Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.11.2014, 22:48   #38
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
Domyślnie

cd ...

Na "Niebiańskiej Plaży" czas płynął spokojnie. Było wszystko o czym można marzyć - piękna plaża (to nic, że kamienista), czysta woda, pionowa ściana, z której oddawaliśmy skoki do wody, coś na wzór altanki i domek. Wszystko wolne od cywilizacji - bez zasięgu telefonii.



Jedyna droga dojazdu to żegluga wodnym wąwozem. Jako samochód dostawczy służy ponton holowany za łódką, na którym transportowane są deski. Dostawa nie była łatwa ponieważ nasza łódka jak inne powodowały powstawanie fal. To z kolei sprawiało mocne kiwanie sie pontonu z olbrzymim ryzykiem zatopienia całego towaru.



W takim miejscu można zapomnieć o wszystkich problemach oraz o mocnych przeżyciach dnia poprzedniego.



Błogie lenistwo :-)



Obserwacja podwodnych żyjątek





Druga plaża z dwoma gospodarzami, którzy wieźli ze sobą chybotliwy towar.



Niestety przyszedł i na nas czas. Wracamy a chciałoby się przenocować choć jedną noc w tak doskonałym miejscu.

Wspólnie z Tamarą daliśmy temu miejscu 2 na pudle po wodospadzie Sopotnica. Bardzo prawdopodobne, że zmiana na pudle nastąpiłaby gdyby dane nam było przenocować na "Niebiańskiej Plaży".




Moment powrotu wszystkim przychodzi z trudem. Patrząc w drugą stronę widzimy inne ciekawostki, które umknęły nam podczas żeglugi w odwrotnym kierunku.



Taka z nas tryska radość podczas powrotu do cywilizacji



Po drodze kolejny wyścig dwóch łódek po czym nastąpiły próby wyrzucenia człowieka za burtę. Pierwsza nie powiodła się, druga po ciężkiej walce również nie udana. Jak mawiają zuchwali, do trzech razy sztuka - CZŁOWIEK ZA BURTĄ.
Mina chłopaka za burtą była bezcenna. Przerażenie na widok przyspieszającej i oddalającej się łódki musiało podziałać. Wciągnięcie na pokład do łatwych nie należało, za to chęć rewanżu tliła się w oczach poszkodowanego do samego końca.



Nie znamy dalszego ciągu historii płynących z nami Holendrów.
Po powrocie do naszych pojazdów, wszyscy pojechali w swoją stronę. My dostajemy pamiątkowy bilet, którego nie zdążyliśmy otrzymać spiesząc się do łodzi.
W drodze powrotnej do Szkodry łapie nas ulewa. Po drodze zaczęły płynąć potoki a wszechobecne zwierzęta pasterskie pochowały się gdzieś między skałami. Po pasterzach ani śladu za to na drodze przybyło fragmentów skał oderwanych z pionowych miejscami skał.

W Szkodrze tankowanie ... pozbywamy się miejscowej gotówki więc zaczynamy się rozglądać za jakimś bankiem lub bankomatem.



Ceny paliwa w Albanii (trzeba uważać na przelicznik na tysiące i setki - mają podwójną walutę - w sumie nie dostaliśmy starej).

Na stacjach benzynowych zmyłka ! Widniejące płatności kartą Visa, Maestro ... itp. Niestety płatności tego typu nie udało nam się nigdzie wykonać. Rada dla chętnych zwiedzenia tego kraju - zabierajcie ze sobą gotówkę.

Wyciągamy kasę, chwila na małą przekąskę i bez pośpiechu ruszamy dalej. Zobaczymy gdzie uda nam się dojechać.
Ze Szkodry wyjeżdżamy ok. 17.00 (Szkodra-Durres-Fier).



Już po zmroku.
Przy skręcie w lewo zjeżdżając do sklepu na wieczorne zakupy, najeżdża na nas motocyklista na BMW R 1200 GS Adventure. Mario (Don Mario) - Albańczyk z angielskim paszportem i tablicami w rzeczywistości czuje się Francuzem. Zawiła korelacja. My myślimy już wyłącznie o zakupach i poszukiwaniu miejsca na nocleg z kolei Mario proponuje nam inne rozwiązanie. Chce nas zabrać do swojego ulubionego miejsca, do którego przyjeżdża każdego roku. Na podjęcie decyzji mamy trzy minuty.
Jedziemy razem poznając go lepiej podczas kolejnych przystanków.
Teraz skrócone wyjaśnienie zawiłej historii Mario - urodzony we Vlore (AL), mieszka i pracuje w Anglii, żona w połowie Chinka i Fracuzka, z którą mają 11 letnią córkę. Mieszkają w Anglii, czują się Francuzami a córka mówi tylko po angielsku. Ot tak poznaliśmy ciekawy międzynarodowy zlepek rodzinny.
Mario jako rodowity Albańczyk kocha swój kraj oraz motocykle. Jedziemy za nim po doskonale znanych mu ścieżkach. Ja z dozą niepewności wiedząc czego można się spodziewać na albańskich drogach a Mario przeskakuje i przeciska się niczym kozica w górach. Na pewno na krętej drodze pomaga mu lepsze oświetlenie w jego Adventure.
Pod osłoną nocy przemykamy koło naszych celów podróży - Zvernec i Przełęcz Llogara. Na przełęczy zdecydowanie odstajemy. Kręta droga z niespodziankami, stromymi podjazdami i serpentynami robi swoje. Jadąc we dwoje obciążonym motocyklem z gorszym oświetleniem nie ma sensu ryzykować. Wspinamy się pod górę w totalnej ciemności. Przejeżdżamy ponad 1000 m.n.p.m tuż przy samym morzu widząc tylko ciemność. Mam wrażenie jakbyśmy byli kulą u nogi albańskiej kozicy o imieniu Mario. Staramy się jak możemy aby nadążyć za nim ze zdecydowanym nastawieniem - bezpiecznie.
Przed północą dobijamy do wyśnionego kempingu zachwalanego przez Mario tuż przed Himare. Po drodze zgarniamy jego córkę, jemy kolacyjkę i udajemy się na spoczynek szukając wcześniej miejsca na nasz namiot.

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem