Poranek jak co dzień.
Jak co dzień od dwóch tygodni.
Czyli pobudka przez promienie słońca (cóż, koło południa świeci ono już dość konkretnie)...
Widok jeziora po wypełznięciu z namiotu...
Kawa i śniadanie na trawie…
Ehhh, że też to wszystko musi się kiedyś skończyć…
Z drugiej strony - gdyby było tak codziennie, czy potrafilibyśmy się tak tym zachwycać?
Wracamy po raz ostatni na M18, przyjdzie się nam z nią wieczorem pożegnać, bo wjedziemy do Sankt Petersburga.
Jesteśmy tam umówieni z Tanią i Garim, parą, która wcześniej gościła u Faziego w ramach “Couchsurfingu”. Obiecują pokazać nam miasto.
Petersburg jest strasznie zakorkowany na wlotówkach, dlatego postanawiamy się z nimi zmierzyć dopiero wieczorem, szczególnie, że temperatura nie sprzyja staniu w korkach, nawet z szyberdachem

albo brakiem dachu jak w skodniku
Hic* daje się we znaki, więc wypatrujemy miejsca na postój.
Jest!
Dróżka w las, a na końcu blinka* coś światło*.
Nie tylko my mamy taki pomysł, ludzi dość dużo, nawet patrol drogówki zatrzymał się na kąpiel

No i znów nagaty Fazik w obiektyw wlazł. Lubi, czy co?
Najpierw żarcie, później kąpiel

Na pierwszym planie tuszonka od Saszy
I już można skoczyć do wody. Patryk:
Śpiący Fazi:
Jagna, próbując chronić opatrunek na złamanym i pociętym palcu:
Chłopaki dobrze się pod wodą bawią:
Mamy niesamowite szczęście jeśli chodzi o pogodę, non stop ponad 30 stopni.
Po powrocie sprawdzam.
Średnia temperatura w lipcu wynosi tam 18 stopni!
Pod wieczór jedziemy dalej, ale i tak nadziewamy się na taki sztau, że postanawiamy zjechać w pierwszy lepszy parking przed Petersburgiem, uwarzyć kafeja i zjeść nudle*
Wkraczamy do cywilizacji, czas odkopać sukienkę
Wjeżdżamy w końcu do Sankt Petersburga, namierzamy Garego i Tanię na ich skuterze, parkujemy i ruszamy w miasto:
Sankt Petersburg to Europa całą gębą, coś kompletnie innego, z czym mieliśmy do czynienia ostatnie dwa tygodnie.
Bogato, czysto, zadbanie…
No i Rosjanki…
Każda wygląda, jakby właśnie wyszła od fryzjerki i kosmetyczki, nienagannie i elegancko ubrana…
Chłopakom prawie szyje się przekręcają, ale przyznaję, jest na co popatrzeć
Najgrzeczniejsze zdjęcie Faziego z całego wyjazdu:
Sobór Kazański:
Pałac Zimowy i Ermitaż:
Mnóstwo kanałów, w końcu całe miasto powstało a bagnach…
Sobór Św. Izaaka:
Pomnik Piotra Wielkiego ufundowany przez carycę Katarzynę na tle budynku sądu:
Nocny spacer po metropolii:
Spas - Sobór Zbawiciela:
W końcu, koło 2, robi się prawie ciemno. Nasi przewodnicy nie bardzo mają gdzie nas przenocować i proponują, że pokażą fajne miejsce nad wodą pod miastem, gdzie możemy się rozbić.
No to jedziemy…
Miejsce, jak miejsce, woda jest. Ale jest też głośna autostrada

I nie ma lasu, a ognisko przecież musi być! Nieważne, że jest wpół do czwartej rano!
Chłopaki zaraz coś wymyślą
cdn.
Słownik ślunskiej godki:
hic - upał
blinkać - błyskać
światłe - niebieskie
sztau - korek (na drodze)
nudle - makaron