cd ...
Przesuwanie namiotów na schodkowym polu namiotowym było dla nas czymś nowym. Mario pytał czy śpimy w kwaterze ale rankiem nie widzimy żadnych zabudowań. Hmm, może za wzgórzem. Otaczające nas namioty dziwnie do siebie podobne, z numerkami.
Rankiem udajemy się na zakupy do pobliskiego marketu. Chcąc się skwarzyć na plaży lepiej mieć jakiś balsam z odpowiednim filtrem. Na południu grzej, bierze i opala zdecydowanie mocniej.
Ku naszemu zdziwieniu dopiero na plaży widzimy pierwszy bunkier w kraju bunkrów. Słyszeliśmy od znajomego o znikających obiektach.
Kemping Livadh - plaża pod Himare
Leżakowanie, opalanko, jedzenie, picie, pranie, zwiedzanie ...
Czuję się jak skwarek mimo chłodzącej kąpieli w morzu. Z plaży znikamy ok. 13:00 - po prostu trudno już wytrzymać. Upał sakramencki. Znikamy na chłodzący browar i obiad. Przeglądamy mapy i żałujemy pominiętych miejsc - szczególnie przełęczy.
Udajemy się ponownie na plaże ale długo nie wytrzymujemy. Wracamy do cienia a tu okazuje się, że musimy dopłacić do dzisiejszego śniadania i obiadu. Dopytujemy dlaczego ?
Po długich dyskusjach okazuje się, że powodem dopłaty jest nasz namiot. Owe podobne do siebie namioty to nazywane przez Mario kwatery. Teraz kojarzymy, w którym pokoju mieszka.
Wspominamy wszystko po kolei.
Mario zachwalał nam wspaniałą plaże, niesamowite miejsce, niskie ceny ...
Na wspaniałą plaże udał się z samego rana ok. 10 km dalej, ceny zgadzały się do momentu kiedy nie doszła dopłata do śniadania i obiadu za posiadanie własnego namiotu. Dziwna sprawa. Idziemy krok dalej. Wczoraj Mario powiedział, że jako jego goście zapłacimy 5 Euro za noc. Pytamy o odpłatność za kemping. Cena wzrosłą o 100%. Może 10 Euro to nie jest jakaś poważna kasa ale za dużo tych dziwnych zbiegów okoliczności. Chcemy rozmawiać z szefem - pytamy o odpłatność za kemping. Cena 10 Euro potwierdzona. W związku z tym przypominamy o wczorajszej deklaracji Mario, że cena dla nas wynosi 5 Euro. Skoro tak powiedział nasz znajomy to płacimy tyle co powiedział.
Płacimy za wszystko zadając sobie twierdzące pytanie a zarazem odpowiedź. Zwijamy manatki i jedziemy dalej.
Albańska waluta
Mieliśmy w planie odsapnąć trochę na plaży ale dziwne zbiegi okoliczności, pominięte dwa punkty planowanej podróży i niezbyt urokliwa plaża nie była w stanie nas zatrzymać.
Po spakowaniu bierzemy chłodzący prysznic i ok 17:00 kiedy upał nieco zelżał ruszamy w drogę.
Z poziomu morza wspinamy się na
Przełęcz Llogara 1010 m.n.p.m krętą, wijącą się w górę drogą za dnia. Zasługuje ona na miano motocyklowych dróg kultowych w Europie co opiszemy w zakładce różne >>> drogi kultowe.
Droga ma dość strome podjazdy i zjazdy. Widząc to wszystko za dnia rozumiałem swoje nocne obawy przed zbytnim rozpędzaniem. Dohamowania na stromym zjeździe są zdecydowanie wydłużone. Wspaniałe widoki. Wieczorem silny wiatr, który trochę nami poniewiera do tego pojawiają się na drodze zwierzęta wracające na noc do gospodarstw.
Oprócz zwierząt, należy uważać miejscami na osunięcia fragmentów dróg (duże nierówności, czasami brak kawałków asfaltu) uzupełnianych szutrem. Betonowe murki zabezpieczające oraz metalowe barierki są bardzo blisko drogi więc nie można się wykładać zbyt mocno w zakrętach.
Do Zvernec dojeżdżamy ok. 19:30 nie mogąc znaleźć zjazdu do tej miejscowości. Pobłądziliśmy trochę po Vlore. Dla pewności pytamy kilka razy o kierunek ponieważ każdy pokazywał nam inną drogę. Na wąskiej drodze mijamy parę młodych podczas sesji zdjęciowej na środku drogi. Dojeżdżamy do końca drogi asfaltowej gdzie znajduje się drewniany most będący naszym celem. Ponoć można po nim przejechać motocyklem.
Rybacy wyciągają sieci z morza a słońce skłania się ku zachodowi.
Przybyliśmy tutaj głównie w celu przejechania 200 metrowym mostem na motocyklu. Niestety już z pewnej odległości dało się zauważyć, że z mostem coś nie tak. Na miejscu informacja - uszkodzony most w remoncie. Przejazd zabroniony.
Na upartego można spróbować - dla pewności lepiej sprawdzić pieszo.
Szerokość odpowiednia aby przejechać naszym wielkogabarytowym sprzętem. Niestety spróchniałe deski sypiące się pod nogami całkowicie wybijają nam ten pomysł z głowy.
Most prowadzi prosto do ortodoksyjnego klasztoru.
Zdjęcia przy zachodzie słońca i ruszamy czym prędzej na poszukiwanie miejsca na kolejne obozowisko.
Szybko zlokalizowaliśmy dobrą miejscówkę na namiot ze świetną plażą, tym razem bez kempingu. Dookoła trochę śmieci ale nie jest tragicznie. Jedziemy do pobliskiego sklepu po zakupy a po powrocie delektujemy się spokojem, ciszą wpatrując się w gwiazdy. Może to dziwne ale nasze organizmy przeszły aklimatyzację i po dzisiejszym skwarzeniu się na słońcu szybko dopada nas chłód. W przeciwieństwie do porannej kamienistej plaży tutaj mamy przyjemny dla stóp piaseczek.
cdn ...