Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.07.2011, 03:13   #96
Zazigi
lamer miesiąca
 
Zazigi's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wa-wa
Posty: 683
Motocykl: RD07
Zazigi jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 21 min 23 s
Domyślnie

Dzięki wszystkim za forumowe towarzystwo, które bardzo się przydaje w tych dalekich stronach.

Kupując używany motor niewiadomego pochodzenia a tym bardziej KTMa, w wiele mówiącej wersji Adventure, spodziewałem się przygód ale przyznaję, że woda w oleju trochę mnie przerosła.
Ale po kolei...

Po sensacjach z łożyskiem sprzęgła i pompami oleju do położonej na wysokości 2,500m Bogoty dojechaliśmy bez problemów. Miasto z 7 mln. mieszkańców jest duże ale nie przytłacza. Poza kilkoma muzeami, nie jest też szczególnie ciekawe.

01.jpg
01a.JPG

Pojechaliśmy zatem na północ rozeznać trochę okolice Kolumbijskiej stolicy. Wybieraliśmy drogi trudne, często przejezdne jedynie dla osłów. Sypialiśmy w okolicznościach przyrody.

02a.JPG
02b.JPG
03.JPG

W Zipaquira, jak zdarza się to ostatnio coraz częściej, zupełnie przypadkowo ugościł nas Carlos. Rezygnując z wizyty u dentysty zabrał nas do kopalni soli z podziemną katedrą i rzeźbami z Wieliczki.








Pozdrawiam wszystkich afrykanerów!

W drodze powrotnej, przejazdem przez Bogotę, kupiliśmy zapasową oponę bo tu trudno dostać dużą oponę. Fajnie mieć zapasową oponę. Wszyscy widząć taką oponę trąbią i pozdrawiają. Nie to co bez opony.



Już z oponą zmierzaliśmy do Melgar na imprezę trans, bo korciło nas, żeby skosztować specjałów z których słynie Kolumbia. Melgar leży 100 km od Bogoty i jedzie się ciągle w dół obniżając o ponad 2000 metrów. Zmienia się klimat i temperatura ciągle rośnie. Rośnie i rośnie. Ciągle mam cztery kreski na termometrze. W końcu zatrzymuję się i zaglądam do chłodnicy. Okazuje się, że nie ma wody. Zaglądam do oleju. Mleko. Dolewam wody i dojeżdzamy do Melgar. Ostatnie parę kilometrów to ostry podjazd do finki (finka to takie gospodarstwo rolne które w ameryce łacińskiej zwykle oznacza dom z basenem i conajmniej 50 hektarów). Tu wszystko się już gotuje, silnik z czarnego zrobił się czerwony. Myślę, że to koniec wycieczki, staram się zapomnieć i nie psuć zabawy.



Tej nocy śmiałem się z siebie, że można się przejmować czymś tak idiotycznym jak woda w oleju. Ale następnego dnia nie byłem już tak zadowolony. Zastanawiałem się czy to jeszcze podróż czy to już życie ze swoimi wszystkimi problemami. Przyznaję, że byłem załamany. Jestem wdzięczny Ulce, że podtrzymywała mnie na duchu, ale tłumaczyłem sobie, że nie rozumie skali problemu.
Było z górki więc dotoczyliśmy się do miasta na luzie. Zatrzymaliśmy przy pierwszym lepszym mechaniku. Nie budził zaufania, ale nie mieliśmy wyjścia. Przynajmniej rozpoznał markę i był entuzjastycznie nastawiony. Umówiliśmy się na kolejny dzień.
Nazajutrz w pół dnia wyjeliśmy silnik i zdjeliśmy głowicę. Uszczelka ok, za to pompa wygladała na nieszczelną i okazało się, że na jednej śrubie jest zerwany gwint w cylindrze. Zabraliśmy silnik do gwintowania.

11.JPG
12.JPG
13.JPG

Kupiłem chiński uszczelniacz do pompy o podobnych parametrach i silikon. Manuel mimo, że mieszka w jednym pomieszczeniu z żoną i chorym dzieckiem, dał nam dach i kawałek podłogi. Następnego dnia wysmarowaliśmy wszystko silikonem, wywaliliśmy termostat, założyliśmy przycisk do wentylatora, żeby dmuchać na zimne i skręciliśmy wszystko do kupy. Mogliśmy jechać dalej.





Pojechaliśmy 200 km dalej, dzidować na pustyni Tatacoa.

14.jpg
15.JPG
15a.JPG
17.JPG
18.JPG
19.JPG

Stamtąd jeszcze dalej na południe do położonego w górach San Agustin, wzbudzając naszym przeładowanym motocyklem coraz to większe zainteresowanie wśród miejscowych. Ich inwencja nie zna granic, wystarczy popatrzeć na autobusy z osobnym wejściem dla wszystkich pasażerów. Istny Wąchock.







Wokół San Agustin jest wiele dziwnych rzeźb których pochodzenia nikt nie był nam w stanie wytłumaczyć. W trudniejszym terenie decydowaliśmy się na konie nie licząc już na terenowe możliwości KTMa.

24.JPG
29.JPG
28.JPG
27.JPG
30.JPG
26.JPG
25.JPG

W drodze do Ekwadoru zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w Mocoa, u wrót dzungli amazońskiej, żeby dotrzeć do wodospadu "Fin del mundo" ('Koniec świata').

33.JPG
32.JPG
33a.JPG
31.JPG

Wydawało nam się, że jesteśmy dzień drogi od Ekwadoru, tymczasem ta droga przez Andy to zwykła szutrówka poprzecinana wodospadami. Dotarcie do miejscowości położonej po drugiej stronie gór, oddalonej w linii prostej o 26 km zajeło nam ponad 8 godzin. Przed samą granicą wizyta w sanktuarium w Lajas.

37.JPG
38.JPG
39a.JPG
40.JPG

Kolumbia jest niezwykle piękna, niestety nie wszystko co byśmy chcieli udało się nam zobaczyć. Często z braku czasu, którego potrzeba wiele, żeby poznać tak duży kraj, ale kilkakrotnie też ze względu na bardzo aktywną partyzantkę 'guerillas' przed którą ostrzegali nas raz po raz kolumbijczycy.

Do Ekwadoru dojeżdzamy na oparach bo tam powinno byc tansze paliwo - i tu pierwsze zaskoczenie. Nie wolno tankowac pojazdow na zagranicznych blachach (mamy gwatemalskie), potrzebna jest zgoda policji. Jak sie okazuje to z powodu cen paliwa. Galon Extra (81 oktanów) kosztuje 1.48 USD czyli około złotówki za litr. Super (91 oktanów) jest trochę droższa bo po niecałe 2 dolary za galon.

Ostatnio minęliśmy równik, żniwa kawowe na panamerykanie w pełni.



Pozdrawiamy!!!
__________________
Życie jest podróżą.

Ostatnio edytowane przez Zazigi : 31.07.2011 o 03:46
Zazigi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem