(..cd) Za każdym razem kiedy wjeżdżałem w nowe miejsce miałem dość. Dawało mi się wówczas we znaki typowo europejskie myślenie, gdzie biedne i obskurne miejsca kojarzymy z niebezpiecznymi miejscami. Nic bardziej mylnego
W skontaktowaniu się ze studentem pomógł mi policjant (użyczając swojego telefonu), a ci kolesie wystawili dla mnie krzesło i zaczeli częstować
I tak się zaczęło. Dzień spędzony na niekończących się powitaniach rodziny kolegi, potem jeszcze przyjaciół rodziny i rodziny przyjaciół

. Kiedy zaszło słońce musiałem odmawiać zaproszenia na obiad, nie dało rady jednak odmówić picia miejscowej kawy czy herbaty
Po prawej stronie koleś, który tak się mną opiekował (zapomniałem imienia bo było trudne)
Nie byłbym w stanie zliczyć osób, którym uścisnąłem rękę lub wymieniałem pocałunki w serdecznym geście tych, których widziałem po raz drugi (tak tak Greg

). Tego dnia w ciągu zaledwie paru godzin poznałem tak dużo aspektów tutejszej kultury, poglądów i upodobań, że nie dałby mi tego nawet rok spędzony w drogim kurorcie. Dzień zakończony na filozoficznych rozważaniach z miejscowym pisarzem oraz lista zaległości lektur, które muszę nadrobić (same powieści). Cena za nocleg nareszcie w normie, czyli 6 dolarów.
Bardzo stare zabytki w Arraqa robią za plac zabaw
Poranne pośpieszne pakowanie by dotrzeć do Dier Ez Zur a potem dostać się do Palmiry i stamtąd do upragnionej Jordanii. Wychodzę przed hotel i słyszę język polski. W ten sposób poznałem Benjamina, zaciekłego podróżnika i najlepszego wykładowcę, który znając perski i turecki sporo zjeździł krajów arabskich.
Na dobry początek zaprowadził mnie do banku znanego tylko miejscowym. Tam spędziłem dużo czasu dziwąc się jak dwóch młodych chinoli zabierało ponad 5 miloionów funciaków do plecaka.
Pożegnałem się z Benjaminem umawiając się z nim w Aleppo, w drodze powrotnej z Jordanii. On jechał na wschód, czyli na razie mieliśmy ten sam kierunek. Wyruszyłem i dobrze już mogłem widzieć wszechobecny pył. Słońce zniknęło, ale postanowiłem opuścić Arraqa by jechać dalej
To już główna droga krajowa. Pyłowa mgła była co raz bardziej intensywna
Mijani miejscowi
i typowe wioski mijane po drodze. Te zaludnione są jeszcze bardziej brudne;]
Mój pierwszy kontakt z pustynią. Pył ciągle był, ale powierzchnia była twarda i swobodnie można było sobie pojeździć
Tam spotkałem kolesia. Jechał do Iraku
Wiedział co lubię i dał na koło
Kiedy dojechałem do Dier Ez Zur, postanowiłem spróbować odszukać Benjamina. Klimat ulic przestał mnie niepokoić odkąd zobaczyłem że nie ma się czego bać. W krajach europejskich o takim poziomie życia już na samym wstępie oskubaliby mi motocykl, a mnie wynieśliby na organy. To nie pierwszy raz kiedy poczułem szacunek do islamu.
Główna ulica DierEzZur, tutaj odnalazłem Benjamina.
Trochę miejscowych widoków
W tle plac z dumnym prezydentem w tle (poprzednim, teraz rządzi jego syn)
Najlepsze Tesco w jakim bylem
Szybko zyskaliśmy przychylność miejscowych. Ja motocyklista, a Benjamin wyglądający jak Viking. Bardzo często robili nam zdjęcia
Afri została zaparkowana pod hotelem. Doskonale wkomponowała się w otoczenie
Wieczorem zostałem namówiony na wypalenie fajki wodnej. Z racji tego że nie znoszę papierosów, nigdy nie spróbowałbym tego sam. Viking jednak dobrze zaznojomiony z miejscowymi obyczajami wiedział gdzie znaleźć odpowiednie miejsce
Tu dopadła mnie ważna konkluzja wyciągniętą z minionego dnia. Paląc fajkę wodną i zachwycając się tutejszymi (tanimi!) smakołykami zdałem sobie sprawę, że nie zdołałbym doświadczyć wielu miejscowych atrakcji zaledwie przejeżdżając przez to miejsce. To samo dotyczy hoteli dla zagranicznych turystów, gdzie sztucznie spreparowane miejsce, podobnie jak jedzenie byłoby tylko atrapą tego co jest na zewnątrz. To tutaj zdecydowałem wniknąć bardziej w klimat jaki oferuje tylko Syria, nie spiesząc się do cukierkowej (w moich wyobrażeniach) Jordanii, która jest o wiele droższa. Byłem tam w końcu bez żony i nie musiałem pławić się w luksusach wydając pieniądze na hotele, w których mi przyniosą śniadanie, wypiorą rzeczy i zrobią masaż pośladków. Viking nie krył poparcia dla tej decyzji
W dordze powrotnej do hotelu dopadła nas burza pyłowa, której zalążek poznałem na trasie. Ulice zaczęły pustoszeć, ludzie chronili się w domach oprócz dwóch idiotów z wyciągniętymi aparatami, gdzie jeden leżąc na ulicy (nie miałem statywu) chciał oddać atmosferę chmury nadchodzącego pyłu
Byliśmy pokryci pyłem. Zrobiłem mnóstwo fotek, ale dopiero Benjamin pokazał ile tego jest w powietrzu używając lampy błyskowej (niestety jeszcze mi tego nie przesłał)
Tu zelżało, choć można było czuć to wszędzie
(..cd..)