No, Panie Reżyserzu, myślę, że cała grupa Hitchhooków i innych Spielbergów czy Scorsese może zacząć obawiać się porządnie
o swoje pozycje w sferze tzw. ,,dokumentu akcji''. Podziwiam i zazdroszczę wizji - normalnie jakbym tam znów był
------------------------------------------------------------------------------
Kaimaktsalan zmęczył nas, nie ma co ukrywać. Po zjeździe turlaliśmy się dalej, nieco mozolnie, mocno krętą
i mocno kamienistą ścieżką wzdłuż granicy z Grecją, aż do miejscowości Budimirci, Gradesznica i położonego
chyba na samym końcu tamtego kawałka świata Vitoliszte, w którym żółta, czyli drugorzędna droga z szutru
i lichego asfaltu zamieniła się w pas porośniętych trawą kocich łbów, do tego mocno poryty koleinami.
Przez delikatność nie wspomnę jak po 3 kilometrach tej drogi wyglądało (i pachniało) 10 jajek,
które PiotrAs zakupił w mijanym sklepie i umieścił niefrasobliwie na czubku bagażu pod gumowym pajączkiem.
Ze wszystkich planowanych na ten wieczór potraw z jaj, powstała nam jedynie jajecznica smażona na wydechu
Huzar
Jakiś czas wcześniej, ktoś z przechodniów podpowiedział nam, że przy tej drodze, ale kilkanaście kilometrów
dalej znajduje się bardzo ładna ponoć dolina Majdan (a może to nazwa wsi, nie pamiętam). Postanowiliśmy
dotrzeć tam i zanocować. No i jechaliśmy tą drugorzędną ,,żółtą drogą'', coraz bardziej przez błotko,
a zmierzch coraz bardziej nas gonił, i im bardziej wjeżdżaliśmy w las i błoto, tym bardziej tego Majdanu
i miejsca do spania tam nie było...
Wreszcie jednak rozłożyliśmy namioty, i to nawet nad przyjemną rzeczką, co postanowiliśmy uczcić niewielką butelczyną anyżówki