Z drogi M41, skręciliśmy w stronę jeziora Zorkul. Droga wiodła w księżycowym szaro-żółto-czerwonym krajobrazie, szutrową drogą pomiędzy skalistymi górami.
Niestety, ponownie przy podjeździe na przełęcz Chargusz 4344 m n.p.m., pojawił się problem z trampkiem Herniego. Tym razem przez pylastą nawierzchnie Herni nie chciał ściągać filtra powietrza, aby wpełzać się na przełęcz. Do tego Joker nie czuł się dobrze, być może dlatego, że zbyt szybko wjechaliśmy na tak dużą wysokość, bo przecież jeszcze trzy dni wcześniej śpiąc nad jeziorem Kajrakkum byliśmy na niecałych 400 m n.p.m.. Dlatego zrezygnowaliśmy z dalszej trasy nad jezioro Zorkul i zawróciliśmy w stronę Trasy Pamirskiej.
Około 30 km przed Murgab Joker, którego Afryka najmniej odczuwała spadek mocy związany z rozrzedzonym powietrzem pojechał szybciej w stronę miasteczka, aby znaleźć hotel. Ja zostałem z Hernim i razem wolniejszym tempem jechaliśmy do miasta. Po kilkunastu kilometrach skończyła się Herniemu benzyna, nie przelewaliśmy z mojego zbiornika ponieważ nie chcieliśmy aby zabrakło benzyny w obu motocyklach. Zostawiłem Herniego i pojechałem do Murgab po benzynę, a po zatankowaniu przejechałem przez miasteczko szukając Jokera, który powinien być tam wcześniej. Nie znalazłem go, ale też nie szukałem go intensywnie, okazało się później, że Joker zawrócił z kanistrami z benzyną, bo domyślił się że możemy mieć problemy z paliwem.i kiedy jechałem po Herniego spotkałem ich obu wjeżdżających do Murgab.
Murgab, to najwyżej położone miasto w Tadżykistanie z brzydkimi budynkami w kształcie sześcianów i bez roślinności. Szydziliśmy później mówiąc o nagrodzie jaką miałby być tygodniowy pobyt w Murgab. Pod hotelem "Pamir" w którym spaliśmy- jedynym w miasteczku, stało kilka motocykli z Niemiec, Serbii, Francji.
Na mnie również przyszła kolej, w końcu wszyscy mieliśmy objawy choroby wysokościowej. Dopadło mnie złe samopoczucie, nudności, biegunka. Nie mogłem zasnąć w hotelowym łóżku, a kiedy zasypiałem śniły mi się męczące sny, w których gubiliśmy drogę w nocy lub milicja chciała wyłudzić od nas łapówki.
27 czerwca, piętnasty dzień podróżny.
Rano nie mogłem nic zjeść, co odbierało mi przyjemność podróży. Herni i Joker też nie czuli się dobrze. Ruszyliśmy na północ w stronę najwyższej przełęczy naszej podróży, otaczał nas surowy krajobraz, jechaliśmy szeroką doliną na wysokości ponad 4000 m n.p.m., a po obu stronach wspinały się suche, ostre i skaliste góry. Było dość chłodno. Pieliśmy się coraz wyżej. Zubożenie mieszanki paliwowej nie wiele pomagało, Transalp był słaby i momentami obroty spadały do zaledwie 3500, byłem wkurzony i krzyczałem "Jedź k...rwa!" Jakoś dowlekliśmy się do tablicy z informacja "Przełęcz Ak-Bajtał wysokość 4655 m". Jeszcze przed wyjazdem myślałem, że jak dotrę w to miejsce, to wbiegnę na najbliższą górę aby być jeszcze wyżej i będę się wydzierał z radości. Jednak przez nudności i wynikający z nich przymusowy post sprawił, że nie miałem siły żeby w pełni cieszyć się miejscem w którym się znaleźliśmy, krajobrazem w którym otaczające nas szczyty były przykryte wiecznym śniegiem.
Jadąc dalej Traktem Pamirskim jechaliśmy chwilami wzdłuż drutów kolczastych rozpiętych na słupach stanowiących pas przygraniczny z Chińską Republiką Ludową.
Na chwilę zjechaliśmy nad największe jezioro w Tadżykistanie -Karakul, Szafirowy kolor hipnotyzował i choć jego lustro wody położone jest na wysokości 3914 m n.p.m., to wyraźnie górowały nad nim białe szczyty Gór Zaałajskich.
Kirgistan pożegnaliśmy na przełęczy Kyzyl Art 4290 m n.p.m., ostatniej tak wysokiej na naszej trasie.