Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09.02.2013, 22:41   #56
Cynciu
 
Cynciu's Avatar


Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Cynciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 13 min 29 s
Domyślnie

Dziś dzień asfaltowy. Wyjeżdżamy z Jalala Badu i kierujemy się na Sary-Tash. To ma być nasza baza wypadowa pod Pik Lenina. Góry, serpentyny, droga leci szybko. Tylko ta pieprzona czarna chmura która nas osacza. Raz jest z lewej, raz z prawej, raz przed nami. Wreszcie idzie na czołówkę. Przed samym uderzeniem chowamy się na przystanku. Chyba jedynym, jaki widziałem po drodze. Chwilę później leje jak z cebra w kraju, w którym niby nie pada w lecie.























Burza trwała 15-20minut a po chwili wesoło zamrugało słoneczko ale zrobiło się znacznie chłodniej. Widoki powalające. Co chwilę zatrzymujemy się na fotki. Wg Bajrasza ten idealny asfalt, jeszcze dwa lata temu był zajebistą szutrówką. Co tam. Teraz też jest gitarra













Aby poprowadzić Was dalej muszę cofnąć się kilka dni, do historyjki którą w pośpiechu pominąłem.
Grzejemy więc offikiem, krowimi ścieżkami. Ja dyndam sobie na końcu. W pewnym momencie przed nami wyrasta strome wzniesienie. Szparag dał ognia i już go nie było. Grzela poszedł drugi. Teraz kolej na mnie. Jedyna i oooooogień. W połowie wzniesienia tracę moc i moto gaśnie. Co jest! Kopie gada (bo starter mam w kopniaku). Jedynka gaz ooogieńń a X-tuś Beee, e, e e, zgasł. Przesuwam się pół metra pod górę. Kopniak, jedynka, gaz i ............... . to samo. Jestem w połowie wzniesienia. Kopię, jedynka ....... i tak pięć czy sześć razy. Jestem spocony i zasapany od tego kopania, ruszania i to wszystko na sporej pochyłości. Widzę jak z góry stacza stacza się do mnie Szparag, Widać zaniepokoił go brak Cyncia. Podjeżdża i patrzy z politowaniem.
- To to nie chce wjechać pod górę. Nia ma mocy.
Aby udowodnić odpalam, jedyna gaz do dechy, dzidaaaa, a a, zdechł. A ona dalej patrzy z politowaniem.
- Kurtka, w łańcuch ci się wkręciła.
Spoglądam na koło i łzy napływają mi do oczu. Nie wiem czy ze złości na siebie czy z żalu po kurtce. Wykręcam kurtkę nawiniętą na zębatkę i wpycham pod ekspandery, gdzie jej miejsce. Na górę oczywiście wyjeżdżam bez problemu. Po kilkunastu kilometrach orientuję się, że już nie mam kurtki. Teraz pewnie jeździ w niej jakiś Kirgiz na koniu. W kurtce Modeka z membraną i wzmacnianymi szwami.
Mało tego zgubiłem też polarową koszulę, gdzieś, nie wiem gdzie.
Czemu o tym piszę?
Bo jak wspomniałem, po deszczu ochłodziło się. Gdy zbliżaliśmy się do najwyższych szczytów zaczęło się ściemniać i zrobiło się naprawdę zimno. Z ust leciała para i nie wiedzieliśmy czy to pod kołami, to mokry asfalt czy lód. Zatrzymaliśmy się. Fajka na rozgrzwkę i trzeba cos włożyć. Szparag zakładał ciepłe skarpety na lekkie krosowe rękawiczki. Mnie owiną ręcznikami na które wcisnąłem koszulki. Tak opatuleni dotarliśmy do Sary-Tash, naszego celu.
- Zmarzłem jak czort.
Powiadamiam Szparaga.
- To czemu nie włączyłeś grzanych manetek?
W tym dniu, nie miałem siły już Go zabić.



__________________
Wlóczęga:
człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..

[ Julian Tuwim ]
Cynciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem