15.30 Dosiadam bestię - karawana ruszyła, buja jak diabli. Nie wiem dlaczego ale mój nie dość , że się najgorzej prowadzi to jeszcze siodło mu spada

ISO 1600 w aparacie, przysłona na 4.0 i może coś się uda upolować...
Zaczyna się porządnym "bąkiem"

:
Do Wiesia już nic nie doleciało wiec się tylko śmiał skubaniec
Skurcze nogi od walki z wielbłądem i spadającym siodłem łapią już po godzinie.
Po 90 minutach docieramy na skraj diun, dalej już tylko duży kawał hamady, potężnie wyglądające góry i Algieria.
Przejazd bez historii ale myślę, że warto pokazać co widziały gały

:
Niby wydma cały czas ta sama ale szybko zachodzące słonko, silny wiatr sprawiają, że scena zmienia się co chwilę. Migawka strzela więc co chwilę i utrwala te piękne chwile:
Lądowanie :
Robimy fotki bo już słonko zachodzi i udajemy się na posiłek.
W oddali widać góry , które są granicą Maroka i Algierii.
Kucharz karze na siebie długo czekać ale podobno jak się dłużej poczeka to lepiej smakuje

To może zanim podadzą posiłek to ponarzekam … wyobrażałem sobie, że zawiozą nas na piaski, rozpalą ognisko, w jakimś garnku czy kotle zrobią jedzonko, zjemy, pograją, pośpiewają, potańczymy... no taka impreza po czym wszyscy zmęczeni udadzą się do swoich szałasów i owym przykryci śmierdzącymi za pewne skórami zasną. A tu : kibel, prysznice, woda, elektryka, namioty, łóżka, koce, kuchenka gazowa.... no nie tak miało być.
Ale cóż, cieszę się z tego co jest.
Moim zachciankom sprostało tylko niebo. Było przecudne, najpierw przepiękny zachód a potem coś co powaliło mnie na kolana i nie pozwoliło dłuuuugo wstać - rozświetlone tysiącem gwiazd, przykuło do zimnego już piasku Sahary, nie pozwalało wrócić do namiotu. Eh..
W końcu podano jedzenie. Tadżin był bardzo ale to bardzo pyszny. Najedliśmy się do syta. Jednak nie tylko niebo dało radę, kucharze też !
Nasi opiekunowie zaczęli grać.
Brakowało tylko alkoholu... Jako, że sąsiednie „wioski pustynne” już zasnęły opiekunowie przyszli do nas i stworzyła się 4 osobowa orkiestra. Po ok 45 minutowym pokazie grajkowie poszli zapalić i zginęli

Nie chciało nam się czekać i zmęczeni porannymi harcami na piasku. Dziewczyny wracają po kwadransie dowartościowane jak nigdy

Berberowie zaproponowali im spacer „na wydmy”

Próbujemy usnąć. Żołądki pracują tak, że niem dają usnąć. Co chwila ktoś opuszcza namiot w „niewiadomym” celu

Ja twardo zaciskam zwieracze i usypiam. Obym tylko nie popuścił
Sen.