Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13.12.2011, 21:29   #5
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 289
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 9 godz 26 min 34 s
Domyślnie DZIEŃ 14 – 2 czerwca, czwartek

262a_01.jpg

Tym razem długo wstaję i długo się pakuję. Deszcz przestał padać dopiero rano, z koron drzew wciąż spadały krople. Wilgoć. Dużo wilgoci.

263_01.jpg

Wyjechałem bez śniadania, zatrzymałem się, żeby je zjeść w Bileciku.

264_01.jpg

Kupiłem bułkę w piekarni i ayran w małym sklepiku.

265_01.jpg

Wjechałem do Stambułu. Nie autostradą, ale drogą do niej równoległą i tak samo wygodną, czasem trzeba było tylko stanąć na światłach.

266_01.jpg

267_01.jpg

Tylko tutaj w jedno przedpołudnie widziałem 3 kraksy. W tym giga-mieście dopiero zauważyłem, że Turcy jeżdżą jak szaleni. Ale i u nas jest podobnie, po wioskach i mniejszych miasteczkach ludzie jeżdżą duuużo spokojniej niż w miastach. A te korki! W Stambule nikt nie przepuszcza motocykli.

Jeszcze przed Stambułem zatrzymała mnie policja. Bardzo miła pogawędka i to po angielsku. Co myślę o tureckich „crazy drivers”? Po 5 minutowej konwersacji policjant nawet nie chciał spojrzeć na moje dokumenty. Na koniec usłyszałem jeszcze życzenia miłej podróży! Niech drogówka w Polsce bierze przykład!

Zatrzymałem się na stacji benzynowej próbując wczytać do gps-a adres sklepu motocyklowego. Potrzebowałem sprej do łańcucha. Po chwili podjechał kurier na skuterze. Jak wszyscy Turcy był życzliwy i chciał pomóc Jednak po angielsku znał tylko jedno słowo: friend Mówił do mnie po turecku, co bardzo szybko mnie wyczerpało i już po chwili nie chciało mi się nawet powtarzać w formie pytającej wypowiadanych przez niego pojedynczych słówek. Równie dobrze mógłby przemawiać do mnie po chińsku. Na początku chciałem, żeby pomógł mi zrozumieć adres sklepu motocyklowego. Miałem ich kilka przygotowanych, ale za cholerę nie mogłem ich wczytać do gps-a. Potem zacząłem nawijać o potrzebnym spreju. Po kolejnych 10 minutach chciałem już tylko, żeby zostawił mnie w spokoju Przestałem wysilać się swoim (też łamanym) angielskim, mówiłem coś po polsku i starałem się jak najbardziej obrazowo machać rękami „czaisz te kocie ruchy, te gesty rękami” Język gestów zaskoczył! Obaj się ucieszyliśmy i dosiedliśmy swych maszyn. Jednak Turek zaraz znowu się zatrzymał chcąc się upewnić, że jest mi potrzebny tylko smar, a nie olej do silnika. Tak, tak, tylko smar. Ok!

268_01.jpg

Ruszyliśmy znowu. Poprowadził mnie przez arterie swojego miasta. Podążałem za nim i mimo tego, że nie jechał zbyt szybko, maksymalnie ok. 90 km/h, to w korkach i ogólnym chaosie ulicy ciężko mi było za nim nadążyć. Po kilku kilometrach, które bardzo mi się dłużyły wreszcie skręciliśmy w boczną uliczkę, gdzie zobaczyłem całe zagłębie motocyklowe. Co najmniej kilkanaście salonów motocykli i skuterów. Weszliśmy do salonu hondy i pojawił się szef, chłodno się witając. Sprej motula kosztował 30 TL, drożej niż u nas, innych nie było. Nie grymasiłem. Pan okazując swoją łaskę spuścił mi z ceny piątaka, na co pani w kasie zareagowała unosząc brwi pod sam sufit w niemym zdziwieniu Kurczę, koleś, gdybym był na Twoim miejscu i ktoś przyjechałby do mojego do salonu pokonując wcześniej ponad 7 tysięcy kilometrów to dałbym mu ten sprej za darmo i jeszcze poprosił o autograf. Tak wtedy pomyślałem, uśmiechając się i mając nadzieję, że nie czyta mi w myślach. Za chwilę jednak wyszedłem i mi przeszło. W końcu za kogo ja się uważam? Wymieniliśmy maile z tureckim kurierem i się pożegnaliśmy.

269_01.jpg

Przed wjazdem do Stambułu myślałem sobie, że chciałbym załatwić tutaj 3 sprawy: kupić sprej do łańcucha, rzucić okiem na Hagia Sofia i zjeść kebaba, który pozwoli mi pędzić z wiatrem do wieczora. Ale nagle poczułem się strasznie zmęczony tym miastem, jego ogromem i chaosem. Gdy zobaczyłem znak otogar, pomyślałem: ok! Na dworcu na pewno znajdzie się kebap! Dworzec adekwatny wielkością do swojego miasta. Pełno tu prywatnych przewoźników mających swoje lokale. Zaparkowałem motocykl i zabierając ze sobą kask, kurtkę i plecak – uznałem, że dworzec to miejsce jednak mało bezpieczne, wszedłem do pierwszej lepszej mordowni. Za 9 TL zjadłem nadspodziewanie dobry posiłek. Zapłaciłem i wyszedłem z pełnym brzuchem trochę się przejść.

270_01.jpg

271_01.jpg

Zadowolony z siebie przechadzam się trzymając w jednej ręce kask, a w drugiej kurtkę. Uszedłem ze 100 – 150 metrów, gdy zorientowałem się, że ktoś za mną biegnie. Odwracam głowę i widzę kelnera trzymającego w ręku mój plecak. Nie wiem nawet, czy usłyszał moje serdeczne podziękowania bo jak tylko mi go oddał, na nic nie czekając biegiem pomknął z powrotem. Wzruszyłem się, bo w plecaku miałem paszport, dokumenty motocykla, pieniądze, aparat i kamerę, więc bez niego byłoby raczej ciężko dostać się do domu. Nawet nie sprawdzam, wiem, że wszystko jest na swoim miejscu. Zaczynam być roztargniony...

A parę godzin później, gdy kasjer w sklepie pomylił się i wydał mi o 20-kilka tureckich lirów za dużo, całą wieczność analizowałem za i przeciw zwrócenia mu na to uwagi, nim w końcu, po chwili odezwałem się. Ta moja małostkowość! Jak ciężko jest ze sobą walczyć, jak dużo trzeba zmienić!

272_01.jpg

I ostatnia migawka z Turcji. Po drugiej stronie ulicy dorosła córka stojąca z wózkiem na ulicy, żegna się ze starszym mężczyzną, pewnikiem swoim ojcem. Kończą rozmowę, a potem ona całkiem niewymuszonym gestem całuje ojca najpierw w rękę, a potem przykłada ją sobie do czoła. Piękne i wzruszające!

Przejście graniczne Edirne Kapikule przebyłem błyskawicznie, rozbawiając przy okazji celników. Dojeżdżając do ich budki i widząc 2 wpatrujące się we mnie bułgarskie twarze niczego oczywiście nie podejrzewałem, gdy nagle spod asfaltu zostałem zbryzgany jakimś syfem Zrobili mi prysznic z chloru! Zatrzymałem się przy nich i poirytowany pytam o co kaman? A oni bardziej weseli niż im na służbie przystoi, mówią, że to zabezpieczenie sanitarne, żeby nie przywieźć czegoś do UE. „Pożartowaliśmy, pośmiali, jak to mówią” i ruszyłem przed siebie mając nadzieję, że za chwilę spadnie solidny (acz krótki) deszcz i spłucze ze mnie to gówno.

Nocleg w lesie nad brzegiem jeziora w Bułgarii! Super miejscówka! Ale jeszcze jakieś 200 metrów przed ostatecznym wyborem miejsca na spanko, wywaliłem się i nie miałem siły podnieść tej załadowanej krowy. Spociłem się jak mysz. Gdy 5 minut później znalazłem to wspaniałe miejsce, od razu wskoczyłem do jeziora. Cudowne uczucie! Tym bardziej, że ostatni raz kąpałem się… nie pamiętam już kiedy...

Po kolacji długo siedziałem i cieszyłem się tym miejscem. Cisza, spokój, gwiazdy i leciutki szum fal jeziora. Brak ludzi i bzyczących krwiopijców. Aż żal kłaść się spać!

273_01.jpg

Pozycja noclegu wg gps: N42˚35΄17,80΄΄ E25˚53΄56,84΄΄
Najbliższe miasto: Рaнuчepebo, Noba Зaгopa, BG
Dystans dzienny: 703 km
Dystans skumulowany: 7668 km
Mech&Ścioła jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem