Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.09.2012, 19:01   #2
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 7 min 10 s
Domyślnie

100 km offu? Na późne popołudnie?
Nie bardzo jednak mamy wyjście, nie będziemy się przecież wracać do Kukes.
Początek jest znośny, szuter z ostrymi zakrętami na zboczach, trzeba „tylko” nie spaść w przepaść

Jedzie mi się jakoś podejrzanie dobrze, momentami mam nawet ochotę wrzucić trójkę, ale potem przed zakrętami hamowanie jest trochę emocjonujące

Szuter znośny, choć momentami kamienisty:



Bliźniak ma chyba delikatną zniżkę mocy, bo co rusz wjeżdżam mu w tył
Po jakiś 10 km zatrzymujemy się (filmik był wcześniej), afryka narzeka na brak amortyzacji… No cóż - tutaj tego nie naprawimy…

Widoki – rewelacja:



Gdzieś tam w dole widać pola i pojedyncze domy. Nie mam pojęcia, jak oni się stamtąd wydostają… Pewną odpowiedz mamy, kiedy mija nas pan na ośle…



O czasu do czasu mijamy maleńkie , kilkudomowe wioseczki, wzbudzając niemałe zdumienie. Pierwsza wioska pojawia się nie tam gdzie powinna, jakieś rozjazdy równorzędnych dróg i trzeba się pytać.
Lokalesi patrzą na mapę i ciężko ich od niej oderwać. Być może widzą ją po raz pierwszy w życiu…
Śmiejemy się potem, że pewnie ich rozmowy brzmiały mniej więcej tak: ”patrz, a tu mieszka wujek Ismael” „o, o tu kiedyś dojechałem!”

O dziwo, wiedzą którędy na Burrel i możemy jechać dalej.





I znów jakiś rozjazd, tym razem pomaga pasterz na osiołku.





Słońce powoli zachodzi, a my gdzieś przed połową…

Trafiamy na kawałek szerokiego szutru i większą wieś, nawet szkoła jest.



Jestem więc pewna, że teraz to już lajcik został, no bo skoro droga coraz lepsza…

Jednak za kilka kilometrów okazuje się, że mamy do przejechania małą rzeczkę. Mostek owszem jest, ale mocno w dole, i prowadzą do niego piękne, kamieniste, ciasne, górskie agrafki.
Po czym za rzeką należy znów wjechać takimi samymi sepentynami na górę, przebić się przez przełęcz i zjechać na dół. Agrafkami rzecz jasna.



Jakim cudem funkcjonują te wsie kilkadziesiąt km od asfaltu? Dostępne jedynie porządną terenówką, która większość drogi będzie pokonywać na jedynce? A oczywiście terenówek tych miejscowi nie posiadają? Przez tych 100 km nie minęliśmy ŻADNEGO pojazdu…

Jestem już bardzo zmęczona i zaczyna być mi wszystko jedno. To zdecydowanie najtrudniejszy odcinek, z jakim przyszło się nam zmierzyć.
Ale zmęczenie ma też swój plus – wyłącza się myślenie, włącza automatyzm. I w pewnym momencie zauważam, że już którąś agrafkę z rzędu pokonuję całkiem profesjonalnie, na stojąco, używając obu hamulców, i ogólnie jadę do przodu

Modlę się tylko, żeby na tych skałach i kamieniach nie jechało nic z naprzeciwka , bo po prostu nie ma możliwości minięcia się ani zatrzymania bez gleby w tych zakrętach…

Kawałek prostej, można się w końcu zatrzymać:



nie wiem, czy Bliźniak ma z tego odcinka filmik, ale wyrazów niecenzuralnych może być sporo



W końcu wjeżdżamy na płaski szczyt, droga zmienia się z kamienistej na szuter lub zaschnięte błoto.



W jakieś wioseczce widzę na poboczu dwa duże psy szykujące się do skoku na Jagnięcinę. Coś mi się tam kołacze w głowie rada z „Motocyklisty doskonałego”, że do takich psów trzeba podjeżdżać wolno, a kiedy się z nimi zrówna , konkretnie odkręcić manetkę. Postępuję zatem według wskazówek.
Działa całkiem dobrze , ale chyba autor nie wziął pod uwagę drugiego motocykla jadącego z tyłu
Bliźniak się wydziera „Jagna, kur…!!!!!!!” Chyba nie czytał „Motocyklisty doskonałego”

No to zostało nam zjechać w dół.

Piękne zaschnięte błoto. Bliźniak szuka możliwości przejazdu dla Afryki bez amortyzatora Zawiesił się już n razy, bo choć na zdjęciach tego nie widać – dziury są bardzo głębokie.





Po kilku kilometrach zaczynają się szutrowe serpentyny w dół i to już jest sama przyjemność z jazdy… Po kilku kilometrach dojeżdżamy oboje do świeżego asfaltu i z obu gardeł jednocześnie wydobywa się okrzyk „jeeeeeest!!!”.

Uff. To był najtrudniejszy kawałek offa, z jakim miałam do czynienia w swojej (krótkiej co prawda) karierze motocyklistki… I, co dziwi mnie do dziś - totalnie bez gleby!

Teraz już tylko asfalt, choć piękny i zakręciarski, niesamowite, GS ma piąty bieg!
Już po ciemku lądujemy w Burrel, całkiem spore miasto. Mamy nieprzemożoną ochotę wyspać się w łóżku, a nie namiocie, o prysznicu nie wspominając. Choć w sumie łatwiej byłoby się już oskrobać, niż wymyć

Jedziemy dłuższą chwile przez miasto, rozglądając się za przystępną i bezpieczną noclegownią, mijamy ładnie zabudowane dzielnice, w końcu dojeżdżamy do czegoś slumsopodobnego, gdzie postanawiamy zawrócić. W tym momencie macha do nas ktoś z jadącego z naprzeciwka Jeep’a na brytyjskich blachach i pada pytanie „Are you looking for hotel?” Skąd wiedzą? No przecież jedziecie na motocyklach! Aah, no tak…

Hotel tani (jak na Albanię) nie jest, ale łazienka, bialuśkie ręczniczki i klima… Trochę luksusu nam się przyda…

Rzucam wszystko na podłogę i biegnę pod prysznic. Tego mi było trzeba… Po chwili słyszę walenie do drzwi: „Jagna, otwieraj!” „No, otwieraj, nie pożałujesz!”
Odbiło mu czy co? Za dużo wstrząsów na tym offie?
Leciutko odchylam drzwi, a przez szparę wsuwa się butelka z zimnym piwem…

Czasem mężczyźni doskonale wiedzą, co potrzeba kobiecie

cdn...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą

Ostatnio edytowane przez jagna : 24.09.2012 o 17:15
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem