Do tej chwili naszej wycieczki wytworzyła się pewna prawidłowość, że jeśli chciało się spać niezakłóconym snem to wypadało się troszkę odsunąć od Robertowego namiotu, z którego zwykły płynąć donośne dźwięki.

Noc po wysiadce Roberta była pełna niepokoju i myśli co należy robić i co nas czeka.

Czy przypadkiem żebra nie są pęknięte w sposób, że może dojść do uszkodzenia płuca. Leżalem w namiocie i wsłuchiwałem się w ciszę starając się złowić jakiś dźwięk z namiotu obok. Gdy nad ranem usłyszałem znajome pochrapywanie to dopiero zdałem sobie sprawę ile spokoju może wlać w człowieka taka "myzyka". Wraz z kolejnymi dniami muzyka trwała coraz dłużej i zdrowiej.