W Missiour znajdujemy Fajny hotel na stacji benzynowej. Targujemy, targujemy, aż w końcu pojawia się właściciel i mamy dobrą cenę za spanie z żarciem.
Bratamy się z właścicielem a właściwie to Lucynie najlepiej idzie bajera gdyż powoli francuski staje się jej drugim językiem. Tak czy siak do kolacji dostajemy za friko flachę wina. Nie opieramy się długo. Nasz właściciel okazuje się całkiem niezłym szejkiem. Pokazuje na swoim smartfonie foty z prawdziwie marokańskiego, wypasionego ślubu własnej córki. Super.
Rano nasz szejk przyjeżdża się pożegnać nowym Land roverem.
Śniadanie i w drogę.
Znów ekipy się rozjeżdżają. Dziki jadą sprawdzić którym korytem rzeki będzie najtrudniej. My jedziemy swoimi drogami. Mamy przekroczyć Atlas i powąchać Saharę. Celem jest Merzouga.
Hajłej
Potem troszkę się marszczy
Atlas Średni?
Lizaczek z polski
Zielonego coraz to mniej
Znów martwa rzeka
Samotny grobowiec lokalnego świętego męża.
Robi się pustynnie, pojawiają się pierwsze oazy. Takie zielone wyspy na morzu niczego. Ta jałowa ziemia jest zbyt cenna by na niej budować, dlatego wszystkie budowle są poza oazą. Zielona wyspa jest więc okolona glinianymi domami. Cała oaza jest obsadzona Palmami daktylowymi, (złotem Maroka). W cieniu palm rozłożone są poletka z pozostałymi płodami rolnymi. Poletka są podzielone kanałami którymi zarządza jeden człowiek – szycha. To szycha ma prawo dotknąć zasuwy w kanałach i rozdziela sprawiedliwie wodę. Temu 10 minut, temu pół godzinki, szycha ma dużą władzę. Szycha to ktoś!
Domy na obrzeżacg oazy
Pora na codzienną dawkę Beber whysky
Oaza
To już na pewno Atlas
Piiiić!
Oaza wije się jak rzeka