I kolejny dzień naszej wyprawy.
Rankiem okazuje się że Nynek pół nocy pilnował muszli w kiblu. Stąd jego nieobecność w pokoju w nocy. Biegunka go dopadła a Michał na szczęscie w zasadzie całkowicie naprawiony. Czuje się dobrze. Po śniadaniu coś czuję że i mnie zaczyna dopadac biegunka. Aplikujemy wszystkie medykamenty jakie Nynek miał ze sobą przywiezione od Turka. Ja czuję się znośnie ale łeb cały czas pobolewa. Przed nami wspinaczka na przełęcz i droga w kierunku Murgabu. Będzie wysoko cały czas 3000 m lub wyżej. Jest naprawdę przepięknie, słońce mocno przygrzewa ale jest chłodno. Trochę źle wjeżdżamy ale szybko orientujemy się że jesteśmy na złej drodze i wkrótce znów wracamy na trakt. Wspinaczka na przełęcz dostarcza niesamowitych widoków.

Aby dostać się z Korytarza Wakhańskiego do M41 pokonujemy wzniesienia. Krajobraz nagle staje się totalnie pustynny, biegają jakieś dziwne zwierzęta (rude wielkości świnki morskiej wydają dziwne piszczące odgłosy( oraz jaszczury umykające po piachu z podniesionym ogonem. Droga jest głównie szutrowa choć zdarzają się przebitki przez kopny piach. Nie lubię jeździć po piachu ale cóż. Jak to się mówi "gaz jest twoim przyjacielem" więc pełen ogień i bez problemów przemykamy po tych łachach piachu naniesionych przez wiatr. Dość mocno wieje. Nynkowe Viaderko prycha i kaszle ale dzielnie jedzie. SPadek mocy i koniecznośc utrzymywania wysokich obrotów aby wogóle jechało powoduje spalanie w okolicach 10l, Afra i Tenerka łykają ok 6l.
Niestety dziś to Nynek czuje się źle, biegunka powoduje odwodnienie a brak snu w nocy jeszcze dobijają gwoździa. Dobrze że to kawał chłopa bo gdyby mnie to dopadło to nie miałbym szans na jazdę w takim terenie.
W końcu dolatujemy do posterunku gdzie chwilę odpoczywamy a żołnierze sprawdzaja nasze dokumenty. Miło i sympatycznie. Krajobraz zajebisty.

Gonimy dalej a droga wciąż wspina się ku niebu. Navi pokazuje ponad 4000 m, czuję lekki spadek mocy w AT ale motocykl jedzie bez problemów. Chłopaki też nie narzekają na sprzęt więc jedziemy pomału do asfaltu. Drogę momentami przeplatają wysokogórskie jeziora. Przyroda wygląda tutaj jak z innej planety. Kilka razy zatrzymujemy się na nawadnianie i chwilę oddechu. Nynek ledwo trzyma się w siodle ale tutaj nie możemy zostać. To żaden odpoczynek, wysokość powoduje u mnie ucisk w czaszce, sprawdzam czy to aby nie podwinęła mi się kominiarka ale wszystko ok. Łeb zaczyna napierdalać tak że momentami nie da się go znieść. W końcu docieramy do czarnego.Znów jestśmy na M41.

Stajemy, robimy foty ale Nynek musi dłużej odpocząć. Postanawiamy zjechać w dół kierując się na Murgab. Po drodze mijamy piękne jeziora oo lazurowaj wodzie ale pejzaż jest marsjański. W końcu przed nami mały rozjazd przy którym położona jest wioska Alichur.

Zatrzymujemy się i Nynek wali się na glebę i uderza w kimę. My z Michałem gotujemy wodę na herbatę.

Piździ jak w kieleckim, wiatr urywa łeb i gotowanie wody trwa wieki. Pojawia się grupa małolatów, którzy zapraszaja nas do domu na herbatę ale mamy ochoty tu zostawać. Trzeba dojechać chociaż do Murgabu i tak zjeść i się trochę ogarnąć. Mamy jakieś 100 km do najwyżej położonego miasteczka w całym ruskim sojuzie. Murgab leży na 3600m. Nynek trochę odpoczął ale dalej czuje się kiepsko. Wsiadamy jednak na motki i gonimy do Murgab.
Po drodze łeb nadupca mnie już strasznie, zostawiam chłopaków i gnam przed siebie aby zjechać jak najniżej. Po drodze mijamy motocyklistów prawdopodobnie z Polski ale nie zatrzymujemy się. Jedyny cel to zjechać w dół. Nie daję jednak rady. Stajemy i aplikuję sobie aspirynę.

Nie mamy juz wody. Nynek ledwie jedzie. Po aspirynie poprawie mi się trochę i jedziemy w miarę spokojnie.
W okolicach 12-13 dostajemy się do miasta. Przed samym miasteczkiem jeszcze jedna kontrola i jesteśmy na miejscu. Szukamy knajpy ale wszystko zamknięte. Jedyna restauracja jest w hotelu Pamir. Stoimy pod sklepem pijąc colę na nasze żołądki. Decydujemy, że musimy tu zostać bo Nynek nie da rady jechać. Musi się kimnąć. Wbijamy się do Hotelu Pamir i bierzemy 3 za 10$. Nynek wali do wyra a my z Michałem idziemy na rekonesans na bazar. To może 500 metrów ale droga tam i z powrotem nas zabija. Zadyszka, brak tlenu. Ledwo udaje nam się wdrapać na lekkie wzniesienie na którym stoi hotel. Wbijamy do knajpy na żarcie i po jedzeniu walimy się do wyrek. Jest 14. Wstajemy dopiero rano.
Przy okazji rada dla tych co ich dopadnie biegunka. 1 węgiel na każde 10 kg masy ciała daje radę.
Tradycyjnie podsumowanie wczorajszego dnia. Bez obróbki i cięć.