Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.10.2008, 10:23   #6
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 345
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 4 godz 29 min 4 s
Domyślnie

Dzień 8. Elizewo. Przejechane 0km. Chyba piątek
Lądujemy Ił-em 96 na Kamczatce (nie chcieli nam go sprzedać).


Odpalamy GPS, żeby zobaczyć czy oby faktycznie to Kamczatka. No tak, to jednak to miejsce. Prostopadle do pasa którym lądowaliśmy nad naszymi głowami przelatuję MIGi29. Nikt na nas nie czeka, buuuuuuuu, ale to normalne, bo jak nas Łysol informuje u Saszy z powodu naszego przyjazdu jakieś spotkanie było i nikt się rano nie obudził. Idziemy po toboły, które wylądowały w małym pomieszczeniu. Każdy kto z taśmociągu bierze torbę, musi udowodnić panu przy wyjściu że to jego bagaż. No nic to, przestawiamy budziki o +11 godzin i idziemy spróbować odebrać motocykle, co z nami miały przylecieć. Pani na gruzowym terminalu informuje nas, aby przyjść za 2 godziny, bo dopiero wtedy rozładują samolot, idziemy do parku na przeciw lotniska i obserwujemy wyładunek, wypakowują, wypakowują, motocykli nie widać ludzie wsiadają samolot odlatuje idziemy do pani jeszcze raz. Okazuje się, że zapomnieli w Moskwie zapakować, akurat to mnie nie dziwi toż to Rosja a ja tu już nie pierwszy raz. Co z tym fantem zrobić? Pomyślimy później teraz trza siebie i bagaż przetransportować do PKC. Próbujemy dzwonić do Saszy, ale „telefon nie rabotajet”, no to do Łysola. On ich w końcu obudził (nie wiem jak) i daje znać że odbiorą nas z lotniska nam „nada rzdać”. W końcu jakoś wszyscy się spotykamy, Locha kolega Saszy idzie sprawdzić co z naszymi motocyklami. Uruchamiamy jeszcze w Moskwie Aleksa w tej sprawie i dzwonimy do Miedwiediewa, przecież tu tyle „miedwiedzi Kodiaków”. Kilka chwil oczekiwania i jest odpowiedź: będą jutro, pojutrze lub w ogóle kiedyś tam. A że ta odpowiedź nas satysfakcjonuje to na dzisiaj dajemy sobie spokój. Jedziemy do Saszy domu. Po drodze jakieś śniadane,




i szybkie zwiedzanie Pietropawłowka. Widać, że miasto żyje z oceanu. Wszędzie dźwigi portowe i wpływające do portów statki towarowe. Zresztą to jedyna droga, po za lotniczą dostania się na półwysep.

Jest sporo okrętów wojennych, łodzi podwodnych w zatoce. Na drugim brzegu jest małe miasteczko i port wojenny. Żeby się tam dostać, trzeba mieć specjalne zezwolenie. Locha mówi, że postara się je załatwić. Facet dostał od nasz ksywkę „reżyser” telefony grzały się w jego rękach, cały czas nawijał, coś załatwiał. Miasto szare, ruch spory, wszystkie auta to 4x4 od typowych terenówek, po Toyoty Yaris, czy Nissany Micra. Ale większość z nich, to marki u nas nie znane. Cholera wie co to za wynalazki. 99,9% aut ma kierownicę po prawej stronie, choć ruch lewostronny. Wszystko płynie z Japonii do Władywostoku, a potem do Pietropawłowska. Pogoda pochmurna, więc wulkanów za bardzo nie widać. Ale co tam, to dopiero początek wyjazdu. U Saszy szybkie jedzenie z menu typowo ichniejszym, czyli kraby, ryby, kawior.



Po obiadku relaks w aqua parku. Woda cieplutka, prosto z gejzera, lato, jesień, zima basen czynny cały czas.


Po drodze jedziemy do znajomego Saszy, który importuje z USA i Japonii motocykle, potem je sprzedaje. Ceny mają wariackie mimo że Japonia blisko. Średnio motocykle są droższe niż u nas o 10-20%. Zdarzają się często pojemności 400 cm3.

Niebo zaczyna się przecierać i wyłaniają się powoli wulkany


Dzień kończymy jak co dzień, hołd pewnym trzeba oddać. Jak tu „tiemno” szybko się robi, czyli najepka.
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem