Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.07.2016, 18:32   #28
kris2k


Zarejestrowany: Feb 2012
Posty: 158
Motocykl: GS 1100
kris2k jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 5 godz 29 min 21 s
Domyślnie

No ja akurat mam wszystko w Warcie, samochody, moto, chałupę, więc może i dlatego.
Ja za OC składkę za GS-a na rok zapłaciłem 80zł przy pełnych zniżkach. Ubezpieczałem pod koniec maja jakoś.
Zielona Karta za darmo.

Tyle formalności, jadę dalej
Dzień trzeci

Spałem jak zabity. Napięcie zniknęło bezpowrotnie. Dziś już nawet nie byłem zły na budzik nastawiony tradycyjnie na 7-mą. Zszedłem do restauracji, jak prawdziwy europejczyk, na poranną kawę. 3,50, do przełknięcia. Następnie niespiesznie się spakowałem, zdałem klucze od pokoju wraz z pilotem od klimatyzacji i ruszyłem w kierunku zarysowujących się na horyzoncie gór.
Krajowa jedynka którą przyszło mi jechać nie urzekała. Bardzo duży ruch, w dodatku sporo remontowanych odcinków. I to czasami takich z zerwanym asfaltem na odcinku kilku kilometrów z ruchem wahadłowym jednym pasem. Za to pogoda dopisywała. Humor również. Dojechałem do pierwszego pasma górskiego





Zaczęły się pierwsze górskie zakręty. Jednak z uwagi na duży ruch zbyt dużej frajdy z tego nie było. Po drodze jedna z napotkanych miejscowości wzbudziła spore zainteresowanie. Była to miejscowość niespotykana chyba nigdzie indziej w której to chyba wszyscy najbogatsi rumuńscy cyganie postanowili postawić swoje pałace. Jeden większy od drugiego, przepych i bizancjum. Jednak jak to u romów, zero poczucia estetyki, ma być po prostu na bogato. Dużo i drogo. Ma walić po oczach i pokazywać: patrzcie na co nas stać, i to nie jest nasze ostatnie słowo! Fotek nie robiłem bo uznałem że to tak jakby fotografować czyjąś niepełnosprawność, po prostu nie wypada.
Pogłoski o kraju pełnym kwater jednak okazały się nieprzesadzone. Gdybym tak wczoraj przejechał jeszcze kilkanaście kilometrów z pewnością znalazłbym jakiś nocleg. To chyba najbardziej w Rumunii rozpowszechniona dziedzina działalności gospodarczej: kto ma jakiś większy dom, przerabia go na pensjonat, kto nie ma - stawia. Załapałem też jak to się po ichniemu nazywa: pensiunea. Teraz już wiedziałem czego szukać.
Rumuńscy kierowcy jeżdżą, jakby to powiedzieć, z dużą fantazją. Oczywiście nie generalizuję, ale spotykałem się dość często z wyprzedzaniem na zasadzie ,,a co tam, zdążę, albo ten z przeciwka zjedzie”. Udało mi się zobaczyć pościg policyjny w wydaniu rumuńskim, nie wiem co za auto gonili ale robili to Dacią. Słysząc o tym jakie mandaty rozdaje rumuńska policja i jak to łatwo stracić prawo jazdy zastanawiam się jaki procent rumuńskich kierowców już nie posiada uprawnień. Na drodze oczywiście dominują rodzime Dacie, ale równie łatwo spotkać wóz konny co i najnowsze Lamborghini. BMW X5 to chyba drugi po wszelkich odmianach Dacii ulubiony samochód w tym kraju.
Dojeżdżam wreszcie do następnego dużego miasta - Kluj Napoki. Po drogowskazach przejeżdżam miasto kierując się na Sebes. Ale, jak to mam w zwyczaju, gubię się. Znów nawigacja okazuje się niezastąpiona. To był najlepszy zakup na tą wyprawę, naprawdę nie wiem jak bym sobie bez niej dał radę. Za wskazówkami z ekranu zawracam i za chwilę już jestem na właściwej drodze.
Trasa robi się coraz bardziej przyjemna, ruch trochę maleje. Kilometry mijają szybko. Staję na kawę w knajpce na bardzo klimatycznym ryneczku w miejscowości Aiud. Stąd już blisko, bardzo blisko do pierwszego celu - Sebes czyli start na Transalpinę.
Dojeżdżam do wspomnianego Sebes i kieruję się na stację. Paliwa w baku co prawda jeszcze mam, ale to ponoć dość długa trasa a nie wiem czy po drodze jakąś stację spotkam. Nauczkę mam po Bieszczadach gdzie to, jeżdżąc jeszcze poprzednim motocyklem z nędznym zasięgiem ok. 200km, raz już szukałem stacji na oparach. I choć plan na dziś przewidywał tylko dotarcie na miejsce, a sam atak na dzień jutrzejszy, znów było zbyt wcześnie aby kończyć dzień. Tak więc ze stacji obieram kierunek na widoczne na horyzoncie góry, myśląc naiwnie że tam właśnie znajduje się droga z moich snów.



Niestety, okazuje się po raz kolejny że byłem w błędzie. Tam akurat dookoła są góry, w którą stronę człowiek by się nie udał, a mój wrodzony GPS znów spłatał mi figla. Zawracam, wspomagany oczywiście nawigacją, i trafiam wreszcie na właściwy szlak. Staję jeszcze w przydrożnym sklepiku zakupić jakiś zimny napój i ruszam na podbój.



Stanu w którym się znajdowałem wjeżdżając na tę drogę nie sposób opisać słowami. Wszechogarniająca euforia, adrenalina aż buzowała. Czułem że teraz nawet gdyby Gustaw odmówił współpracy wniósłbym go na plecach. Nic nie było w stanie ani mnie powstrzymać, ani zepsuć mi humoru.
Po kilku kilometrach docieram do pierwszej zapory, trzeba zrobić kilka fotek













Jadąc dalej ukazuje się jakaś przydrożna knajpa. Wypadałoby coś zjeść. Zarządzam postój na popas.



Po posiłku ruszam dalej. Droga przyjemna, zakręt za zakrętem, choć przyznam szczerze że oczekiwałem większych serpentyn. Jka na razie ta Transalpina wydaje mi się przereklamowana, takie drogi to i w Polsce można znaleźć. Dojeżdżam do drugiej tamy













gdzie spotykam kolegę z Rumunii jadącego na Hondzie PanEuropean. Kolega zna angielski więc zamieniamy kilka słów. Okazuje się że jest z Kluj Napoki, wyskoczył sobie na jeden dzień, a na Transalpinie jest pierwszy raz w życiu. Swoją Hondę zaś podobnie jak ja Gustawa ma od niecałych dwóch miesięcy.
Jedziemy dalej aż do kolejnej tamy.



















Tutaj już większy lokalny folklor, stragany i te sprawy. Pytam się nowego kolegi czy to już najwyższy punkt trasy. Jako iż sam nie wie zasięga informacji u pani sprzedającej sery. Okazuje się że do przełęczy Urdele jeszcze sporo drogi zostało, będzie ona dopiero przed Novaci, i że tam dopiero zaczną się prawdziwe serpentyny. Brzmi obiecująco.
Spotykam też dwóch kolegów z Polski, jeden na GS-ie 1200, drugi na 1150RT. Przyjechali samochodem z motocyklami na pace. Wczoraj byli na Transfogaraskiej ale jej nie przejechali, ponoć wydarzył się jakiś wypadek i była zamknięta.
Jest też dwóch Czechów na Yamahach XT660, z nimi gadam dłuższą chwilę bo to bardzo pozytywnie zakręceni goście. Częstują mnie nawet serem.
Czas jednak ruszać dalej, szczególnie że w oddali dokładnie w kierunku w którym zmierzam zawisła złowrogo ciężka, czarna chmura. Montuję jeszcze i uruchamiam kamerkę, jak wszystko u mnie, budżetowego Overmaxa, bo wypadałoby przecież nagrać z tej drogi marzeń jakiś filmik.
Dalsza droga z każdym kilometrem przysparzała coraz więcej frajdy, zakręty zaczęły się zagęszczać i robić coraz bardziej ciasne. Ale najlepsze i tak było dopiero przede mną. Tylko ciągle podążam w stronę czarnej chmury.
Czasem trzeba przystanąć na fotkę:













