Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15.12.2014, 17:37   #43
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
Domyślnie

cd ...

Po kilkunastu minutach mieliśmy towarzystwo zwierząt. Wcześniej słyszeliśmy odgłosy większych kotów. Ponoć są w tej okolicy rysie. Podczas poprzedniego pobytu w tym miejscu mieliśmy pół nocy nie przespanej z powodu hałasów, tłuczenia się zwierząt w naszych gratach. Tym razem zadbaliśmy o to aby nie wabić ich kuszącymi zapachami. Wszystko na nic. Wyraźnie słyszalne stąpanie, po chwili wąchanie przez cienką warstwę materiału. Po szybkim wyjściu z namiotu nikogo i niczego nie widać podobnie jak kilka lat wcześniej.
Hmm przywykliśmy już do obecności zwierząt więc konkretne pociągnięcia nozdrzami przy naszych uszach budzi emocje bezpośrednio po przebudzeniu. W takich okolicznościach minęła noc.

10.08.2014 (niedziela)

Wstajemy rano a konkretnie budzi nas słońce. Delektujemy się widokami przy kawie i herbacie wspominając wspólny pobyt z Haćami właśnie w tym miejscu.



Przy okazji wizyty w tym miejscu chcieliśmy zobaczyć setki a może tysiące bunkrów, które wyraźnie były widoczne na okolicznych wzgórzach. Niestety ślad po nich jakby zaginął. Tuż obok, niemal na każdym dłuższym fragmencie trawy widoczne koniki pole. Dlaczego nie uciekają ? Ponieważ zastygły na pojedynczych fragmentach roślin lub scalone razem. Suszki z owadów. W tym przypadku tysiące.



Przechadzając się po okolicy kilkanaście metrów poniżej naszego obozowiska pozostałości po trzech owcach - została sama wełna. Niezbyt przyjemny widok świadczący o tym, że nasz nocny kompan nie jest zbyt przyjazdy dla zwierząt domowych.



Zmiany wzdłuż drogi SH75 jakie zauważyliśmy porównując do tego co było tu w 2009 roku:
- zdecydowanie gorszej jakości asfalt oraz spore ubytki
- droga znacznie węższa
- zniknęły niemal wszystkie źródełka/studzienki, w których można czerpać wodę
- pojawiło się mnóstwo kempingów, hoteli, restauracji i nawet basen
- w lokalnych miejscowościach słychać, że przyjeżdża tu sporo Polaków (Albańczycy znają nawet pojedyncze słowa)
- zdecydowanie czystsze wody w rzekach (tym razem z żadnej z nich nie było czuć odoru ścieków)
- znacznie mniej śmieci
- bunkry, których były tu tysiące znikły niemal do ostatniego, pojedyncze sztuki ukryły się w zaroślach.
Jeszcze przed wyjazdem do Albanii słyszeliśmy, że bunkry są demontowane lub zasypywane. Teraz mamy tego potwierdzenie. Albańczycy wstydzą się tego kawałka własnej historii.



Tym razem świerszcz chciał się udać z nami na przejażdżkę ;-)



Plan na dziś - znaleźć i wymienić tylną oponę, z której wyszły druty. Bieżnik został tylko na środku (dziwny temat ponieważ ciśnienie było co chwilę kontrolowane a efekt jakbyśmy jechali na flaku).



Dalej jedziemy przez Korce, Pogradec do przejścia granicznego albańsko-macedońskiego (Qafa e Thenes). Droga jest dość dobra, miejscami brakuje asfaltu ale reperują te odcinki pracowicie.



Od miasta Pogradec jedziemy wzdłuż Jeziora Ochrydzkiego. Woda niczym kryształ a i zaplecze turystyczne wyraźnie rozwinęło się.



Wcześniej w jakimś przydrożnym szrocie w Korce próbujemy znaleźć oponę (tu rozstajemy się z towarzyszącym nam od dłuższego czasu widocznym w lusterku motocyklistą z Niemiec). Nie ma szans - nikt tu nie mówi po angielsku. Chętnych do pomocy jednak nie brakuje. Tamara zostaje przy motocyklu z dwoma Albańczykami. Mnie z kolei zabiera jeden facet z dwoma towarzyszami na poszukiwania gumy.
Zagadka.
Do jakiego samochodu ?
Mercedesa.
Ciekawe przeżycie od strony pasażera. Przeciskanie się między zatłoczonymi ulicami oczywiście z wciśniętym klaksonem. Na widok policji klakson na chwile milknie. Jeden sklep, drugi, trzeci ... przy podawaniu rozmiaru opony 150 widok reakcji bezcenny ;-) Rozumiałem wszystko - Tirana :-)
W tym czasie Albańczycy mówią w swoim języku do Tamary i denerwują się, że ich nie rozumie.
Ja wiedziałem, że w Albanii ciężko będzie ze zdobyciem opony do naszego sprzętu. Taniej chińszczyzny też bym nie zakupił. Dla spokoju Tamary pojechałem na eskapadę. Zabawa była przednia. Efekt poszukiwań wiadomy.
Najbliższa szansa na oponę to Macedonia, w której łatwiej o większe gabarytowo motocykle.

Macedonia
Granicę przekraczamy sprawnie w miejscowości Strupa. Tuż za granicą dostrzegamy dwóch motocyklistów. Zatrzymujemy ich. Kto jak nie motocykliści ma nam pomóc ?
Jeden z dwóch chłopaków mówi po angielsku więc jedziemy za nimi do Ochrydy (ok. 20 km od granicy). Tu uruchamiają swoje kontakty i za moment jesteśmy pod zakładem u mechanika. Co tam niedziela - dzień jak co dzień.



Poszukiwanie opony - telefony itp. Jest opona za 65 Euro. Spoko - musimy ją zobaczyć. Czekamy około 2 godzin, bo jej właściciel jest poza miastem.



W międzyczasie nasz przewodnik z miasta Prilep znalazł identyczną jak nasza za 40 Euro (niemal nówka). Do miasta około 140 km a na tą wieść kolega, który załatwił oponę za 65 Euro wszczął małą kłótnię. Nie musieliśmy się domyśla co było powodem :-) Samo życie.



Załagodziliśmy sytuację mówiąc, że weźmiemy tutejszą oponę jeśli będzie znośna. Jeśli będzie w złym stanie pojedziemy do Prilep.
Jest opona Pirelli, rocznik 2006. Trochę stara, na ten klimat w porządku ale bliżej Polski może być gorzej z przyczepnością szczególnie po deszczu.
Oglądamy oponę - powinna dać rade. Tamara jedzie po kasę 8000 denarów koszt opony wraz z wymianą. Na wymianę trzeba jednak pojechać. Zakłady wulkanizacyjne zamknięte - czynne jedynie u muzułmanów. Trochę pojeździliśmy ale w końcu wymiana się powiodła.
Nasz serwis był u LUTE - najlepszy w Ochrydzie ;-)
Właściciel motocyklista, szlifował trochę asfalty czego dowody ma na swojej skórze.



Wymieniamy oponę na Pirelli z wenflonem na środku. Nasi koledzy, którzy załatwili cały temat, po naszej akceptacji opony żegnają się i jadą dalej w swoją stronę.
Wielkie dzięki za pomoc.

Po wymianie opony my również ruszamy dalej przez Struga aby wzdłuż Jeziora Debarsko i rzeki Radina zbliżyć się do zatopionego kościoła w Mawrowie.



Po drodze dwóch miejscowych na harleyach. Pyrkają sobie w spodenkach na tablicach ze stanów. Chwilę toczymy się za nimi. W pyrkaniu też jest przyjemność. Zostawiamy ich za sobą z motocyklowym pozdrowieniem. Mamy przecież plan dotarcia do jeziora.
W okolicach Wołkowyi zatrzymujemy się pod jakimś pomnikiem, nawet dwoma.





Tu ekipa motocyklistów łyka mocne %. Zapraszają nas do siebie na kielicha a może więcej. Pozdrawiamy ich i jedziemy dalej.
W Mavrovi Anovi poszukujemy miejsca gdzie można zjeść coś smacznego - miejscowego. Po zwiedzeniu kilku restauracji wracamy do pierwszej z nich, z której najładniej mi pachniało. Tak samo było przy przekroczeniu progu. Mniam, mniam - powinno być smacznie. Tamara zagaduje obsługę ze słabym angielskim. Aby wszystko było jasne szefowa kuchni bierze ją na zaplecze i pokazuje co i jak się nazywa. Tak przebiegał wybór potrawy. Zamówione - syrska pleskavica.
Oczekując na jadło widzimy ekipę motocyklistów, którzy kilka kilometrów wcześniej opróżniali butelki mocnych trunków pod wspomnianym pomnikiem.



Oczekując na jedzenie chłodzimy się chłodnym piwkiem.



W końcu jest nasze jadło, które przyniosła nam sama szefowa kuchni.



Wspominając to miejsce i danie aż ślinka cieknie - palce lizać.



Macedońska waluta.



Syci wsiadamy na maszynę i zmierzamy do Mavrova.



Mavrovo - jedziemy wzdłuż jeziora w poszukiwaniu zatopionego kościoła. Trafiamy. Prowadzą do niego udeptane przez turystów ścieżki.





Po murach kościoła wyraźnie widać, że od czasu do czasu poziom wody bywa znacznie wyższy niż aktualnie. Poziom wody regulowany jest przez pobliską zaporę.



Wspaniałe miejsce, urokliwe widoki w centrum Mavrovskiego Parku Narodowego.







Objeżdżamy obiekt aby zobaczyć go z innej perspektywy.



W końcu wracamy do upatrzonego wcześniej kempingu. Przy wjeździe napis camping i sklep. Nikt nas nie zatrzymuje więc jedziemy dalej w stronę jeziora gdzie rozbijamy namiot nieopodal Holendrów podróżujących samochodem z namiotami dachowymi. Nad jeziorem wataha 4 psów, które są agresywne wobec siebie. Jedzenie przy nich byłoby ryzykowne więc cieszymy się z faktu, że niedawno zaspokoiliśmy głód. Jeden z psów znalazł schronienie w naszym otoczeniu. Po chwili podszedł do swoich kolegów, gdzie został skarcony i przegnany. Dzisiejsza noc z pięknym widokiem ale w towarzystwie hałaśliwych i agresywnych psów, które podczas jednej z potyczek przegoniły do samochodu i namiotów dachowych naszych sąsiadów.

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem