Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12.09.2012, 20:25   #3
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 7 min 10 s
Domyślnie

Poprzedni dzień, zakończony efektownym ślizgiem na szutrze, spowodował lekką blokadę i dłuższa chwila mija, nim się znów „wjeżdżę”. Mam spory opór, bo dojazd na drogę z domu naszych gospodarzy jest po „kopnych kamieniach” czyli luźno rzuconych kamyczkach fi 0-120 mm, które chyba miały stanowić podbudowę drogi. To chyba najtrudniejszy typ nawierzchni, jaki można spotkać w Albanii. Nie działa tu niestety nic innego, jak osławione „jedynka, dwójka, trójka i dzidaaaa!”. Patrząc jak rzuca bliźniakową AT, ostatnie 20 metrów się poddaję i oddaję GSa w dobre afrykańskie ręce

Na szczęście sama SH 20 to już piękny szuter. Skał i kamieni prawie brak, w końcu można jechać na czymś innym niż jedynka Jest gładko, nawet stać nie trzeba, w końcu nogi i ręce odpoczną…

Pięknie tu:





Kurzy się straszliwie, więc jedziemy w dużym odstępie, nie widząc się. Dziś ja jadę pierwsza, co kilka km czekając na Bliźniaka. Choć w sumie to i tak nie wiem, jak zdołałabym zawrócić na tej wąskiej drodze, gdyby trzeba było się wracać

Raz dość długo na niego czekam i zaczynam myśleć intensywnie. W końcu nadjeżdża i krzyczy "ale bym się wypier...". Po czym mętnie się tłumaczy, że ta pasterka taka ładna była

Po przejechaniu jakiś 15 km droga zaczyna wspinać się serpentynami po zboczu





Spotykamy roboty drogowe (ale asfaltować raczej nie będą, wyglądało to na poszerzanie drogi i utwardzanie), które, przynajmniej dla mnie, stanowią miejscami spore utrudnienie. Trzeba przejechać po świeżo wysypanych, nie ubitych jeszcze kamyczkach, w których koła wręcz toną…

W końcu najlepszy kawałek drogi, czyli agrafki na szczyt, a potem w dół. Początkowo każda agrafka na jedynce, ale z czasem było lepiej Na szczęście mijamy tylko ze dwie terenówki…



Spoceni i zakurzeni jesteśmy na szczycie:







Z góry wygląda niewinnie:



Otaczające szczyty mają coś koło 1900 m n.p.m. Jadąc, wolę się trzymać bliżej ściany…



Winkle się niestety kończą, zjeżdżamy w dół, szuter coraz szerszy, autostrada prawie, niemożliwe, ale nawet czwórkę wrzuciłam

Dobijamy w Hani i Hotit do SH1 i witamy asfalt. Z przerwami, ale jest Jedziemy na Shkodër, nową drogą z tysiącem rond, przyzwyczajając się powoli, że coś takiego jak drogowskaz w Albanii (przynajmniej tej północnej) nie funkcjonuje. W Shkodër, jednym z większych albańskich miast, lekkie pandemonium. Pierwszeństwo? Znaki? A co to takiego? Oczy dookoła głowy, palce na klamkach i da się jechać nawet na rondzie z niewiadomą ilością pasów. Szybka wymiana euro na leki w baku, pani oburzona , że chcę kwitek (a ja chcę po prostu wiedzieć, ile tych leków mam, żeby się jakoś z Bliźniakiem rozliczyć), znów piękne rondo, jedziemy na azymut na południe, ufff, udało się wydostać z miasta. Co mnie jeszcze uderza w Albanii – ogromny ruch w miastach i puste drogi poza nimi…

Wyjeżdżamy na SH5 kierując się na wschód. Droga piękna – nowy asfaltowy dywanik wijący się między górami i do tego w zasadzie pusty…Ale i tak nie da się jechać szybko – odcinków prostych prawie brak. Jemy obiad i kolejne espresso w Fushë Arrëz i zastanawiamy się, jak będzie wyglądała droga SH22 do Fierzë. Może piękny asfalt, a może kamienie jak wczoraj… Tuż przed wyjazdem wyczytałam, że słynny prom Koman – Fierzë nie kursuje z powodu niskiej wody, ale postanawiamy to sprawdzić.

Spotykamy po drodze wielkopolską ekipę 4x4, która też wybiera się na SH22 i dalej do doliny Valbone (tę polecił Oskar_Z i inni, jako równie ładną jak Theth). Może się spotkamy…

Droga okazuje się być asfaltowa, ale wąska i kręta. Na mojej mapie ma 32 km, a w rzeczywistości ponad 60. Widoki znów piękne:









Trochę nas przygniata temperatura, jest prawie 38 stopni. Ja w zbroi i spodniach grubych, ale po wczorajszych doświadczeniach nie ma mowy, żebym je zdjęła. Jedziemy wolno, bo same zakręty, zero przewiewu i pot leje się po plecach…

Dojeżdżamy do jeziora Fierzë:



Prom faktycznie nie kursuje, nie bardzo wiemy jak z Fierzë wyjechać (dróg dwucyfrowych w gpsie już brak…) w dodatku stacja benzynowa nieczynna. W końcu ktoś wskazuje prawidłowy kierunek i nawet jest stacja. Zapada już powoli zmrok, więc nastawiamy się, że do Valbone nie dociągniemy (zostało ze 40 km), bo na koniec jest 20 km offu. Jednak obsługa stacji twierdzi, że dojedziemy tam w 20 minut (!). Z grzeczności potakujemy, bo tu wszystkim się wydaje, że nasza prędkość przelotowa oscyluje koło 100 km/h

Z tyłu pojawia się znana nam już ekipa 4x4, uzbrojona w gpsy, satelity, laptopy i co tam jeszcze jest możliwe. I twierdząca, że w godzinę zajedziemy. No dobra, to próbujemy. Umawiamy się na kempingu w Valbone.

Dojeżdżamy do Bajram Curri, całkiem sporego miasteczka stającego się bazą turystyczną. Hotele, pensjonaty, kafejki… Robimy zakupy i uciekamy. Za miastem jeszcze kilka km asfaltu, skręcamy nie tam gdzie trzeba i trzeba zawracać. Zawracam pod górkę, za duży przechył i Jagnięcina znów na ziemi. Grrrr…Tym razem to raczej położenie niż wywrotka, ale jednak… Kolejny raz stwierdzam, że moje niepozorne gmole bardzo dobrze się sprawdzają – nie mam jeszcze ani jednej ryski na owiewkach

Zaczyna się szuter-autostrada. Szeroko, gładko… i tak aż do końca. To chyba najszybciej przez nas pokonany odcinek off Jedyny minus - pędzące terenówki, a za nimi obłoki kurzu.





Szeroki szuter kończy się w kotlinie ze wszystkich stron otoczonej wysokim górami. Jest darmowy kemping z rzeczką, można więc się umyć po kilku dniach…
Woda w strumyku ma chyba nieco powyżej 0 ºC
Dojeżdża ekipa 4x4 i wieczór spędzamy przy ognisku, przy okazji grzejąc wodę w butelkach do mycia

cdn.
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem