Tak sobie leżę na trawce, patrzę na góry, słońce przygrzewa. Fajnie jest. Ale ile można tak leżeć?

Przecież jestem w Durmitorze, wachę mam, czas też, no i chęci się znajdą.

Po jakiś 20min się zbieram. Płoszę z lekka turystów i wyginam dzidę w głąb parku.
100_0337.jpg
Asfalt dobry, kręci się strasznie.

Połykam kolejne kilometry, łeb mi się mało nie ukręci od tych widoków, a tu jeszcze trzeba patrzyć pod koło i w dal co się dzieje na trasie, bo ciasna dosyć mocno.
100_0339.jpg
Na szczęście o tej porze ruch nie jest za duży, ale ślepe winkle na skraju skarpy wymuszają czujność.
100_0340.jpg
Na drodze potrafi też być piach, żwirek, kamienie, odchody, właściciele odchodów...
100_0341.jpg
Ale nic to, jedzie się wyśmienicie. Chłonę całym sobą okolicę i normalnie zbieram szczękę z gleby niemal za każdym zakrętem
100_0342.jpg
Tak sobie jadę, cykam fotki, to i pomyślałem, że nakręcę filmik. A tu zdziwko. Bakterie w aparacie się kończą definitywnie. No przecież nie odpuszczę takiej okazji: Durmitor przy zachodzącym słońcu, prawie bez turystów, no i jeszcze jadę na lekko.

Mapa w łapę i patrzę gdzie by tu zanabyć prund w paluszkach. Oczywiście w tej okolicy prawie nic nie ma. Widzę miasteczko Trsa tuż przy parku, na mojej trasie. No to naginamy. Tam musi być choćby kiosk.

Wyjechałem z Parku, górki się kończą, ale łeb się nadal kręci niemal dookoła, aż ciężko się na drodze skoncentrować.

Mijam jakieś pojedyncze domki, czasem jest ogłoszenie o sprzedaży sera, jakiś inwentarz żywy się plącze. Jest Trsa. W mieścince są ze trzy domki i jakaś knajpka, ale sklepu nie namierzam.

Przed knajpką stoi kilka motórów (LC8, R12gs), kilka terenowych Landków, jakieś kłady.
Szybka ocena sytuacji i wyginam dalej, pojadę do Plużine na dole. Tam na pewno będzie sklep. Co z tego, że to kolejnych kilka km dalej. Jest piknie.

Naginam dalej, bo słońce już zaczyna się zbliżać do horyzontu. Dziiida.

Teren wchodzi w las i zaczyna się obniżać, wracają serpentynki. Nagle zaczynają się też tunele.
100_0343.jpg
No i znowu mnie widoki rozwaliły na łopatki.

Droga kręta jak świński ogon, tunele wykute w skale na zboczu góry, widok na jezioro Pivskie w dole. No normalnie jestem w raju.

Banan na pysku chyba mi się kończy gdzieś przy potylicy.
Zjeżdżam na poziom jeziora, wyjeżdżam z tunelu i atakuję Plużine. Od przełeczy Sedlo minęło jakieś 38km, ale jakich kilometrów.

Sklepik, biorę bakterie, coś do picia i coś słodkiego. Jest super. Ludzie się dziwnie patrzą, wychodzą ze sklepów, nie wiem o co kaman, bo wyglądam całkiem normalnie.

I nawet starałem się tszody nie robić w mieście, a to, że się trochę spieszę i jestem nabuzowany energią to co innego. :d Hopsa z krawężnika i dziiiida spowrotem. Bakterie załadowane, można nagrywać.

Jeszcze tylko rzut okiem na Pivsko Jezero
100_0344.jpg
Na wprost, na/w górze widać gdzie się będę za chwilę wspinał
100_0346.jpg
i znowu wpadam w tunel na górę.
Nawrotki w tunelach, w zupełnej ciemnicy, jak się wpadało ze słońca to NIC nie było widać, normalnie czarna d.....ziura, a tu trzeba po winklu jechać.

I te skrzyżowania w tunelach, normalnie czaaaad.
Wyjeżdżam znowu na górę. Naginam w stronę Durmitoru. Ruch już prawie żaden, no i bardzo dobrze.

Doganiam przed Parkiem 3 terenówki z turystami. Cięęężko było ich wyprzedzić, mimo, że próbowali mi robić miejsce. Jak się udało, to uciekłem kawałek i zrobiłem szybki postój na włączenie aparatu.
No to teraz się zacznie (trochę długie te filmiki, ale nawet nie mogłem ich obciąć, bo nie było z czego

).
Jakość szałowa nie jest (musiałem je skompresować, bo trochę dużo ważyły i bym je uploadował chyba tydzień

), ale jak na aparat za 200zł to jest cacy.

Nagrałem praktycznie cały przejazd przez Durmitor. Leciałem oporowo (max ponad 80km/h), teraz już była tylko koncentracja na drodze.

Samochodów prawie nie było i dobrze, bo czasami przeginałem.

Na szczęście dobrze widać trasę w dal, więc można za wczasu zobaczyć co się zbliża, przeważnie.

Widziałem samochody, które wypadły z trasy, ale jakoś mnie to nie ostudziło.

Do Żabljaka dojechałem po ciemaku. Nawet mi nie przeszkadzała wizja spotkania z Baranem...
Dzień był szałowy, byłem tak naładowany energią, że aż mnie nosiło. Usiedzieć nie mogłem. Wlazłem na najwyższy szczyt MNE, a potem jechałem najlepszą trasą jaką w życiu na motórze pokonałem. Jak narazie
THE BEST.
[MAP]http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=43.125,19.10955+to:43.1801773,18.9268857+to: Nieznana+droga&hl=pl&ll=43.146088,18.983688&spn=0.339165,0.529404&sll=43.12805,19.038277&sspn=0.169633,0.264702&geocode=FVOMkgIdwrwjAQ%3BFQgJkgIdrpYjASl_O5UJkT5NE zF0ZM6Bg22zCQ%3BFZHgkgIdJc0gASmhq-6r9CNNEzHtQyjRI6Yj9Q%3BFUV9kgIdeIofAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=1&sz=12&via=1,2&t=m&z=11[/MAP]
A dalej będzie tylko lepiej.