22.04.2014 wtorek
Wyjazd w miarę wcześnie jak na moje tradycyjne pory startu. O 9:03 mamy na liczniku 100km i pukamy do drzwi McD na poranną kawę. Koszt 1e. Internet podobnie jak we Francji â za darmo, z tym, że tam było ograniczenie czasowe 1h/ 1 numer telefonu. Tu, po godzinie wylogowało i trzeba się było tylko ponownie zalogować.
Jako, że wczoraj zrobiliśmy tylko część tranzytu (750km) dziś trzeba go dokończyć. Więc nudy â autostrada i jazda w przedziale 130-150 (licznikowe). Spalanie EnJoya 6.2 w górnym zakresie prędkości, 5.7 przy 130-140. Jest niby znośnie ale F800GS pali znacznie mniej i co tankowanie to różnica przy kasie blisko 2e. BMW pali średnio o 0,6-0,9L/100km mniej. Do tego na asfalcie ma przewagę w postaci sporego zapasu mocy, widać jak przy wyprzedzaniu mi odchodzi. Cóż z tego kiedy po zjeździe z asfaltu się przewraca i ⌠nie chce wstać

Gdzieś na bocznej drodze mijamy bliźniaka Fki Rafała, minutę później mam go już przed sobą, wyraźnie goni prowadzącego by go zatrzymać. Pytanie co chce od nas...
- No, no (ang.) â słyszę w słuchawkach.
Brytyjczyk odjeżdża. My ruszamy i Rafał opowiada mniej więcej o co chodziło. Otóż ów młodzieniec, lat może 30, mijając się z nami odwrócił głowę by sprawdzić skąd jesteśmy. Musiał mieć sokoli wzrok by dostrzec malutką PL-kę na tablicy. Zawrócił, w szaleńczym tempie dogonił, wyprzedził, zatrzymał i zapytał czy mamy może na sprzedaż... wódkę i fajki

Niezłą musimy mieć opinię na wyspach... Coś tam jeszcze rzucił, że jedzie do Mongolii i jak szubko przyjechał, tak szybko odjechał.
A my nadal w trasie, Yamaha znów łapie awarię za awarią. Tym razem przestały działać SuperMini, czyli dodatkowe światełka LED. Raczej kłopot leży w samej instalacji bo awarię obu naraz wykluczam. Nie są mi do jazdy w dzień potrzebne a nocnych tripów nie przewidujemy - więc olewam temat. Sprawdzę w domu co było problemem i dam znać na koniec relacji. Zaczynam jednak się nad tym wszystkim zastanawiać gdy współpracy odmawia nawigacja, nowa, świeżo kupiona... Zgasła i nie chce dać się uruchomić ;( Kolejny pech czy... no właśnie, jako kolejne zaczynają szwankować kierunkowskazy. Przerywacz ? Na wyższych obrotach po prostu niemal przestają przerywać i prawie się świecą, na wolnych obrotach wszystko w porządku. Ładowanie ok, światła i cała reszta ok. Zjeżdżamy na stację szukać przyczyny. Nawigacja wypięta z uchwytu, odpalona na bateriach działa, wpinam w uchwyt pod zasilanie â działa. Przymykam więc oko na resztę i ruszamy dalej. Nie będę się martwił na zapas.
Późnym popołudniem robimy zakupy na kolację i śniadanie, niemal na chybił trafił wybieramy lokalną drogę i zjeżdżamy celem poszukiwania ustronnego miejsca na piknik połączony z noclegiem. Okolica bardzo ładna, zielono, pagórkowato. Mniam. Cóż z tego kiedy wszystko dookoła szczelnie ogrodzone siatką lub murem. Każdy wjazd zamknięty na łańcuch i kłódkę. W końcu lądujemy na starej drodze, takiej sprzed +/- 40-50 lat. Na szczęście asfaltu już na niej nie ma więc będzie się spało komfortowo. Wokół pusto, choć w oddali dostrzegamy jakieś zabudowania gospodarcze, słychać też radosne nawoływania krów

Nie ulegamy im jednak i szybciutko, po kolacji zasypiamy. A na kolację znów leczo ale tym razem już z lokalną hiszpańską kiełbasą (strasznie dziwna â ale była w promocji

to kupiłem ) i tutejszymi warzywami. Pychota.
Temperatura spada w zastraszającym tempie, od popołudniowych +22, do wieczornych +14 aż do zimnych 7*C o poranku.
Dziś 600km.