cd ...
07.08.2014
Po przeprawach dnia poprzedniego motocykl wyglądał cudnie. Poobijany, podrapany i pięknie ubłocony. Wszystko do czasu. Tamara nie wytrzymała i musiała umyć motocykl. Szkoda, że tak krótko można było oglądać trudy naszej drogi a raczej przeprawy. Oprócz motocykla przeprane zostały nasze przepocone ubranka. Ja tymczasem zająłem się klepaniem kufrów aby w razie deszczu nie puszczały wody oraz naprawieniem zranionej szyby.
Wczoraj planowaliśmy dojechać do Koman. Po przejściach dnia poprzedniego ten niezbyt odległy cel stał się planem na dziś. Idąc za ciosem chcieliśmy dojechać do Koman jadąc z Drisht przez Bene. Tak było wczoraj. jak mówi legenda na naszej mapie - droga biała czyli taka jak powrót do Theth? Dziś Tamara powiedziała koniec z szutrami. Dla mnie szkoda jednak po tym co słyszałem i doświadczyłem wczoraj, lepiej nie robić powtórki. Do Koman jedziemy przez Szkodre (jak mówi legenda na naszej mapie - droga żółta czyli lepsza) - trochę na około ale na pewno szybciej.

Szkodra - w kraju śmieci ... mercedesów. To powiedzenie zaczyna tracić na znaczeniu. Albania zmienia się z roku na rok. Śmieci i mercedesy są ale jest ich zdecydowanie mniej.
Droga przez Vau i Dejes początkowo asfaltowa. Z upływem kolejnych kilometrów pojawiają się ubytki, coraz większe ubytki, osuwiska i miejscami szutry. Doceniamy piękne widoki na Zalew Liqeni i Vaut te Dejes.
Mijamy stada krów, owiec, kóz a nawet świń w obstawie pasterzy. Naszą uwagę przykuł jeden z nich, który ostentacyjnie niósł karabin spokojnie idąc środkiem drogi. Nie chcąc go drażnić nawet nie odważyliśmy się go sfotografować ani nagrać. Na nasz widok nawet nie usunął się z drogi. W końcu jest u siebie o czym głośno mówi - rozumiemy się bez słów. Pozostali mijani pasterze chodzili przeważnie z siekierami lub pałkami. Wszystko w celu obrony stada przed złodziejami luba dziką zwierzyną.

Na drodze były również żółwie, które odwiecznym zwyczajem Tamara przenosi na pobocze drogi.
Po drodze musimy być ostrożni ponieważ mamy do czynienia ze sporą ilością opadłych na drogę skał.
Dojeżdżamy do Koman. Pytamy o przystań po czym podjeżdżamy pod górę w stronę zapory. Przejeżdżamy jedynym w swoim rodzaju tunelem, w którym panowie z łopatami przewalają gruz. W końcu wyjeżdżamy tuż przy zaporze kilkadziesiąt metrów wyżej.
Na miejscu widzimy mały port, mini stocznię gdzie trwają remonty i spawanie łodzi.
Po prawej stronie restauracja oraz hotel w cenie 5 Euro (warunków nie znamy). Na miejscu znajduje się także informacja turystyczna. Jest około godziny 11:00. Okazuje się, że główna atrakcja czyli rejs z Fierze do Koman odpływa o 9:00 i wraca o 17:00. Cóż, trudno nie trafiliśmy na czas.
Przyglądamy się tętniącemu tutaj życiu. Ekipa młodych ludzi odbija piłkę. To Holendrzy. Po co tak się bawią? Na co czekają?
Zapoznajemy się z ofertą tu nagle ekipa Holendrów zbiera się w mgnieniu oka i ustawia w kolejce. Kolejka do łódki - o co chodzi ? Szybkie pytanie do pani z informacji turystycznej i wiemy już wszystko.
Rejs
ate z Koman do ujścia rzeki Shala, która przepływa przez Theth (byliśmy tam wczoraj). Szybkie pytanie i decyzja - 30 Euro, łapiemy co się da w ręce i wskakujemy do łodzi w ubraniach motocyklowych.
Chwilę po wypłynięciu przyglądając się Holendrom Tamara żałuje, że nie zdążyła zabrać ze sobą stroju kąpielowego.
Tylko o co chodzi ?
Na razie nie wiemy nic. Czego się spodziewać ? Będą nas wyrzucać z łodzi ?
Rejs wśród dzikich i bardzo stromych gór wiodący w górę zalewu. Jest czas na podreperowanie nadszarpniętych wczoraj nerwów - ukojenie emocji.
Od czasu do czasu widać pojedyncze domki z kompletnie nie widocznymi drogami dojazdowymi. W zamian przy nabrzeżu zacumowane są łódeczki.
Czy to jedyny środek lokomocji i kontaktu z cywilizacją ? Najwyraźniej tak jest.
Ciągła zagadka. Czy z naszym strojem coś nie tak ?
Na łódce panuje świetna atmosfera. Rozmawiamy z Holendrami, którzy są w podróży od miesiąca a plany mają jeszcze bardzo ambitne.
Mimo wszystko - śmieci napotykamy i tu na totalnym odludziu ale wcale nas to nie dziwi wracając pamięcią do dnia poprzedniego przypominając sobie co widzieliśmy pod sklepem przy strumieniu. Sami dorzuciliśmy dwie aluminiowe puszki nie widząc żadnego kosza na śmieci.
Po jakimś czasie monotonia pięknego krajobrazu zaczyna powszednieć.
Dzikość, niedostępność a zarazem wszechobecny spokój z wyjątkiem łodzi i gwarnych turystów.
Nagle niespodziewana atrakcja. Dogania nas łódka, która stała w porcie. Wewnątrz 2 może 3 krzesła. Po prostu brak w niej jeszcze podłogi ale pojawili się kolejni turyści z Anglii. Zaczynają się wyścigi łodzi nasza przeciążona kontra druga, w której są jedynie 4 osoby.
Po drodze przystanek z dodatkową atrakcją. Mamy dostawę ciepłych placków coś ala racuchy z cukrem. Pyszna atrakcja z atrakcyjną dostawą :-)
Nagle - pasieka
Coraz węższe kanały
Widać już dno. Woda kryształ. Wyraźne kamienie na dnie
Nagle pojawia się plaża z napisem WELCOME. Kamienista plaża z osamotnionym domkiem. Aż trudno uwierzyć. Widok tego miejsca powala nas z nóg. Tamara trafnie nazwała to miejsce
"NIEBIAŃSKA PLAŻA" - w pełni się z tym zgadzam.
Nie czekam zbyt długo. Rozbieram się w mgnieniu oka i skaczę jako pierwszy do lodowatej za to kryształowo czystej wody. Ciężko się oprzeć pokusie i nie skorzystać z kąpieli w tak urokliwym miejscu.
cdn ...