Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.09.2016, 17:59   #59
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,176
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 22 godz 23 min 10 s
Domyślnie

Robi się

Wstaję jak zwykle pierwszy i już widzę.że dziś.mamy przejebane. Całe niebo zasłaniają czarne chmury i już zaczyna siąpić. Budzę chłopaków ale aura nie zachęca do wyjścia z namiotu, zaczyna padać. Chowamy się.w namiotach. Chłopaki jeszcze drzemią a ja w namiocie jem śniadanie z braku lepszego zajęcia ponadto na zewnątrz to niemożliwe. W końcu na chwilę.przestaje padać w prędko zwijamy biwak, pakujemy się.na motki i gonimy dalej. Wpinam membranę w kurtkę ale zapominam o spodniach. Może przestanie zaraz i wyjdzie słonko. Oj nie. Niestety nie. Chłopaki nic nie jadły ja wciągnąłem konserwę więc zatrzymujemy się przy sklepie. Zamknięte. Na szczęście jest dzwonek i po chwili Kirgiz z bananem na twarzy dopytuje czego nam trzeba. Kupujemy lepioszki, ser i batony, które zjadamy pod zadaszeniem sklepu. Pada coraz gorzej. Cóż trzeba jechać. Wsiadamy i gonimy dalej nieświadomi gdzie się pchamy. Droga jest fatalna. Mokro, błoto, kamienie, ślisko jak cholera i pniemy się pod górę. Patrzę na GPS i już widzę serię serpentyn więc czeka nas przełęcz. Jak się.okazuje to Kaldamo pass ma ponad 3000 metrów, ale ponad 1700 metrów przewyższenia na kilkunastu kilometrach. Masakra, deszcz już nie pada lecz leje, droga jest błotnista i śliska poprzecinana brodami, wielkimi kałużami, pasami błota. Dramat. Jedziemy 1-2, trójki nie ma szans wrzucić na zjazdach tylko jedynka. Słabo widzę dotarcie dziś.do Dżalalabadu ale pomału posuwamy się do przodu. Ja prowadzę a za mną Michał i Nynek. W pewnym momencie zatrzymuję się i podjeżdża do mnie Nynek ale niestety nie widzę Michała. Co jest kurwa chłopaki tasują.się.na podjeździe w takich warunkach Zatrzymuję.się.i czekam na Nynka, jesteśmy przemoczeni do suchej nitki. Brak membrany w butach spowodował że to co przesiąkło mam w butach. Pytam gdzie Michał? Nynek odpowiada że Michał zwolnił więc pojechał przodem. Czekamy razem ale jest tak zimno że telepiemy się mimo woli. Wszystko na nas mokre. W końcu dojeżdża i jest ledwo żywy. Brak śniadania i wysokość wyssały z niego życie. Nie ma siły a jesteśmy w tragicznym położeniu, jest 4 stopnie wieje porywisty wiatr i pada śnieg, deszcz, no wszystko naraz. Wyciągam czekoladę z plecaka Michała i chłopaki wciągają.po połówce. Mamy dreszcze jest przeraźiwie zimno. Michał po chwili łapie trochę energii po zjedzeniu czekolady i decydujemy się.jechać dalej. Tu nie możemy zostać pogoda nas wykończy i zmarzniemy na kość. Zjeżdżamy pomalutku na dół często jedynka bez gazu, jest ślisko i ciągle głębokie kałuże lub potoki rwącej wody przecinające drogę. W końcu jak nam się.wydaje jesteśmy na dole ale to jeszcze nie koniec, tylko złudne wrażenie, droga znów wije się.pod górę ale to już końcówka przełęczy. Myślę żeby podjechać do obozu tubylców i poprosić o coś ciepłego do picia ale jakoś się.nie składa bo gonią nas ujadające bydlęta i boję się.że jak się zatrzymamy to psy mogą nas zaatakować. Decydujemy się.zjechać do wioski i tam poszukać schronienia i ciepłej strawy. Kończy się.paliwo. Na GPS widzę po drodze większą wioskę i pomału się do niej zbliżamy. W końcu jest stacja benzynowa. jesteśmy wykończeni, przemoknięci i głodni. Rozmawiam z chłopakami na stacji czy mogą dać nam herbaty lub poratować choćby gorącą wodą. To dla nich jak obelga zapraszają do środka, woda już się grzeje na kuchence, podgrzewają.też manty (rodzaj pierogów z różnorakim nadzieniem) i wysyłają jednego młodego po lepioszki. Jesteśmy uratowani, rozmawiamy wcinając manty i zapijając herbatą jest dużo lepiej choć woda w butach chlupie i jestem przemoknięty do suchej nitki.
Nasi wybawcy


Nie mam materiału foto z tego etapu. Zachowała się jedynie krótka relacja z Gopro jak zjeżdżaliśmy.
Filmy wyjęte z kamerki więc bez żadnej obróbki. Sorki za jakość.

