Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08.10.2016, 19:24   #89
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,176
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 22 godz 23 min 10 s
Domyślnie

Osh - Toktogul

Rano wstajemy i pomału lecimy na śniadanko. Przed hotelem spotykam jednego z Francuzów. Zabiera się za naprawę cieknącego dyfra. Pytam czy pomóc ale gość dziękuje a wygląda na ogarniętego bo robota idzie mu szybko i sprawnie. Lepiej byłoby ruszyć możliwie jak najszybciej bo słońce da nam w dupę ale jakoś.tak się.ślimaczymy że szok. Zanim wyjechaliśmy udało nam się.jeszcze zatankować i pochrzanić drogę w kierunku Dżalalabad i trafiamy na granicę.Uzbecką. Szybka cofka i lecimy już we właściwym kierunku. Jest tak upalnie, że nie da się.wytrzymać to jakiś biegun gorąca. Temperatura z 40 stopni więc stajemy na mały popas w przydrożnym kafe. Zamawiamy szaszłyki, sączymy sok malinowy i kwas. Szaszłyki i napitki przepyszne aż się.nie chce jechać dalej po takim posiłku. No ale jechać trzeba. Rano rozmawiałem z busiarzami, którzy parkowali obok hotelu i powiedzieli że droga z Osh do Biszkeku to 10 godzin jazdy mimo że to tylko ciut ponad 600 km. W takim razie zmieniamy cel i obieramy Toktogul na dzisiejszy biwak. Jedziemy dalej, po drodze jeszcze jedno tankowanie i już.jedziemy wzdłuż rzeki o pięknym turkusowym kolorze. To Naryn , który rozlewa się w pięknych wąskich ale stromych dolinach. Przejeżdżamy przez tunel, droga wije się serpentynami które aż proszą się.o odkręcenie manetki. Jedziemy jednak zachowawczo. Przed nami około 5 tysięcy kilometrów do domu. Nieciekawie byłoby po przejechaniu prawie 10 tysięcy kilometrów zaliczyć glebę na asfaltowej drodze puszczając wodze fantazji.
W końcu dojeżdżamy do szlabanu z poborem opłat. Gość wyciąga do mnie łapki ale mówię mu że motocykle nie płacą i żeby nas przepuścił. Idzie w zaparte że płacą wszyscy i my też.musimy. To pokaż cennik twardo stawiam na swoim. Tam na tablicy wisi. Idę i czytam ale przeca w Kirgistanie motocykle nie jeżdżą i nikt nie pomyślał aby umieścić w cenniku motocykl. Wracam do gościa i mówię że nie ma motocykli w cenniku a skoro tak to ma otworzyć i nas puścić bezpłatnie. Swoją drogą cena jaką nam krzyknął była sporo wyższa niż ta którą.płacili lokalesi. mogło to być związane z pozycją w cenniku (innostrańcy). W końcu gość zrezygnowany macha ręką i mocno wkurwiony otwiera szlaban. Jedziemy za free.
Dzień pomału ma się.ku końcowi w nareszcie widzimy już jezioro. Brzegi są jednak zajebiście strome, nie ma żadnego zjazdu i musimy objechać je wokół aby znaleźć dogoną miejscówkę.na biwak.
Droga i tak prowadzi wokół jeziora więc nic nie tracimy. Wreszcie jesteśmy po drugiej stronie i widzę już że jest droga, która prowadzi do jeziora. Jest dobrze.
W takim razie udajemy się.na shopping. Lepioszki, coś do żarcia, browar. Nie kupiliśmy wody.
Zjeżdżamy z czarnego i pomału kierujemy się.widoczną na navi szutrówką do jeziora. Nijak nie idzie tam dojechać. W końcu drogę wskazuje lokales i gonimy dalej. Słońce już tuż nad horyzontem. Navi wskazuje że jestem już na wodzie a droga prowadzi dalej. Mimo późnej pory jest upał. Dojeżdżamy do końca drogi, która znika pod wodą. Schodzę z motocykla i rzucam dużym głazem. Długo idzie na dno. Fak! Nie mamy ani czasu ani ochoty kręcić się wzdłuż.brzegu w tym skwarze. Skręcamy w prawo w kierunku wody i po kilkuset metrach Nynek znajduje dogodną miejscówkę na biwak. Uratowani. Od razu zdejmujemy ciuchy, rozkładamy namioty aby nie robić tego po ciemku.
Odblokowujemy piwko i odpoczywamy.
Woda jest z wierzchu ciepła ale ponad dnem płynie jakaś rzeka bo woda jest po prostu zimna. Jezioro jest też głębokie. Kilka minut pływania i kolejny browarek. Słońce pomału zachodzi i jesteśmy zjebani.
Zachód słońca nad Toktogul.






Michał ładuje w kimę a ja z Nynkiem jeszcze siedzimy przy nazym ognisku z kanistra z lampką. Nynek w końcu też się.poddaje i zostaję.sam. Mam zamiar zapalić fajkę.i też.się.położyć, gdy nagle podbija do mnie 2 lokalesów. Grzeczni i mili. Rybacy. Mają łódź, sieci i osła, ktory ten burdel napędza. Rozmawiamy kilkanaście minut ale nie mam już siły. Oczy mi się.zamykają więc informuję tubylców że niestety muszę się.położyć bo rano o 5 musimy ruszać dalej w drogę. Grzecznie odchodzą dodając tylko, że będą tutaj całą noc i żebyśmy niczym się.nie martwili. Jesteśmy pod ich ochroną. Wchodzę do namiotu i sam nie wiem co o tym myśleć. Dla spokoju wracam i chowam wszystko co na wierzchu do przedsionka. Wchodzę do śpiwora i już po mnie. Zasypiam natychmiast.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem