tomajkAT - jup, lustrzanka była na pokładzie
-----
Na wyjeździe z Doliny Zabójców, robiąc zdjęcie na poboczu, zatrzymuje się koło mnie biały sedan. Wypada poukładany gość z resztą rodziny w aucie i płynną angielszczyzną zagaduje:
-Witaj. Moje córki uczą się angielskiego i bardzo chciałyby z tobą porozmawiać. Strasznie chcielibyśmy też cię zaprosić do nas na obiad.
-Em, ok.
Typ okazuje się inżynierem pracującym w biurze projektowym turbin do silników lotniczych. Żona zajmuje się domem, a córy (niestety trochę młode) zajawione chemią i fizyką. Ambitnie planują studia inżynierskie w Teheranie. Wyedukowana klasa średnia Iranu. Ponoć niezwykle rzadka. Dom pięknie umeblowany, ciepły, rodzinny. Obiad oczywiście pychota.
Podczas obiadu, z rozmowy głowy rodziny z szefową rodziny, dochodzi mego ucha słowo: kefir.
-Kefir!?
-You know what chefir is? Want some homemade chefir?
Oto i on. Mój gral. Jeden licznych, niezwykle ważnych powodów wyjazdu.
Od wielu lat dla mnie i moich znajomków, była to wielka nierozwikłana zagadka. Kefir można znaleźć praktycznie w każdym kraju na południowy wschód od Polski. Słowacja, Rumunia, Bałkany, nawet Węgry...WĘGRY!!! Gdzie Policja to Rendőrség, Stop to Megállít, hotel to szálloda; gdzie kupując masło, najprawdopodobniej kupimy drożdże...kefir, to kefir. Jedyne takie słowo w całym węgierskim słowniku, które znaczy to samo co u nas.
Trend taki sam w Turcji, Gruzji, Armenii. W Grecji też był kefir, pisany po grecku, ale wymawiany fonetycznie: kefir.
Strasznie chciałem zobaczyć, gdzie są źródła tego napitku.
Ale nigdy nie myślałem, że uda mi się spróbować kefiru robionego metodą domową. Maślanka to jedna sprawa...ale kefir? Zawsze wydawał mi się takim mocno mitycznym tworem, nie do osiągnięcia już domowymi sposobami. A tu proszę, kilka mącznych 'kamyków kefirowych', moczonych w mleku w ciemnym miejscu i voilĂ.. I to w Iranie...mózg rozjebany.
Pychota
Kolejny przystanek do miasto Qom. Drugie najświętsze miasto w Iranie. Moje szczęście, że wpakowałem się w centrum kiedy akurat odbywały się uroczystości. Wszelkie hostele i gesthausy pełne po brzegi. Nie ma opcji. Podchodzi jakiś typek do mnie:
-Problem mister?
-Nie wiem gdzie mógłbym rozbić czador sobie na noc
-A czemu nie tutaj?
-Tutaj? W parku w centrum miasta?
-No...a w czym problem?
Jak mówi że git, to ok. Rozwalam się praktycznie w centrum miasta na jakimś osiedlu pod drzewem i basta. Klimat błogi. Nikt nie zaczepia. Spokój całą noc.
Rano koło 9tej wywlekam się z namiotu, a tam jakiś typek w okolicy 15stu lat, siedzi na murku z talerzem owoców. Dobrym angielskim zagaduje:
-Cześć. Widziałem z okna jak przyjechałeś wczoraj. Siedzę tutaj od siódmej, bo bałem się, że wyjedziesz, a strasznie chciałbym pokazać ci moje miasto i pogadać z tobą. Masz tutaj owoce.
-[poranny nieogar]Em, ok.[/poranny nieogar]
Tak poznaje Soheila, który zaprasza mnie coby poznać jego rodzinę. Jedynak, ojciec biznesmen. Matka pracuje, ale nie pomnę czym się zajmowała. Ojciec też dobrze mówi po angielsku. Prowadzi firmę, która zajmuję się sprawdzaniem i handlem zabawkami z chin. A dokładniej samochodzikami, samolotami, ciufami i innymi atrakcjami jakie można znaleźć w galeriach handlowych. Ponoć zaopatruje cały Iran.
Kolejna rodzina klasy średniej. Czy tylko mi się wydawało, że to ewenement?
Nigdzie mi nieśpieszno, zostaje z nimi dwa dni. Soheil jest mega zajawiony, bo może pogadać po angielsku i po oprowadzać po mieście.
Cytat:
Tutaj kilka spostrzeżeń, ciekawostek nt. religii. Qom to drugie najświętsze miasto w Iranie, więc nie sposób się nie zderzyć kulturowo z religią.
Pierwsze co się rzuca to ubiór kobiet. W takim Tebriz, czy nad morzem, kobiety owszem, mają zawsze chusty na włosach, ale przeważnie też ubierają się mocno kolorowo. Niektóre sukienki czy aranżacje naprawdę wyglądają uroczo i podkreślają co trzeba. Jasne, że nie są to minówki czy obcisłe leginsy z przeźroczystą bluzeczką, mimo to, jest ok.
Tutaj natomiast, czerń jednak bije po oczach. Kobiety z burką w zębach to teraz wydają mi się...mocno nienaturalne. Za każdym razem jak taką mijałem, miałem wrażenie że się czegoś boi.
Soheil wydaje się niezwykle ciekawym świata typkiem. Był wszakże z ojcem na kilku biznes tripach do Chin. Rozmawialiśmy też nieraz o religii na luzie. Tyle że czułem u niego taką jakby...wpojoną w szkole miłość do wiary. Mocno bronił swojej religii. Co ciekawe, nawet ojciec czy matka, nie wydawali się tak zajawienii sakrum, jak on.
Ciekawa sytuacja miała miejsce, gdy wybraliśmy się do muzeum miejskiego. Mówił mi że jest tam wiele fajnych rzeczy z historii miasta etc. Po wejściu do środka, okazało się że muzeum zostało zmienione na muzeum koranu, co było zaskoczeniem dla samego Soheil'a.
|
Duży koran
Stary koran
Wizja sądu ostatecznego w Islamie. Wydała mi się niezwykle ciekawa
Cytat:
Ciężko mi to opisać, ale pomimo jego religijności, miałem wrażenie że gdzieś tam w jego słowach, pierwszy raz było mu trochę przykro. Opowiadał jak jeszcze kilka lat temu, muzeum było pełne ciekawych ekspozycji. Epokowych broni, zbroi, rzeczy użytkowych, a pozostały tylko święte księgi.
|
KEFIR!