Trochę z winietą przesadzam :/
Ale mam takie zboczenie...
Pobudka ok. 8.00, szybkie śniadanie, wychodzimy z budynku i uderza w nas fala rozgrzanego powietrza. Będzie ciężko.
Przyjeżdża Igor i Piotr - nasi wybawiciele, ale ja jestem niezadowolona :P , bo oni mają ślad i my musimy jechac z tyłu. A kurzy się STRASZNIE!
Był moment, że wjechaliśmy z drogę traktorową między uprawami. Koleiny miały jakies 40cm. No masakra... potem zaczęły się chaszcze - w sąsiedniej koleinie znacznie mniejsze, ale zmiana toru jazdy byłaby nieco karkołomna, więc po prostu opuściłam szybkę, zamknęłam oczy i przedzierałam się przez gałęzie
Odpoczynek w cieniu
A to już końcówka. Ostatni i właściwie jedyny podjazd pod górkę. Trampiszon zawisł w koleinie.
potem gaaaaaaz!!!!!
I kółko poszło bokiem
Drugi jedzie Igor - z młodzieńczą werwą!
Ja tempem emeryckim
I Naczelnik - jak zawsze

lajtowo
Potem był fajny kawałek łakami...
I do Laskówki - koniec śladu
Straty - tablica chciała zostać w górach
Oraz totalne zapylenie