... cd
Trochę to trwało ale pogoda za bardzo sprzyjała innym wyjazdom :-) Nadrobiłem zaległości :-)
Wyciągają wszystkie tabletki, sprawdzają nazwy i pytają o ich skład! Pamiętajmy, że na teren Ukrainy nie wolno wwozić żadnych środków zawierających tramadol. Z kolei Węgrzy, chcąc chyba dotrzymać kroku swoim ukraińskim kolegom, dają nam do wypełnienia dziwaczny formularz, w którym musimy podać rok, miesiąc i dokładną godzinę (z minutami!!!) wjazdu na teren Węgier, ilość paliwa w baku oraz przebieg motocykla. Prócz tego węgierska służba celna …
… cdn …
… i graniczna równie skrupulatnie sprawdza nasz bagaż!
Węgry witają nas wielkimi upałami – temperatura w ciągu dnia nie spada poniżej 35 stopni Celsjusza.
Duży plus poruszania się po Węgrzech to obowiązujący na drogach głównych zakaz ruchu ciągników rolniczych, zaprzęgowych i rowerów. Takie znaki pojawiają się bardzo często i stoją praktycznie przy każdym wyjeździe z pól. Ułatwiają życie kierowcom i zwiększają bezpieczeństwo poprzez ograniczenie gwałtownego hamowania. Może należałoby pomyśleć o tym w Polsce?! Nie musimy przecież czerpać wzorców wyłącznie z krajów zachodnich, które zdecydowanie różnią się infrastrukturą od krajów Europy Środkowej!
Wieczorem dojeżdżamy do miejscowości
Sárospatak, gdzie w centrum znajduje się zamek Rakoczych. Na sporych rozmiarów budowlę składają się pięciopoziomowa Czerwona Wieża z XV wieku oraz XVI-wieczne skrzydło pałacowe Perényich otoczone podwójnym kręgiem murów zamkowych. Po zwiedzeniu zamku robimy krótki rekonesans w terenie i znajdujemy fajne miejsce na nocleg. Namiot rozkładamy w zaroślach nad rzeką, praktycznie u podnóża zamkowych murów. Kolację spożywamy na tratwie przycumowanej do nabrzeża a naszymi towarzyszami tego wieczoru są wyjątkowo upierdliwe komary.
Przed kolacją Głazio, któremu tego dnia upał dał się we znaki, zażywa chłodnej kąpieli w rzece. Nocą spacerujemy wokół zamku i robimy sesję zdjęciową. Z doświadczenia wiemy, że zdjęcia podświetlonych obiektów są wspaniałe! Po powrocie do namiotu jesteśmy zmuszeni do zrobienia dodatkowego kamuflażu z gałęzi naszego obozowiska od strony rzeki, ponieważ regularnie pływają po niej patrole i oświetlają halogenami brzegi. Nie chcemy się rzucać w oczy i pozostajemy niewidoczni! W dodatku nie wiemy czego i kogo szukają ?!
Dzień 5 (7. sierpnia-środa)
Zrywamy się wczesnym rankiem, zwijamy manatki i po kilkunastu kilometrach docieramy w pobliże ruin średniowiecznego zamku
Regéc wznoszącego się wśród trudnodostępnych szczytów górskich. Nie ma o nim nic w przewodniku ale na szczęście mamy dobrą mapę! U podnóża szczytu robimy krótki postój na śniadanie, które spożywamy do spółki z osami.
Zapach naszej konserwy turystycznej przyciągnął niezły rój z pobliskiego lasu. Do zamku prowadzi droga szutrowa. Jest ona rzadko uczęszczanym szlakiem turystyczny, którym oczywiście wjeżdżamy praktycznie na samą górę! Zamek Regéc pochodzi prawdopodobnie z XIII wieku ale jego złote lata przypadają na XVII wiek, kiedy objął go w posiadanie Ferenc Rakoczy I.
Ruiny zameczku są dość urokliwe i atrakcyjnie położone. Rozciąga się z nich wspaniały widok na okolicę. Aktualnie zamek jest intensywnie restaurowany i na jego terenie trwają bardzo zaawansowane prace budowlane. Warto tu jednak zajrzeć podróżując po północno-wschodnich Węgrzech!
Wracamy szutrem do drogi asfaltowej i kierujemy się do
Boldogkőváralja – miejscowości położonej przy granicy słowacko – węgierskiej
w paśmie gór Zempléni.

Początkowo naszym oczom ukazują się mizerne cygańskie osady, które szpecą węgierski krajobraz do granic wytrzymałości. No cóż, Romowie – to największa mniejszość narodowa, których liczbę na Węgrzech szacuje się aktualnie na około 400-500 tysięcy. Czy to się komuś podoba, czy nie stanowią nieodłączny element węgierskiej społeczności i należy się z tym pogodzić. Według statystyk w 2050 roku co piąta osoba na Węgrzech będzie Cyganem (oczywiście przy zachowaniu aktualnego wskaźnika dzietności).
Stopniowo widok nędznych wiosek cygańskich ustępuje malowniczym wzgórzom porośniętym winoroślami i drzewkami morelowymi. Wśród tych fantastycznych morelowych połaci na najwyższym wzniesieniu pasma gór Zemplen wznosi się majestatycznie
zamek Boldogkőváralja czyli „morelowa twierdza”. Zamek jest nietypowy i w niczym nie przypomina standardowych fortyfikacji z XIII wieku. Jego znakiem rozpoznawczym jest kształt – od jednego ze skrzydeł zamku odchodzi wąski, kilkunastometrowy wypust obronny.
Ten element konstrukcji wywiera piorunujące wrażenie, ponieważ przypomina grań skalną prowadzącą do następnego nieistniejącego szczytu. Na drodze prowadzącej do zamku zaliczamy punkt parkingowy, na którym siedzi gość i inkasuje niezbyt wygórowaną „kwotę parkingową”. Morelowy zamek prezentuje się niesamowicie i mimo potwornego upału kierujemy do niego nasze kroki. Za zamkowymi murami czeka nas niespodzianka – podziemia udostępnione do zwiedzania witają nas orzeźwiającym chłodem. Można tu zobaczyć dawne narzędzia tortur i wystawę minerałów.
Obchodzimy cały zamek, oglądamy ciekawe makiety bitewne i fotografujemy zapalczywie
„oryginalny wypust obronny”, który trzeba przyznać wywiera niesamowite wrażenie. Wspaniale musi wyglądać o świcie lub przy zachodzie słońca oświetlony pierwszymi lub ostatnimi promieniami słonecznymi…!
W nieustającym upale opuszczamy morelowy zakątek i kierujemy naszego GS-a do
Miszkolc – trzeciego największego miasta Węgier, w którym dość harmonijnie średniowieczne zabytki koegzystują z wielkimi blokowiskami, fabrykami i wyjątkowo brzydkimi postindustrialnymi nieużytkami.
... cdn