Tu gdzie wiatr bawi się wciągniętą na maszt flagą Grecji.
Ktoś zrobił to niedawno, bo na fladze widać wciąż zagięcia materiału. Jest też czysta jakby przed chwilą została założona.



Z tego miejsca widać więcej. Po drugiej stronie wzgórza nie jest tak sielsko. Plaży nie ma. Grunt kończy się przepaścią i nie jest tak spokojnie. Z morza wynurzają się obłe kształty. Buro-szare formy, cierpliwy czas upodobnił do skóry fantazyjnych potworów pasących się na dnie zatoki. Ich garbate ciała zgięte w kłębie z lubością przyjmują na siebie syczącą pianę fal.





Siadam na ciepłym, chropowatym kamieniu i zamieniam się w drzewnego ptaka którego dziś spotkałem. Wpatrzony w zatokę i podrygujące na niej łódki, obserwując ojca który przyszedł z synem łowić ryby, czekam aż słońce rozpocznie dzień dla kogoś za horyzontem, tutaj ustępując miejsca rozgwieżdżonej nocy.



__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem