Dzień 33  836km.  29.07
   
  Pobudka o godzinie czwartej rano. Sprawnie pokonujemy dystans do granicy z Polską. W knajpce na granicy w Budziskach  jemy bardzo wczesne śniadanie . 
  
  No cóż  coś się kiedyś zaczyna , a jak się zaczyna to i musi się  skończyć . Nadszedł czas rozstania … Łzy się nie polały, przecież twardzielom nie wypada 

.Żegnamy się obiecując, iż w miarę szybko wymienimy się zdjęciami i nakręconym materiałem filmowym. Dziękujemy sobie za spędzony razem miesiąc i SUPER !!! przygodę . Piotr jedzie do siebie do domu, a ja z racji tego, że mam po drodze jadę do Roberta na kawę. Do domu jeszcze prawie 500 km. zatem po szybkiej kawie wsiadam na Afrykę i gnam na spotkanie z rodziną. Większość drogi pada deszcz. Jazda jest nudna. Nie widać wielbłądów, ani jaków, czy też pasących się koni. Przestrzeń też jakby trochę mniejsza. Brak w krajobrazie gór i jezior. 
   Kiedyś trzeba będzie wrócić i zobaczyć, to czego się nie udało zobaczyć na tej wyprawie. W domu jestem wieczorem, gdzie czeka na mnie wytęskniona rodzina. Miłą niespodzianką jest powitanie w strugach lejącego  się na motocykl i na mnie  szampana. Witam się z wszystkimi i zaczynam szczątkowo opowiadać o naszej wyprawie.
Trasa wyglądała tak :
  PODZIĘKOWANIA DLA:
   
  Ks. Andrzeja z Bijska za nocleg
  Bolda za pomoc medyczną  i całej jego rodzinie za przyjęcie nas pod swój dach 
  Pawła z Irkucka  za gościnność, nocleg i załatwienie akumulatora , jak i chłopakom Klubu Black Bears 
   
   
   
  
Podsumowanie:
   
  Nie jesteśmy alkoholikami !!!   Mała -  prawie codzienna ilość szlachetnego trunku nas po prostu relaksowała.
   
   
   
  Motocykle spisały się bardzo dobrze . 
   
  Varadero udowodniło, że jest prawie niezniszczalne. Oprócz tego pękła linka od sprzęgła
  Bez gum
   
  KTM  akumulator który dało się załatwić + jedna guma
   
  Afryka zawiesił się ślimak licznika  ( czy coś takiego )  . Już naprawione + jedna guma     
   
   
  Trasa liczy ….. i tu mała zagwozdka . Podawany przebieg jest z zestawienia dziennych przebiegów  Piotra . Jak wspomniałem miałem problem z licznikiem i kilka ładnych tysięcy nie naliczał kilometrów .Odległość z licznika Piotra uwzględniając dojazd do mojego domu wynosi  ponad 19.000 km.  Biorąc natomiast pod uwagę licznik Roberta , dodając dojazd do mojego domu i trasę z Piotrem na Gobi wychodzi ponad 20.000 km. 
   
  Ile zatem przejechałem kilometrów 
 
  Nie wiem i to się dla mnie nie liczy. Liczy się  przygoda , a ta  była SUPER !!!   i tego się trzymajmy 
   
  Zrobiliśmy  2341 zdjęć . Będzie też filmik ale kiedy ….  któż to wie . Jak będzie gotowy oczywiście  wkleimy.
   
   
   
  Były chwile grozy , chwile zwątpienia . Był śmiech , zachwyt  , zmęczenie . Było wszystko to co powinno być w dobrej przygodzie  zakończonej happy endem .
   
  
Panie i Panowie dziękujemy za uwagę i poświęcony czas na czytanie tej relacji. 
   
  
Takich przygód życzymy Wam wszystkim !!!
   
   
   
   
   
   
  KONIEC !!!!!
                                                                                            
                                            C.D.N. (ale to już w innej scenerii)