Dzień 7. Lecimy Uraaaaaaaaaaaaa. Przeleciane....chyba z 9 tyś km. Czwartek
Zostawiamy u Alfa cały zapas Gorzkiej Żołądkowej bo ją bardzo polubił, latamy trochę skuterem po Moskwie i na Szeremietiewo bo o 16.10 wylot do PKC. Alf wiezie nas na lotnisko. Z centrum Moskwy na Szeremietiewo jest ponad 30 km. Po odprawie, na której skrupulatnie wszystkich sprawdzają, łącznie ze zdejmowaniem butów zasuwamy na odpowiednie wyjście, ludzie jarają gdzie się da. Schodzimy na dół do autobusu, który ma nas dowieść na płytę lotniska. Pchają się wszyscy, jak by miejsca im mieli zająć. Żeby wszystkich zabrać, autobus podjeżdża trzy razy.
Tu w samolotach i na odprawach jest bardzo fajnie, można mieć alkohol w szklanych butelkach którego nie zamykają w żadnych specjalnych pojemnikach. Kupujesz flachę, to na pokładzie wyciągasz i najebka, tak że na 10 tys metrów niezłą zabawę zaliczamy w samolocie. Koledze który siedział przed nami, wypijamy cały zapas whisky, on nam cały zapas żubrówki. Po wylądowaniu na kolegę czeka uaz z napisem milicja i go zabiera w eskorcie, nam się udaje. Obok nas siedzi starszy jegomość, który wraca z Moskwy do Pietropawłowska. Za dawnych czasów wysłali chłopa do wojska na Kamczatkę i jak większość z nich już tam został. Był u brata w odwiedzinach, nie widzieli się kilka lat. Jedni pasażerowie są ubrani zimowo, inni jak by z plaży wrócili. Szczególną uwagę przykuwają dwie dziewczyny w mini. Jak wchodziły schodami do samolotu, wszyscy faceci stojący jeszcze na dole mieli ciekawy widok. Zastanawiamy się jak tam pogoda i czy dryndy oby na pewno lecą naszym samolotem. Stare i zbutwiałe stewardessy wrażenia na nas nie robią. Najgorsze były małe znudzone i ryczące dzieci. Staraliśmy się usnąć.
Niestety, dwie miłe panie siedzą na końcu samolotu, a my na skrzydle. Najepka czyni cuda
|