Hm… mieszkałam w „domu” z ośmioma osobnikami podobnej narodowości. Polacy i para Słowaków. A ponieważ mój pokój sąsiadował z kuchnią, mogłam obserwować, jak radzą sobie „nasi” na obczyźnie

Ale jak radzą sobie moturzyści? Hm… Aby się dowiedzieć tego właśnie, wybrałam się pewnego razu w gości do Luz Mariji

W towarzystwie Banditosa i Jaśka. Spotkanie było umówione na wcześniejszym wyjeździe z szumną wiązanką liter ADV w tytule

Ale o tym innym razem.
Jakieś 90 km z Londynu kawałek poza Londyn

Próbujemy się spotkać na trasie z Jaśkiem, ale coś nasze 650-ki na kostkach nie mogą się zgrać z cbr 1100xx

dojeżdżamy więc osobno, żeby mimo wszystko pobyć razem.
Plan? Gotujemy coś dobrego. Ja nie jem mięsa, więc chłopaki wspaniałomyślnie proponują rybę. Do tego marchewka z piekarnika, a – kto chce – na deser dostanie kiełbasę
Więc jak sobie radzą nasi motorniczy na obczyźnie? Jakoś tak:
Marchwiowy potwór z kotem w tytule gości nas w swojej kuchence.
DSC00005.JPG
Jasiek nie boi się żadnych prac - dopada zlewu i nie waha się go używać w sposób cywilizowany.
DSC00006.JPG
Tylko blondynki chowają się wstydliwie w drzwiach i boją zmoczyć i ubrudzić rączki
DSC00011.JPG
Trzeba wpieprzyć tym marchewkom, niech mają za swoje, zaraz je upieczemy!
DSC00012.JPG
Tymczasem w małej kuchennej przestrzeni dzieją się różne różności. [Wszyscy jesteśmy trzeźwi, wracamy dziś na kołach do swoich łóżek.]
DSC00016.JPG
Pichcimy.
DSC00017.JPG
Kuchnia jest najlepszym miejscem spotkań

Gotujemy, gadamy, niektórzy umawiają się na spontaniczny lot do Maroka...
DSC00020.JPG
Czas zapieczyć.
DSC00022.JPG
Rybki kupione z tego stoiska:
WP_20131013_005.JPG
No to nawcinani.
DSC00030.JPG
Fajny dzień. Odskocznia od kurierskiej normalności, gadki-szmatki, smaczności, zapachy piekarnikowe, dużo pozytywnej energii i mega towarzystwo

Chillout...
Dzięki chłopaki za takie akcje-atrakcje.