Krótkie streszczenie przejazdu przez przełęcz na dole u chłopaków ze stacji paliw.


Pytamy jak dalej droga wygląda i dowiadujemy się że jeszcze z 20 km i będzie asfalt. Radość. Planujemy dojechać do Dżalalabadu i tam zostać na noc w hotelu coby wysuszyć ciuchy, namioty też mokre więc nocleg w nich nie budzi w nas entuzjazmu. Po drodze spotykamy włoską parę emerytów na Tenerce, którzy wybierają się.na przełęcz. Patrzę na nich z politowaniem, mają chyba pożyczony motocykl, jakieś orzechy na głowie i półbuty. STanowczo odradzamy drogę na przełęcz dopóki pogoda się.nie poprawi. Ocena naszego stanu chyba podziałała bo decydują się.poczekać dzień lub da na poprawę pogody. Lecimy drogą.na Dżalalabad do którego w końcu udaje nam się.dotrzeć ale pobieżny ogląd tego miasteczka każe nam jechać do Osh, to tylko kilkadziesiąt kilometrów a stamtąd będziemy mieć znacznie lepszą bazę wypadową do zaatakowania Tadżykistanu.
Gonimy więc dalej mijając po drodze pola ryżowe przy jeziorze i piękne widoki wokół. Oczywiście wszyscy machają.i pozdrawiają nas jakbyśmy conajmniej jechali papamobilem. Spodnie już wyschły ale w butach dalej syf, marzymy o ciepłym prysznicu. Po drodze mijamy wioskę w której odbywa się.bazar. Masakra, policja kieruje ruchem, cały czas korek i objazdy. W końcu późnym popołudniem docieramy do celu -Osh. Osh przy Dżalalabadzie wygląda jak metropolia. Dość spory ruch na ulicach tłoczno, mnóstwo busów i samochodów. Navi pokazuje mi hotel Pekin do którego zmierzamy i już go nawet widzę gdy rzucam okiem w prawo i dostrzegam bramę a za nią.dumny napis Holet Deluxe.

Zjeżdżamy bo wygląda solidnie a zamykana brama i podwórko budzą zaufanie. Wbijam do środka i miła dziewczynka informuje mnie o dostępnych opcjach trójka z łazienką i śniadaniem za 3000 somów lub 2 i 1 ale bez lazienki i śniadania za 2400. Idę zobaczyć.jak wyglądają apartamenty i wybieram 3 za 3000, jest ogromna ma łazienkę z normalną toaletą, TV, Wi-Fi - po tylu dniach tułaczki to dla nas kosmiczne luksusy. Zostajemy. Nynkowi szwankuje ładowanie i decyduje że albo naprawiamy tu albo będzie musiał zastanowić się.nad dalszą jazdą bo jak coś nawali dalej to problem będzie większy. Le najpierw zdejmujemy mokre ciuchy i buty i rozpoczynamy osuszanie. Po kąpieli czas na paszę bo jesteśmy wygłodniali. Idziemy na szaszłyki i zupę. Sałatka z ogórka i pomidora kosztuje więcej niż 2 szaszłyki. Hmm.niech będzie to i tak grosze. Wracamy na bazę i zabieramy się za analizę problemów z Viaderkiem. WInny okazuje się regler, który Nynek ma na zapasie i wymiana załatwia sprawę.

Jeszcze mały rekonesans po mieście ale Osh to spora wiocha i tak naprawdę.nic tam nie ma. Studiując przewodnik warto zobaczyć góra (widzimy ją z okna hotelu - zaliczone) i piętrowa jurta - odpuszczamy. Robimy kółko po mieście i wracamy na bazę. Idziemy do pokoju a Nynek do sklepu po browary. Michał nie dotrwał a my z Nynkiem walnęliśmy po browarku oglądając mecz Węrgów z Portugalcami, wcale niezły zresztą. Dzisiejszy dzień dał nam nieźle w kość. Zasypiam jak zabity. Jutro czeka nas droga omijająca uzbeckie enklawy z Osh do Isfary w Tadżykistanie.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem