Poranek jak co dzień. Zostało mi jakieś 2 tygodnie pracy w jUKej. Zdecydowałam się już, że wracam do Polski na dobre. I na złe. Zaczynam patrzeć na wszystko trochę inaczej. Trochę się delektuję, trochę więcej uwagi poświęcam na rozglądanie się. Trochę bardziej się angażuję w życie tu. Ale ze wstawaniem rano coraz gorzej. Już od dawna nie jeżdżę do pracy na 8-mą, ale na 9-tą. Na tą późniejszą też czasem ciężko jest mi się wyrobić. Uwielbiam spać, niezależnie, czy to moje łóżko, czy to łóżko tymczasowe, czy po prostu mój puchowy śpiworek. Jestem zakokoniona – jestem szczęśliwa. Mam się wykokonić – jestem nieszczęśliwa.
Magda wyjeżdżała dziś wcześnie – miała jakiegoś prebooka – wczoraj oznajmili jej, że ma odebrać paczkę o 8-mej z danego miejsca i zawieźć ją tam a tam. Zdarzało się tak. Czasem była to fajna praca, odległa od zgiełku londyńskiego. Czasami ch.. hkhym-owa – jakieś 5 mil z centrum do centrum. Ale zawsze jakaś motywacja do powstania wraz z pierwszym lub drugim pobudkowym dzwonkiem telefonu… Bez czekania w mcDonalds na pierwszą pracę… Dziś wcześniej wstawała tylko Eva, nasza współlokatorka, wychodzi z domu koło 4-tej, czy 5-tej…
No nic. Zwlekam się z łóżka, śniadanko, herbatka do termosu, uzbrajanie… Wychodzę jak zwykle trochę z poślizgiem czasowym. Wychodzę… jak co rano podobny widok, ale coś jednak nie tak, jak zostawiłam wieczorem… Co rano patrzy na mnie DRacula, z lekkim wyrzutem, że wsiadam na NC, ale też drapieżnym i wyzywającym spojrzeniem – a może gdzieś pojedziemy? Jestem tu i czekam na Twoje wezwanie! Ale on na mnie nie patrzy dziś rano. Nie patrzy! Nie ma czym! Reflektor zniknął, ubłocony, spokojny błotnik zniknął. Troszkę zużyta już kosteczka przedniej opony wyparowała. Nie ma felgi, linek, żadnego kierunkowskazu… Gdzie podział się bak

I gaźnik? Dokąd uciekła kanapa i dlaczego to zrobiła? A tylne koło z mitasem-obieżymarokiem? A wydech, który przypalał mi paski od worka i boczek? Zdezerterowali? Dokąd? Dlaczego? Gdzie 16-letni jednocylindrowy silnik o pojemności 650? I olej i filtr powietrza? Gdzie moje kolorowe klamki i czerwone i żółte trytytki? Gdzie do cholery jest mój motocykl?!
Odczuwam zjeżenie, a po chwili miękkość kolan…
Fuck, a może
kurwa wyrywa się z moich ust… Ale to tylko bezwarunkowy odruch ciała. Chwila emocjonalnego zachwiania. Zaraz, zaraz… przecież to tylko motor… Nikomu się nic nie stało, po prostu ten przedmiot zniknął, ktoś go podpieprzył, mogło się tak stać – w końcu pewnie kusiłam los trzymając DRaculę przed domem, przypiętego do słupka łańcuchem… Trzeba było znaleźć mu garaż i płacić za niego cotygodniowy haracz… Kurcze, to mój DRacula... Gula podchodzi do gardła… Nie, to tylko kawałek materii. Daj spokój, nie pękaj. Może to będzie motywacja, żeby wypróbować coś nowego. W końcu miałam suzukę rok, może to wystarczy… Może teraz spróbować DR350? Albo DRZ400? Może coś mniejszodzikszego? A może jednak jeszcze raz DR650? Może uda się upolować jakąś ciekawą sztukę z niemcowni? Jeeeesssuuuu, ależ zdradzieckie myśli w mojej głowie, a stoję jak wryta przed drzwiami domu zaledwie 3 minuty z kaskiem usadowionym na kiepele, gotowa do wylotu do pracy… Nic to. Nieważne co, muszę zostać w Londynie dłużej i zarobić na motura. Innej opcji nie ma.
Trzeba zadzwonić na policję… Nie dogadam się z nimi swobodnie, pewnie Ania jest w domu, poproszę ją o pomoc, bo bardzo z niej konkretna i uczynna babka. Doskonale mówi po angielsku i z pewnością mi pomoże. Wracam do środka, idę do Ani i pukam do drzwi…
- Aniu? Jesteś? Pomogłabyś mi? Mogę wejść? – pytam stukając do drzwi na piętrze.
- Jasne, co się stało? – wchodząc widzę zaspaną Anię unoszącą się na poduszkach w łóżku.
-yyy, wiesz, ukradli mi motocykl. Mogłabyś w moim imieniu zadzwonić na policję? Zaraz dam Ci dowód rejestracyjny – mówię jednym tchem, starając się opanować emocje. O dziwo idzie mi całkiem nieźle.
Chwila ciszy przerywanej jedynie metafizycznym dźwiękiem rozkręcających się trybek w nienagrzanym jeszcze porannie płynie mózgowym…
- Poważnie? Kiedy? Który motorek? Twój? Serio? – mnóstwo skumulowanych, retorycznych właściwie pytań wypada z ust trzeźwiejącej szybko Ani. – Ojej, przykro mi…
- Nic się nie stało… bla bla bla – zaczynam tłumaczyć się Ani nie wiadomo dlaczego, pewnie zabijając przytłaczającą mnie wizję świata, który lubi przejmować kontrolę należącą mu się przecież bezsprzecznie. – Zdarza się, trudno. – Kończę optymistycznie.
Wykręcam numer i podaję telefon Ance. Płynną angielszczyzną porozumiewa się z gościem po drugiej stronie phonowodu. Wsłuchuję się w pierwsze słowa, ale po chwili odpływam myślami w niedaleką przyszłość – Transport do Polski na święta, powrót… Tyle razy pod naszym domem podjeżdżały wielkie wany na rumuńskich tablicach i tylu chłopa stało obok i raźno dyskutowało o czymśtam… Przecież mogli spokojnie podnieść 150-160-kilogramowe moto i zapakować je do budy. Cóż to jest przeciąć ogniwo łańcucha… Nie robili tego, ale mogliby. Ufać ludziom, czy nie? Jak się nastawić do życia, żeby mimo progów, dziur i przepaści podnosić się z gleby z uśmiechem? Jakoś trzeba, to nie może być trudne. Po chwili widzę rozszerzające się aniowe oczy i lasso porozumienia łapie mnie za szyje – Anka bezgłośnie przekazuje mi jedno, krótkie zdanie:
- Chyba mają Twój motocykl!
Hę? Jak to? Chyba? E… Nie może być. Przecież to krótka piłka, nie ma Draculi przed domem, NIE MA GO.
Ania rozmawia jeszcze chwilę zapisując numer sprawy na karteczce. Ciągle leży w łóżku, a ja już rozebrana z karoserii, zrobiło mi się naprawdę gorąco mimo zimnego poranka… W końcu oddaje mi telefon.
- Mają Twój motocykl. Tu jest numer sprawy. Będzie odwieziony na parking policyjny, tu napisałam Ci na który. Ale masz szczęście! – uśmiecha się do mnie.
Jacieeeee. Ale jestem szczęściarą!
c.d.n.
Tu sobie parkujemy służbówki... tyłem do wejścia do domu... Ślepa uliczka.
DSC08977.JPG
A tu, po drugiej stronie, parkuję DRaculę. Ma swój specjalny słupek do przykluczania. Czasem obok zaparkuje któraś Honda.
WP_20131020_001.JPG
A tu widać nawet czerwony łańcuch Abusa trzymający DeeRkę na uwięzi.
WP_20131124_002.JPG
kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyykszyyyyyyyy
kszyykszyyy łot? Ukradli Ci twój pryłatny motosykl? Oh noł! Ajm łrili sory… kszyyyskszyyyy