Opuszczam Armenię, w której spędziłem aż dziewięć dni, wracam ponownie do Gruzji. Przejście graniczne jak zwykle dla tych rejonów świata bezproblemowo. Nadchodzi moment wymiany oleju, zatrzymuję się w pierwszej wiosce przy tabliczce z napisem „MOŃKA” (punkt mycia aut) gdzie bez problemu chłopaki pożyczają mi niezbędne narzędzia (ciekawe gdzie są moje?), oraz kasetę na stary olej. Pod wieczór mijając twierdzę Chertwisi, którą ze względu na późną porę zostawiam na jutro, dojeżdżam do Wardzi. Jest to potężne skalne miasto, które pomimo iż jest ruiną to posiada nadal mnóstwo zachowanych w przyzwoitym stanie korytarzy oraz komnat. Bardzo chciałbym zobaczyć to miejsce w czasach świetności. Koszt wstępu to 3lari (6 zł).
Wieczorem, gdy już powoli zasypiam, nagle słyszę dźwięk podjeżdżającego auta. Tym razem postanawiam nie ignorować sprawy i wychodzę z namiotu. Jakaś terenówka, wysiada z niej facet.
- Hey –zagajam
-Sorry for this noise.
-No problem
-Where are you from?
-Poland
-Nice to met you
-And you?
- Poland…
-Cześć!
Biesiaduję z Łukaszem i Martą cały wieczór i rozstajemy się dopiero w okolicach południa. Jadę w kierunku twierdzy Chertwisi, położonej na skale, nad rzeką Kurą. Moim oczom ukazują się potężne, podwójne mury obronne, baszty i dumnie powiewająca flaga. Niestety w środku same ruiny.