Przed wjazdem na przełęcz stanąłem w przydrożnej bacówce.



Czarna chmura znajdowała się teraz dosłownie na wyciągnięcie ręki.



Zaczęło padać, więc pomimo iż nazbyt głodny nie byłem, postanowiłem sprawdzić co też ci górale w tych swoich kotłach nad ogniskiem przyrządzają. Na stole wylądowało to:



wystrój knajpy pełen folkloru



Deszcz jak nagle przyszedł, tak nagle ustał. Choć chmura wisiała nadal. Czas przypuścić atak na szczyt. Jednak widoki są takie że nie sposób się co chwilę nie zatrzymać aby je uwiecznić:







































I teraz dopiero zaczęła się zabawa. Agrafki 180stopni, jedna za drugą, w dodatku pod dużym nachyleniem. Czysta adrenalina. Niestety na sam szczyt wjeżdżam już w chmurze, widoczność spada do jakichś 10 metrów, trzymam się za samochodem jadącym, jak wszyscy zresztą, na awaryjnych. Nie trwa to długo, za przełęczą zatrzymuję się na kolejną sesję zdjęciową:


























Piękne te góry, oj piękne!
Dalej juz zjazd do Novaci, serpentyny się jeszcze nie kończą nie kończą.
Przed Novaci zatrzymuję się zapytać o nocleg. Pokój wolny jest, cena - 80lei. Trochę drogo, zobaczymy dalej. A dalej nagle robi się wielki korek. Objeżdzam go. Droga zwężona do jednego pasa, wokół pełno policji, kierują ruchem. Okazuje się że właśnie dziś i jutro odbywa się tu jakiś rajd i zamykają drogę. Na szczęście przepuszczają zjeżdżających z trasy.
W samym Novaci na pierwszej napotkanej kwaterze już cena bardziej znośna, 60lei. Biorę pokój a Gustaw odpoczywa na podwórku.
Niestety, okazało się że moja budżetowa kamerka spłatała mi figla i nie włączyła się po wyjeździe z bacówki czyli na najfajniejszym odcinku trasy. Nie będzie więc filmiku z jazdy w chmurach. Jestem wściekły. Jutro trzeba będzie to naprawić. Transalpino, szykuj się, powrócę!
Dzisiejszy dzień dostarczył mnóstwa wrażeń. Nie było cienia przesady w opisach tej trasy. Jest zjawiskowa. Kto był - wie oczym piszę, kto nie był - musi koniecznie to naprawić bo żaden opis nie odda tego czego człowiek doświadcza pokonując ją. Jeden z wielkich celów osiągnięty. Nie wiem czym Transfogaraska mnie zaskoczy, ale nie spodziewam się już cudów po dzisiejszym dniu.
Moja rada dla jadących tam po raz pierwszy - Transalpinę na pewno lepiej zaczynać od północy czyli od Sebes. Jadąc z południa, z Novaci, najlepszy odcinek czyli przełęcz Urdele pokonacie już na samym początku i dalej może nie będzie wiało nudą, ale nie będzie już efektu WOW.

Przejechane 421,5km. Pięknych kilometrów.

I mapka:

https://goo.gl/maps/vwe5DUTKsMN2

Oraz moja mało udana produkcja filmowa:

https://www.youtube.com/watch?v=Pp7trBWS8wk

Ostatnio edytowane przez kris2k : 23.07.2016 o 17:32 Powód: Odstępy między zdjęciami
kris2k jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem