Cytat:
Napisał wojtekm72
A Baran pisze coś na forum "transa"
|
Z tego co mi wiadomo to nic nie pisze.
Tak więc, jak widać, dobraliśmy się słabo. Znałem Barana trochę wcześniej, coś tam razem jeździliśmy. Wiedziałem, że mamy "lekko" inną filozofię jazdy, jeszcze jak miał TA. Ale miałem nadzieję, że się uda. Poza tym za dużego wyboru nie miałem.

To co tu opisuję to jest to co się działo we mnie, mój punkt widzenia. Miałem nawet jakieś myśli czy by się nie rozdzielić, szukałem na mapie pomysłu co i jak ogarnąć dalej samemu. Ale to były tylko pomysły, ewentualności. Nigdy też nie mówiłem, że jestem łatwym człowiekiem, bo nie jestem.

Nie zrzucam tu na nikogo winy. Poprostu wzajemne relacje nam się nie układały za bałdzo, nie zgodność charakterów, itp...
Podjechałem do chaty. Zaparkowałem na tarasie. Teraz będzie uszczypliwa dygresja o owym tarasie.

Na taras trzeba było wjechać kawałek ze żwirkowej koleiny po trawiastej górce/skarpie. Na końcu czekał dosyć wysoki krawężnik (próg tarasu). Jak się człowiek zawahał to było po temacie.
DSC_6264.jpg
Afra mi się ładnie wgramoliła z całym dobytkiem i nic się nie stało. Baran wybrał lekko inny wjazd i też w końcu go tam wciągnęliśmy. Następnego dnia rano trzeba było zjechać spowrotem. Odpaliłem Afrę, ruszyłem i na stojaka zjechałem bez problemu. Baran za to spietrał i sprowadzał tigra po tej trawie. Stwierdził, że więcej tam nie wjeżdża, bo to niebezpieczne i będzie zostawiał motór na drodze.

Jak woli. Afra za to polubiła tam parkować.
Wszedłem do naszego dobytku, nadal byłem ujarany wrażeniami dnia całego.

Entuzjazm mój był o dziwo ponadprzeciętny.

Jak jeszcze zobaczyłem, że filmiki się nagrały dobrze i sobie pooglądałem to już wogóle odpłynąłem.

Coś tam zacząłem Baranowi pokazywać i opowiadać. Ale jakoś specjalnie się nie zainteresował. Siedział w domku z browcem. Wcześniej był nad Czarnym Jeziorem i mówił, że nic specjalnego. Tak więc dalej kontemplowałem dzień po swojemu, czyli samemu sobie.

Wziąłem się za planowanie dnia następnego, póki jeszcze emocje nie opadły. Polookałem na mapie i wyszło, że jutro chyba znowu odwiedzę BiH. Wyszukałem sobie jak najbardziej boczne drogi, pętelkę zaplanowałem tak aby cały dzień zajęło. Jak już plan mi się klarował przedstawiłem mą wizję "współtowarzyszowi". W odpowiedzi usłyszałem, że 250km to za dużo na dzień i on chyba nie pojedzie. Nie namawiałem, bo mi to nawet było na rękę, bo trasa zapewne będzie leciała offem trochę.
Tak więc kolejny dzień mam solo.

Rano się zebrałem nie nerwowo, spakowałem najpotrzebniejsze graty, zjechałem z tarasu

i ruszyłem w stronę mostu na Tarze. Po drodze zajechałem jeszcze do IT zapytać czy wybrane przeze mnie przejście graniczne działa/istnieje? Nawi mi tej trasy nie widział, ale to nie było nic nowego, bo AutoMapa słabo obsługiwała tamte rejony. MNE jeszcze jako tako, ale BiH, Alb to porażka, ledwo główne drogi były. Po konsultacji ze "starszyzną" dostałem info, że przejście jest i powinno być ok, ale droga jest już nie jest ok. Na to odpowiedziałem, że droga jest zapewne właśnie jak najbardziej ok, podziękowałem i wygiąłem dzidę.

Najpierw znowu na dół, nad most, fajnymi serpentynkami po niezłym asfalcie, więc się trochę rozgrzałem. Kilka motórów minąłem więc coś tam jeździ, mimo, że mało nas widać. Dojechałem do mostu, ale tym razem przejeżdżałem po nim na drugą stronę. Kierowałem się na Pljevlja, a dalej na granicę niedaleko miejscowości Sula.
[MAP]http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=43.395927,19.031303&hl=pl&ll=43.272206,19.252167&spn=0.676927,1.058807&sll=43.393074,19.053125&sspn=0.042224,0.066175&geocode=FbJ-kgId5LojAQ%3BFVcrlgIdB2UiAQ&vpsrc=6&mra=pr&t=h&z=10[/MAP]
Do Sula jest asfalt, całkiem fajna droga. Momentami nudna (od mostu do Pljevlja szczególnie

), ale daje radę. Nawi mi już nic nie pokazuje od dłuższego czasu, więc po drodze parę razy łapie mnie wątpliwość czy dobrze jadę. Używam jej tylko do określenia w którą stronę jest granica. Jak mam niepewność gdzie jestem to patrzę na zwykła papierową mapę (ta o dziwo nie kłamie

).

Za Sula zaczyna się szuter i za chwilę jest rozjazd. Nie wiem którędy i nie chce mi się błądzić bez sensu, więc pytam jakiegoś autochtona którędy na Bośnię. Uzgadniamy zeznania i jadę dalej.
Tak wygląda droga do przejścia granicznego
100_0350.jpg
Mijam jakąś fabrykę/zakład i zmierzam do granicy. Dróżka trochę zorana ciężkim sprzętem, ale mi tego właśnie brakowało. Podbijam pod szlaban po środku niczego. Jest też mała budka i dwóch pograniczników.
100_0351.jpg
Wychodzą lekko zdziwieni kto ich niepokoi w ten piękny, gorący dzień.

Daję dokumenty, chwile gadamy "skąd przybywam", "dokąd zmierzam", "że samemu", itp. Całkiem przyjaźnie, wszystko na luzie i z uśmiechem.

Żegnam się i jadę dalej. Bośnia wita mnie opuszczonym przejściem granicznym i otwartymi szlabanami.
100_0353.jpg
100_0354.jpg
No niby otwarte, niby w nowych kontenerach nikogo nie ma, niby okolica pusta, a Czarnogórcy mnie puścili bez problemu, ale i tak mam pewne zawahanie czy przejechać na luzie czy poczekać aż ktoś wróci/przyjdzie?

W końcu to Bośnia, a posterunek nie wygląda na opuszczony... czekam chwilę, cykam fotki, łażę po okolicy i stwierdzam, że nie ma co się pieścić. Jakby co to się będę tłumaczył, może nie zastrzelą.
Jadę dalej, droga idzie w dół i wpada w las. Jakość wcale się nie poprawia.
100_0355.jpg
100_0356.jpg
Widoki jak w Beskidzie
100_0357.jpg
Jadę tak dłuższą chwilę, droga cały czas idzie w dół, a na horyzoncie nie widać za bardzo cywilizacji. Jest dobrze, kierunek prawidłowy (w sumie jedyny, bo droga się nie rozwidla nigdzie

), traska fajna.

Po ładnych 10-12km trafiam na posterunek przy drodze. Tak więc jednak kontrolują, tylko im się nie chce pewnie dymać tam na górę.
Przedemną stoją 4 cytryny Dyane, pooklejane hasłami o Maroku w poszczególnych latach, niektóre są nawet w pustynnym malowaniu.
100_0358.jpg
W każdym jedzie para starszych Francuzów, których spotykam w budce policjantów. Niestety oni tylko po swojemu nawijają, to coś tam pogadałem z pogranicznikami po angielsku. Znowu standardowy zestaw pytań, podobny jak na górze.

Francuzi kończą szybciej kontrolę i odjeżdżają. Usłyszałem jeszcze coś tam o Africa Twin, więc się orientowali w temacie.

Po chwili i ja jestem wolny. Dopytuję jeszcze którędy na Foczę i ruszam w "pościg" za cytrynkami.
Dochodzę ich po dłuższej chwili, nieźle poginają po tej żwirkowej drodze.
100_0359.jpg
Zjeżdżają do boku i jakoś sukcesywnie ich łykam po kolei. Macham łapą i jadę dalej przodem.
100_0360.jpg
Później już ich nie widziałem mimo, że kilka km dalej ucinam sobie pół godzinną gadkę z napotkanymi Słowakami na dwóch endurakach.
100_0361.jpg
Starszy facet na XL 600 i młodszy chłopak na BIGu. Przywieźli motóry na przyczepce za Polonezem Truckiem

do znajomego w Belgradzie i od tamtej pory walą offem na BiH/MNE.

Przeszyła mnie myśl, żeby się przyłączyć, ale jak mi powiedzieli po jakich trasach jeżdżą i jak czasem mają problem żeby się przebić na kostkach, to z żalem odpuszczam. Moje szosówki nie dają za dużych szans poza szutrem...
100_0362.jpg
Gadamy dłuższą chwilę, ja po swojemu, oni po swojemu i się rozumiemy całkiem dobrze.

Wymiana poglądów o oponach, o enduro, offach, życiu, jeździe solo, itp. Jest miło.

Żegnamy się, fotka na koniec i jedziemy w swoje strony. Oni do góry, ja na dół. Dojeżdżam do miejscowości Foca. Postój w cieniu, mały popas, rzut oka na mapę i jadę spowrotem na MNE, teraz już ancfaltem.

. Z Foczy na Brod i potem na przejście w Śćepan Polje.
Droga międzynarodowa
100_0363.jpg
Dobrze, że TIRów nie ma
100_0365.jpg
100_0364.jpg
Asfalt potrafi być wycięty za winklem na przestrzeni kilku metrów i wysypany luźnym żwirem, więc trzba się nieźle spiąć, żeby się nie zagapić.

Puszki też się trafiają i lubią mocno ciąć zakręty (ale to na całych Bałkanach zaobserwowałem

)
Dojeżdżam do przejścia granicznego. Już bardziej cywilizowane. Granicą jest rzeka, przez którą prowadzi taki o to mostek:
100_0366.jpg
Deski chrzęszczą pod kołami i jestem znowu w Czarnejgórze.
cdn...