Jedna z sytuacji która postawiła mi włosy "dęba" w kasku :
Wiele już razy na moto traciłem powietrze w kołach, także z przodu, i jakoś dawało się to opanować. Ale ostatni przypadek -horror !!
Śmigam sobie na Africzce ładną obwodnicą wokół Dobrodzienia, vmax -czyli ok.180/h (żaden to wynik, -na ścigach kręciłem i ponad 300) Zaraz po wyprzedzeniu sznura samochodów, gwałtownie tracę powietrze w przednim kole. Moto wozi mnie po CAŁEJ szerokości drogi "walając" się na boki.
O szybkim wyhamowaniu nie było mowy, bo każda próba (zwiększająca nacisk na przód) tylko zwiększała problemy! Praktycznie nie miałem żadnego wpływu na kierunek jazdy i zachowanie się motura

Cała akcja wyhamowywania tyłem, trwała wiecznie i była możliwa, -czy "w miarę bezpieczna" tylko wtedy, gdy akurat (chwilowo) znajdowałem się na osi jezdni. Pozostało się "modlić" aby nie było przeszkody z przodu, -walczyć o utrzymanie się jakoś na drodze, i o to aby się w końcu nie wypier....ć !
Auta z tyłu sprawnie wyhamowały widząc przed sobą takie kino...
Ufff.. -znów z puli SZCZĘŚCIA zaczerpnąłem całą garścią, choć telepało mną jeszcze dobre 5 minut

Natychmiast pozakładałem pancerne dętki !..
P.s. Ha,ha, dobre! Przypuszczam jednak, że ten alkomat miał rozładowaną baterię, -stąd te 0,00 !