Sama podróż pociągiem to niebywałe doświadczenie. Zajmuje dużo więcej czasu niż autobus, ponieważ drogi zrobili - torów nie. Na całej trasie są może ze dwa tunele, i jeden most. Jest to o tyle ciekawe, że droga biegnie przez górskie szczyty. Jak więc pociąg dostaje się na drugą stronę. Otóż pociąg jedzie jakby rysował choinkę - w lewo, przełożenie wajchy i w wprawo - i tak do szczytu. Niemiłosiernie przy tym buja, a dowodem jego wysokiej klasy jest rok produkcji (około lat 30-tych XXw.) i to, że między wagonami ma poskręcane pozostałości po wykolejeniu. Przejście między wagonami, które odchylają się przeciwlegle pod kontem ok 20-30" jest również wyzwanie,. Powiem tak - jazda tym cudem była trzecim po górach Etiopii i Wjeździe na Golden Rock - przeżyciem jakie zaliczyliśmy.
3 ciekawostki trasy to: most.
Gokteik Viaduct - most pomiędzy dwoma górami - mega wysoko, zrobiony jest jak z zapałek i tak się zachowuje. Pod nim widać most jeszcze straszy, który się załamał. Ten wybudowali Angole w 1901 roku! Druga to jedzenie podawane do okna - czyli robaczki na głębokim oleju, a trzecie to klima w postaci wiatraków z robaczkami

.
W pociągu cudaczne towarzystwo - od kolejarzy śpiących na podłodze, po Pana z radiem rozwalonym na cały trzeszczący głośnik, po Panie kochające alternatywnie, które mimo, że z Australii - to wyluzowane, na maksa - bez bielizny, wylegiwały się jakby całe życie jeździły tym składem.
Aha - wyjaśnienie tajemnicy częstotliwości pociągu - jest jeden i jeździ w tę i nazad, a wozi ludzi i towar jednocześnie.
Już po 17 h byliśmy na miejscu.