Zostawiamy za sobą prom, wiadomo, na poziomie morza , w końcu to fjordy i pniemy się 1500mnpm! Ot tak, od razu.
Po kilku km kończy się asfalt.
Kręta szutrówka wymaga od nas mnóstwa uwagi, jest wąsko a ruch nie mały. Co jakiś czas mijanka, można bezpiecznie minąć się z kamperami których jest tu po prostu zatrzęsienie!
Ten kawałek drogi zmęczył nas "delikatnie" - dobrze, że na górze wiało, dało to trochę orzeźwienia.
Widoki cudne:

Droga którą jechaliśmy "kilka" minut temu.

Jak widać nasz prom już odpłynął. Chłopcy są ciekawi jak daleko jest na dół...
Chłodny wiatr oziębił nasz spocone plecy, widoki jak by przestały już nas zachwycać, czas było ruszać na dół. Specjalnie wyczekaliśmy moment gdy nic w dół nie zjeżdżało - chcieliśmy mieć czystą drogę. Pomaleńku ruszyliśmy. W dół nie było łatwiej ... Perspektywa takich dróg jak poniżej dawała nam jednak otuchy:
Na dole temperatura znów skoczyła do magicznych jak na Norwegię 24*C. Trzeba było więc się orzeźwić :
Znudzeni jazdą po czarnym znów, tym razem już z wybory wbiliśmy się w szutrówkę. To był strzał w dziesiątkę!
Jej jakość pozwalała jechać nawet na takich motocyklach jak nasze.
Może nie była czarna ale szeroka i mocna na pewno
Tak mi tylko przeleciało przez głowę ile to takich widoków człowiek stracił pędząc bo asfaltowych nawierzchniach

Nie wiem czy to wtedy pojawił się instynkt porzucenia plastika, ale być może coś w tedy w mej głowie zaczęło się budzić.
Już asfaltem docieramy do miejsca z którego mieliśmy nadzieję podziwiać wspaniały zachód słonka. W oczekiwaniu na nie rozbijaliśmy namioty, szykowaliśmy kolację. I wtedy wybuchała, na szczęście nie butla z gazem tylko wspaniała paleta barw. Wybuchła i rozlała się po niebie okraszając je tak jak tylko pięknie można było.
Chyba spokojniej tego dnia nie można było zakończyć. Spaliśmy kilometry od najbliższej osady ludzkiej, kilkadziesiąt metrów ponad poziom morza, otuleni ciszą przerywaną tylko szumem wiatru i te barwy..... Pospaliśmy się jak dzieci.
cdn.