Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.05.2012, 14:19   #52
Miętus
 
Miętus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Miętus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
Domyślnie

Dzień XVI 06.09.2011r 598km
Nocka mija spokojnie. Spanie bez namiotu dało się jednak odczuć na tej wysokości, chłodek popieścił nam kości. Rano wita nas głos z rakiety, +6 Celcjuszy i mokre śpiwory. Niestety spowodowała to różnica temperatur między dniem i nocą, a rosa z pobliskiej rzeczki postanowiła wleźć nam do śpiworów. Na szczęście gorąca kawa wraca nas do życia a wędrujące coraz wyżej słońce wygania wilgoć z naszych śpiworów. Jeszcze tylko gest pozdrowienia od pasterza, który zagnał na poranne pojenie kebaby i ruszamy. Droga dość dobra, otaczają nas różnokolorowe wypalone słońcem góry. Ta część kraju jest zupełnie odmienna od zachodnich, ucywilizowanych regionów Turcji. Autoktoni ze względu na trwającą tu połowę roku zimę, upalne suche lato i nienadające się pod uprawę góry i stepy wegetują na skraju nędzy. Szukają oni schronienia w domach zbudowanych głęboko w ziemi, krytych wysuszonym krowieńcem w zimie dających ciepło, a w lecie upragniony chłód. W lecie wypasają owce i bydło a gdzieniegdzie można dojrzeć małe poletka zboża. Na trasie napotykamy dwie mijanki bo przyroda znów pokazała swoją siłę. Z gór zeszła lawina i droga była zasypana. Na szczęście z jednego pasa odgarnęli już głazy i kamole i dało się przejechać. Zresztą biegnące u stóp stoków torowiska w wielu miejscach są zabudowane tunelami przeciw lawinowymi. W pewnym Momencie zauważam stojące na poboczu drogi wozy pancerne i kręcących się wokół żołnierzy. Chyba jakieś manewry.
1098.JPG

Po paru km znów, ale tym razem w otoczeniu czołgów z lufami skierowanymi na góry. Dopiero po spojrzeniu w mapę uświadamiamy sobie: wjechaliśmy do państwa Kurdów. Przyznam, że przejeżdżając obok stojących przy drodze czołgów i żołnierzy tureckich w pełnym ekwipunku patrzących na nas przenikliwym wzrokiem poczułem lekki dreszczyk na plecach. Bałem się otwarcie robić zdjęcia bo niekoniecznie chciałem stracić aparat z całą zawartością. Sami Kurdowie i ich miasteczka raczej nie odbiegają od reszty populacji tureckiej ale widać u nich głębiej zakorzeniony Islam. Szczególnie zauważalne jest to w ubiorze kobiet, gdzie większość ma zakryte włosy, a często też twarze zakrywają burką, a w czasie modlitwy ulice są wyludnione.
1062.JPG

Ale religia nakazuje im być dobrym więc witali nas jak wszędzie przyjaźnie i z lekkim zaciekawieniem. Na stacji paliw na dzień dobry poczęstowali nas kawą i przyjazną pogawędką. Po drodze dwa razy napotkaliśmy kontrole wojskowe. Cóż tutaj niestety trwa cicha wojna. Droga była zamknięta płotkami i wszystkie pojazdy były kierowane na duży parking gdzie stały wozy pancerne i czołgi, dwa lub trzy Land Rovery i oczywiście uzbrojeni po zęby żołnierze. W stojących tam autach osobowych żołnierze robili istny kipisz. Powolutku podjechaliśmy do nich, podniosłem dłoń w geście powitania. Stojący z lornetką, chyba oficer, odpowiedział gestem i pokazywał, że możemy jechać dalej. Jednak widać mają świadomość, że turysta to jakby nie było pieniądz więc nie należy go niepokoić a na terrorystów to chyba nie wyglądaliśmy, choć jak spojrzałem na siebie w lusterko to nie wiem.
Góry robią się coraz bardziej płaskie, droga niestety też coraz prostsza ale skwar przez cały czas chce nas zabić. Na szczęście pod wieczór krajobraz się zmienia. Docieramy do Kapadocji. Dla wielu podróżników jest to kraina legendarna a nie ma się czemu dziwić bo jest tu po prostu pięknie. Na skutek skamienienia tufu wulkanicznego – popiołu wyrzuconego około 3mln lat temu przez okoliczne wulkany powstały tu niesamowite twory natury i ludzkich rąk. Tuf w postaci miękkiej skały jest bardzo podatny na erozję, dlatego przez lata deszcze wyrzeźbiły fantastyczne, kolorowe wąwozy, kotliny, smukłe i wysokie kominy oraz stożki pokryte kapeluszami na kształt grzyba, lub raczej kutasa wyrastające prosto z ziemi. Od najdawniejszych czasów ludzie wykorzystując miękkość tufu żłobili w nim swoje domostwa. Obszar Kapadocji sprzyjał uprawie winorośli a porośnięte trawą stepy ułatwiały hodowlę koni. Ponieważ słoneczko udawało się na spoczynek rozbijamy się na jakimś wzgórku wśród malowniczych wytworów przyrody około 8km od stolicy Kapadocji Goreme.

1125.jpg

Dojazd fajny, mocno pod górę i po bardzo sypkim, jak mąka, wszędobylskim piachu. Na szczęście udało nam się nie położyć wypakowanych Afryk. Ale za to widok z obozu wspaniały. Trawa wysuszona na popiół, łagodne wspaniałe pagórki i kutasy wyrastające wprost z ziemi w promieniach zachodzącego słońca, a obok poletka z wielkimi soczystymi melonami. Bajeczny świat. Słoneczko coraz bardziej przytula się do gór rzucając na nie czerwoną poświatę. W koło zero żywej duszy. Zmierzcha się. Zeżeramy jakieś resztki chleba ze zdechłym pasztetem zapijając browarem i upajamy się ciszą i spokojem. Gdy zrobiło się całkiem ciemno w oddali rozbłysła tysiącem świateł góra Uchisar z położoną u jej stóp wioską. Tam bawili się turyści z innymi portfelami niż nasze ale nie zamieniłbym na tą zabawę otaczającego nas spokoju. Wpatrzony w gwieździste niebo i cienie rzucane przez majestatyczne budowle skalne, przeglądając w głębiach pamięci kręcone tutaj sceny wyścigów smugaczy z Gwiezdnych Wojen zasnąłem przed namiotem. Niestety po jakiejś godzinie szybko wystygające góry popieściły mnie chłodem i wczołgałem się w czeluści namiotu zastanawiając się czym zaskoczy mnie jutrzejszy dzień.
1134.jpg
CDN...
Miętus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem