cd ...
13.08.2014 (środa)
Leżakowanie, jedzenie, picie i pranie.
Na polanę przybywają pierwsi Cyganie. Długo, wręcz bardzo długo walczą z rozbiciem nowo zakupionych namiotów. Nie wiedzą nawet jak się za to zabrać.
Po trzech latach spędzonych w szafie w końcu testujemy nasz hamak - lekki mały zgrabny. Wybrane miejsce nie dawało komfortu wypoczynkowego Tamarze. Leżenie ze świadomością upadku i przebycia długiej drogi wprost do rwącego i zimnego strumienia miało dwie strony. Jedna świetne i zacienione miejsce w upalnej krainie a drugie ciągła obawa. Takim oto sposobem hamak był wykorzystywany sporadycznie.
Ja tym czasem wolałam leżakowanie na łonie natury z podobną świadomością. Dwa konary dawały większą pewność swobodnego wypoczynku.
Nadszedł też czas na wypranie już bardzo przepoconych ubrań motocyklowych.
Po prostu super miejsce a przede wszystkim ludzie, którzy cieszyli się z naszego towarzystwa a my z kolei byliśmy pewni, że będziemy tu bezpieczni mimo najbliższego sąsiedztwa Cyganów.
Chłoniemy widoki i świeże powietrze ...
Po długim przyglądaniu się bezradności Cyganów w rozbijaniu namiotów w końcu decydujemy się im pomóc. Po szybkiej akcji i rozbiciu dwóch namiotów - efekt jest piorunujący - jesteśmy gloryfikowani i wskazywani wraz z przybyciem kolejnych Cyganów. W jednej chwili stajemy się ich kompanami. Zapraszają nas na rakiję domowej roboty ze stwierdzeniem - nasza lepsza.
Mamy jej pod dostatkiem roboty samego Bożko, którą delektowaliśmy się już w ubiegłym roku w tym samym miejscu (Tamara przetestowała najmocniej). Po prostu zakochaliśmy się w tym miejscu mimo bólu jednej głowy. Więcej wywodów z tej miejscówki z 2013 roku:
http://www.radiator-mototurystyka.pl...nizmu-czesc-5/
Cyganie tuż po rozbiciu namiotów wyciągają z samochodu owieczkę na ubój z okazji zbliżającego się święta NMP. Chwilę później rozbijają coś ala wiatrochron spotykany na plażach uformowany w kwadrat. Zastanawiamy się jakie jest jego przeznaczenie - przebieralnia, stajnia dla baranka a może wychodek ? Ostateczna myśl to miejsce do uboju owieczki.
Piwko, rakija, drzemka i po południu udajemy się do monastyru. Mamy z górki ok. 2,5 km, które pokonujemy w 25 minut. W klasztorze dusza i ciało przechodzą w inny wymiar. To miejsce uspokaja nawet wtedy, kiedy jest w nim wielu turystów. Wystarczy tylko się zatrzymać, przysiąść na chwilę i wsłuchać się w odgłosy.
Dodatkową atrakcją i specyficzną atmosferę dają jaskółki, które mają wspaniały plac zabaw na pięknym dziedzińcu.
Mimo tego, że jesteśmy w tym miejscu już po raz ... n, będziemy odwiedzać monastyr przez najbliższe dwa dni. Sumując razem cztery. Właśnie tutaj postanowiliśmy zatrzymać się na dłużej.
Wracamy pod górkę. Czas mierzony przez Tamarę to zaledwie 20 minut (szybciej niż z górki). Ot taka pozytywna energia.
Po powrocie na naszej polanie przybyło ludzi i pojazdów. Będzie ich więcej z każdą godziną. W piątek kumulacja. Ciekawe czy uda nam się wyjechać. Bożko z Walentyną pichcą co chwilę kolejne dania. Po obiedzie (papryka smażona na oleju do tego biały ser, i jajka a do zagryzienia sałatka warzywna), już obierane są ziemniaki a chwile później lądują na oleju i mamy frytki. Za chwilę pieczony boczek, sałatka i piwko.
W nasze ręce trafia też gazeta, w której Polacy w roli głównej - Lewandowski w Bayernie Monachium oraz kobieta, która wyeliminowała Legię z Ligi Mistrzów. Nie widzieliśmy ale coś niecoś zatrybiliśmy.
Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do przytakiwania i kręcenia nie w Bułgarii - tak kiwamy jak nie a nie kiwamy jak tak, do tego prawo tzn. prosto. Tym kiwaniem w momencie naszych zapytań zgłupieliśmy.
Nie wiedzieć czemu nagłe uderzenie bólu głowy. Nie mogę wytrzymać i idę do namiotu Tamara konwersuje dalej. Po krótkiej drzemce i zażytym proszku przeciwbólowym wracam do stołu a pogaduchy szybko się kończą. Wszyscy idą do namiotu. Dookoła muzyka Cyganów i początek imprezy. Baranek znikł z naszych oczu - zaczęliśmy się zastanawiać czy już został zabity. Cyganie biorą czynny i liczny udział w tym zbliżającym się święcie.
cdn ...