Odcinek 11, czyli prawie jak na Litwie
Budzimy się o całkiem przyzwoitej porze, bo dobrze wyliczyliśmy kąt padania wschodzącego słońca i namiot jest w cieniu
Oczywiście moje pierwsze pytanie brzmi „Raf, mam wysypkę?” (bo sama niewiele widzę, dopóki nie uzbroję się w soczewki

)
Wysypki nie ma, ale nogi i ręce mam czerwone. Na szczęście nie puchną i nie swędzą, więc paniki nie ma, biorę tabletkę i zbieramy się do wyjazdu.
Jesteśmy nad Kanałem Augustowskim, żeby go przekroczyć jedziemy do najbliższego mostu, przy okazji śluzy w Płaskiej:
Opłaty jakieś dziwne, ciekawe, komu chce się szukać tych groszy w kajaku
Z Płaskiej ruszamy szutrami i lasem na północny wschód, w kierunku granicy.
Dojeżdżamy do Czarnej Hańczy we wsi Okółek:
i z powrotem zanurzamy się w Puszczę Augustowską. Jakoś nie do końca jedziemy tak jak chcieliśmy, ale w końcu docieramy do Budwieci przy granicy z Litwą:
Przed nami rozciąga się szutrowy raj. Ciężko to nawet nazwać offem, szutry są gładkie jak stół, czasem tylko trafi się tarka.
Prędkość dowolna, byle nie wyniosło w zakrętach
Szutry oczywiście są legalne, to drogi gminne łączące wsie.
Wsie na pograniczu polsko – litewskim są mikroskopijne, po kilka chałup i w dodatku bardzo od siebie oddalonych. Oj, ciężko tu się pewnie żyje, szczególnie w zimie…
Sporo domów jest opuszczonych, ale każdy kawałek pola zagospodarowany. Nie to co nasze lubuskie nieużytki
Przekraczamy malowniczą rzeczkę Marychę:
…i suniemy dalej na północ. W końcu czujemy, że to Mazury, bo zaczynają pojawiać się jeziorka

oraz pierwsze niewielkie pagórki
Szutry i szutry
jest międzynarodowo:
Choć czasem zabawnie:
Dojeżdżamy do Puńska, gdzie kusi nas litewska restauracja.
Zamawiamy kartacze, po litewsku zeppeliny:
oraz bliny, czyli placek ziemniaczany z mięsem w środku:
i już jesteśmy nafutrowani po uszy. a Raf zamówił jeszcze dwa pierożki zapiekane
Pierożki okazują się pierogami-gigantami, nie ma wyjścia, trzeba brać na wynos

a cena całości znów nas pozytywnie zaskakuje…
Posileni wracamy na szutry :
i znów jedziemy wzdłuż granicy litewskiej, ale już nie na północ, tylko na zachód.
nazwy miejscowości są boskie
jedziemy cały czas wzdłuż bardzo dobrze oznaczonego międzynarodowego szlaku rowerowego.
Rowerzystów wprawdzie nie ma, ale ścieżka piękna
Zakupy w miejscowości Rutka – Tartak i szukamy powoli miejsca na rozbicie namiotu.
Bardzo fajnym szutrem przez Pobondzie, Kleszczówek niemałymi wcale pagórkami dojeżdżamy do wsi Czarna Hańcza nad jeziorem Hańcza.
Najgłębszym w Polsce – 108 m. I chyba najczystszym – widoczność dochodzi do 12 m!
Wychodzimy na punkt widokowy, zwiedzamy jakieś ruinki i postanawiamy znaleźć miejsce pod namiot nad Hańczą właśnie.
Na parkingu pochodzi do nas gość i pokazując na naklejkę IZI Meeting pyta: „A znacie może takiego gościa w pilotce z Krakowa?”
I tak poznaliśmy szwagra Jochena
Rozbijamy się na polu w Błaskowiźnie, i podziwiamy czystość Hańczy:
Na polu jest kilku nurków, którzy opowiadają nam o pionowych podwodnych ścianach jeziora (Hańcza to jezioro rynnowe, w osadach gliniastych).
Zachód słońca nie wciskał w fotel (może dlatego, że siedzieliśmy na pieńku), ale i tak było to niezłe zakończenie tego szutrowego dnia
cdn